30 grudnia 2014

Podsumowanie 2014 i plany na 2015 rok

Drodzy!

Cisza u mnie ostatnio, bo stety niestety dopadło mnie życie. Ilość obowiązków, z jakimi walczę na co dzień, jest spora i wciąż rośnie. Z jednej strony to dobrze, bo to oznacza rozwój, zwłaszcza w kierunku zawodowym, co najbardziej mnie cieszy. No i rozwój życiowy, staramy się z Mężem jakoś ogarnąć naszą przyszłość. Z drugiej strony - smuteczek, bo mam coraz mniej czasu na czytanie (choć tu nie jest jeszcze tragicznie) i na pisanie na blogu (tu kompletny klops). Zwłaszcza, że w grudniu postawiłam na integrację z rodziną i znajomymi i wolny czas poświęcałam m.in. nowej pasji, którą wspólnie rozwijamy, tzn. graniu w planszówki. ;)

9 grudnia 2014

Z. Lew-Starowicz, P. Reiter - Kocha, lubi, pragnie

Źródło
Tytuł: Kocha, lubi, pragnie
Autor: Zbigniew Lew-Starowicz, Paulina Reiter
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014

Co zrobić, żeby pierwsza randka była udana?
Jak rozpalić i utrzymać pożądanie?
Co jest potrzebne, aby zbudować udany związek?

Ta książka to zapis zaskakujących rozmów o tym, czego pragną kobiety i czego chcą mężczyźni. Profesor Zbigniew Lew-Starowicz radzi Paulinie Reiter nie tylko, jak znaleźć, ale przede wszystkim jak utrzymać partnera i stworzyć związek – namiętny i szczęśliwy.

„Kocha, lubi, pragnie” to jednocześnie szkoła uwodzenia i najlepsza instrukcja obsługi związku. (źródło)

27 listopada 2014

P. Gregory - Dwie królowe

Źródło
Tytuł: Dwie królowe
Tytuł oryginału: The Boleyn Inheritance
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Książnica
Rok wydania: 2011
Seria: Cykl Tudorowski, (#3)

Jest rok 1539 i dwór Henryka VIII coraz częściej drży przed zmiennymi nastrojami starzejącego się, schorowanego króla. Mając tylko jednego syna, Henryk VIII musi znaleźć nową żonę – korona Anglii przypada Annie Kliwijskiej. Nowa królowa ma ważne powody, by poślubić mężczyznę w wieku własnego ojca i przenieść się do kraju, którego język i zwyczaje są jej zupełnie obce. Mimo, że nowe otoczenie ją olśniewa, powoli zaczyna czuć, jak pętla niebezpieczeństwa zacieśnia się wokół jej szyi. ródło)

18 listopada 2014

H. Murakami - Na południe od granicy, na zachód od słońca

Źródło
Tytuł: Na południe od granicy, na zachód od słońca
Tytuł oryginału: Kokkyō no minami, taiyō no nishi
Autor: Haruki Murakami
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2006

Hajime i Shimamoto przyjaźnili się w dzieciństwie. Shimamoto, kiedy była mała, zachorowała na polio i od tego czasu miała sparaliżowaną jedną nogę. Hajime był jedynakiem, trochę rozpuszczonym i egoistycznym. Można powiedzieć, że byli zakochaną parą: po szkole godzinami słuchali razem płyt, rozmawiali i trzymali się za ręce. Potem ich drogi się rozeszły. Hajime jest już dorosły. Ma żonę, dwójkę dzieci, prowadzi bar jazzowy. Powodzi mu się nieźle i ogólnie można go określić jako „odnoszącego sukcesy mężczyznę w średnim wieku”. I wtedy w jego życiu, po dwudziestu pięciu latach ponownie zjawia się Shimamoto.(...) 

8 listopada 2014

K. Bielecki - Rezydencja

Źródło
Tytuł: Rezydencja
Autor: Krzysztof Bielecki
Wydawnictwo: Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości
Rok wydania: 2014

Mieszkanie głównego bohatera skrywa sekret, którym ten nie chce (albo po prostu nie może?) podzielić się z innymi.
Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy w jego życiu pojawia się pewna postać z przeszłości, która może być, jak również może nie być tym, za kogo się podaje - i nie wiadomo, która myśl jest bardziej niepokojąca.
Witaj w świecie artystów performatywnych, pokręconych relacji międzyludzkich, sekretnych grup i związków łamiących konwencje.
Ta historia jest jak mała układanka, której każdy element w odpowiednim momencie wyląduje na swoim miejscu.
Cokolwiek wydarzy się w tej książce, jednego możesz być pewien: podczas jej pisania - wbrew pozorom - nie wykorzystano żadnych substancji psychoaktywnych. Nie zmienia to faktu, że na koniec i tak spojrzały z uznaniem. (Źródło)

31 października 2014

C. Läckberg - Księżniczka z lodu

Źródło
Tytuł: Księżniczka z lodu
Tytuł oryginału: Isprinsessan
Autor: Camilla Läckberg
Wydawnictwo: Czarna Owca
Rok wydania: 2009
Cykl: Erica Falck / Patrick Hedström (#1)

W niewielkiej miejscowości na zachodnim wybrzeżu Szwecji, wśród małej, zamkniętej społeczności, gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą – w jednym z domów odkryto zwłoki młodej kobiety. Początkowo wszystko wskazuje na samobójstwo, okazuje się jednak, że Alex została zamordowana. Prywatne śledztwo rozpoczyna Erika Falck – pisarka i przyjaciółka Alex z dzieciństwa, do której dołącza miejscowy policjant Patrik Hedström. (źródło)

24 października 2014

V. Nabokov - Lolita

Źródło

Tytuł: Lolita
Autor: Vladimir Nabokov
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2012

Lolita - najgłośniejsza powieść Nabokova, jednego z najwybitniejszych pisarzy XX wieku, jest opisem seksualnej obsesji czterdziestoletniego mężczyzny na punkcie dwunastoletniej dziewczynki Dolores. Powieść przetłumaczono na kilkadziesiąt języków, wydawano ją w atmosferze kontrowersji i protestów, a autora pomawiano o pornografię i pedofilię. Obecnie uznawana jest za jedno z arcydzieł literatury światowej. Sfilmował ją w 1962 roku Stanley Kubrick i ponownie w 1997 Adrian Lyne. (źródło)

17 października 2014

J. Picoult - Pół życia

Źródło
Tytuł: Pół życia
Tytuł oryginału: Lone Wolf
Autor: Jodi Picoult
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014

Luke Warren jest badaczem wilków. Pisze o nich, studiuje ich zachowania, a kiedyś nawet z nimi zamieszkał. Pod wieloma względami są mu bliższe niż własna rodzina, z którą właściwie nie ma kontaktu, odkąd żona go rzuciła, a syn Edward wyjechał.
Niespodziewanie Luke zostaje ciężko ranny w wypadku samochodowym, a wraz z nim siostra Edwarda, Cara. Nagle wszystko się zmienia: Edward musi wrócić do domu, który opuścił przed laty, i razem z siostrą podjąć decyzję co do leczenia ojca. Nie ma łatwych odpowiedzi, za to pojawiają się pytania: jakie tajemnice skrywa przed sobą rodzeństwo? Co stoi za pragnieniem, by pozwolić ojcu umrzeć… lub utrzymać go przy życiu za wszelką cenę? Czego życzyłby sobie sam Luke? I przede wszystkim, na ile zapomnieli to, o czym zawsze pamięta wilk: że członkowie stada potrzebują siebie nawzajem, a przetrwanie czasem idzie w parze z ofiarą? (źródło: opis z okładki)


Zmiany, zmiany!

Drodzy Czytelnicy Bloga!

Nastał czas na niemałe zmiany w moim książkowym królestwie. Postanowiłam pójść o krok dalej i przenieść bloga pod nowy adres. Od dziś nowe posty będą pojawiać się tutaj:




Za jakiś czas pojawi się automatyczne przekierowanie na nową stronę. Tymczasem zapraszam Was pod nowy link. Mam nadzieję, że zmiana witryny nie zniechęci Was do dalszego śledzenia postów. Bloga nadal można obserwować przez Bloglovin - odnośnik znajdziecie po prawej stronie.

Szkoda mi jedynie dynamicznego widoku dyskusji, który przypadł mi do gustu i pozwalał być na bieżąco z Waszymi komentarzami. No, ale... nie można mieć wszystkiego.

Czekam na Wasze komentarze - mile widziane wszystkie opinie. Mam nadzieję, że już wkrótce i na BookLovin będzie tętniło życie, a strona stanie się częścią naszego czytelniczego-blogowego świata. :)

Pozdrawiam!
Paulina

PS Tymczasem zapraszam Was do lektury nowych postów:

13 października 2014

B. Bryson - Mother Tounge: English and How It Got That Way

Źródło
Tytuł: Mother Tounge: English and How It Got That Way
Autor: Bill Bryson
Wydawnictwo: Penguin Books
Rok wydania: 2009


Billa Brysona poznałam za sprawą jednego z moich wykładowców z anglistyki. Bardzo zachwalał twórczość tego Amerykanina, a ja dałam się namówić na przeczytanie jednej z jego książek podróżniczych - The Lost Continent: Travells in Small-town America. Kompletując lektury na wakacyjny wyjazd zaczęłam przeglądać, co jeszcze pisarz ma w zanadrzu i trafiłam na tytuł, który idealnie wprowadził mnie w kolejny rok akademicki, spędzony na aktywnej nauce języka.

Mother Tounge jest książką napisaną w tonie popularnonaulowym. Bryson pisze o różnych aspektach języka angielskiego, kładąc duży nacisk na historię. Swoją opowieść okrasza dużą dawką ciekawostek i sporą dozą specyficznego, inteligentnego humoru.

3 października 2014

W. Golding - Władca much

Tytuł: Władca much
Tytuł oryginału: Lord of the Flies
Autor: William Golding
Wydawnictwo: Wyd. Literackie
Rok wydania: 1967 
Władca much to najsłynniejsza powieść brytyjskiego pisarza Williama Goldinga. To właśnie za nią otrzymał dwie prestiżowe wyróżnienia - w 1980 roku Nagrodę Bookera, a w 1983 roku Nobla. Oprócz tej perełki autor ma w swoim dorobku jeszcze 16 innych tytułów, ale żaden nie zdołał wybić się  ponad debiutancką opowieść, której dziś ciężko odmówić miana klasyka.

Książka opowiada historię która rozgrywa się w czasach niesprecyzowanej wojny, na nieznanej wyspie, na której rozbił się samolot pasażerski. Katastrofy nie przeżył nikt dorosły, ale ocalała grupa chłopców w wieku szkolnym. W pierwszej chwili dzieci są wystraszone, ale szybko zaczynają organizować sobie życie na wyspie. Z każdym dniem oddalają się jednak od cywilizowanej przeszłości, zapominając o ludzkich odruchach i pozwalając, aby zawładnęły nimi dzikie instynkty.

Władcę much ciężko oceniać w kategoriach fajnej rozrywki albo przyjemnej lektury. Golding przedstawił w niej wizję mrożącą krew w żyłach każdego współczesnego człowieka - wizję kompletnego upadku człowieczeństwa i krwawego powrotu do natury. Nie jest to raczej obraz pokrzepiający. Zwłaszcza, że powieść ma sporą siłę przekazu - pokazanie jak młodzi chłopcy poddają się instynktom, wyzbywają się ludzkich odruchów i powoli zapominają, czym są zasady życia społecznego jest dosyć sugestywne, a przy tym przerażające. W dodatku, autor postawił na siłę oddziaływania przeciwieństw. Przede wszystkim mamy tu przemoc, którą posługują się  kojarzące się z bezbronnością i łagodnością dzieci. Oprócz tego zdroworozsądkowe myślenie ściera się ze ślepym podążaniem za instynktem. I na dodatek wszystkie dramatyczne, a momentami nawet makabryczne zwroty akcji skontrastowane są z pięknym, rajskim tłem egzotycznej wyspy, które kojarzy się czytelnikom raczej z relaksem i wakacjami, niż wojną. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się z pewnym niedowierzaniem. Od początku wiedziałam do jakiego końca zmierza fabuła, ale praktycznie do ostatnich stron łudziłam się, że może jednak sytuacja się odwróci.

William Golding oddał do rąk czytelników powieść, która stanowi metaforę. Uniwersalną, ponadczasową metaforę wojny. Wystarczy przeczytać książkę i rozejrzeć się wokół, zastanowić się nad tym, co dzieje się na świecie. Okażę się, że zarówno znaczenie poszczególnych bohaterów, jak i wydarzeń można interpretować na wielu płaszczyznach. A najgorsze jest to, że podobieństwa między książką, a rzeczywistością są oczywiste. Muszę przyznać, że nie dotarło to do mnie od razu. Tytuł wciągnął mnie od samego początku i trzymał w napięciu do ostatniej strony, przeczytałam go właściwie w dwa dni. Ale refleksja dotycząca treści przyszła dopiero po chwili.

Władcy much  nie trzeba polecać. Nie na darmo nosi miano klasyka. To książka, którą naprawdę warto przeczytać, chociażby po to, żeby za jej sprawą otworzyć oczy na pewne sprawy, które nie dotyczą nas bezpośrednio. Uważam, że tym razem nie ma sensu oceniać bohaterów ani fabuły - to tylko elementy składowe. Najważniejsze jest ogólne wrażenie po lekturze. A na mnie ta powieść zrobiła bardzo duże wrażenie.

21 września 2014

W. Cejrowski - Wyspa na prerii

Tytuł: Wyspa na prerii
Autor: Wojciech Cejrowski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014

Na żadne książki nie czekam tak niecierpliwie, jak na nowe tytuły pióra Wojciecha Cejrowskiego. Mimo, że nie przepadam za jego podróżniczymi programami w telewizji, a do literatury o tej tematyce generalnie podchodzę ostrożnie, to jestem oczarowana prozą polskiego obieżyświata. Już Gringo wśród dzikich plemion, od którego zaczynałam znajomość z autorem, przekonał mnie, że książki podróżnicze mogą być ciekawe, dowcipne i kończyć się zbyt szybko.

Wyspa na prerii to ósmy tytuł w dorobku Cejrowskiego, a jednocześnie piąty opisujący jego podróże. Tym razem autor wspomina lata spędzone w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie - w Arizonie, na własnym ranchu położonym w samym sercu prerii. Mogłoby się wydawać, że to mało egzotyczne miejsce, a ludzie żyjący w małym amerykańskim miasteczku nie mogą się wiele różnić od nas. Ale to nieprawda. Właśnie o tych nieoczywistych różnicach pisze w swojej najnowszej powieści polski podróżnik. Zdradza nam także jak znalazł się na ranchu, jakim cudem stał się jego właścicielem i w jaki sposób próbował odnaleźć się w krainie wiatru, piachu, stali i traw.

W kilku recenzjach, które miałam okazję przeczytać do tej pory, padał zarzut, że ta książka jest dużo gorsza od poprzednich pozycji w dorobku Cejrowskiego. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Wyspa na prerii jest po prostu inna. Autor nie opowiada nam o egzotycznych zakamarkach świata, zapomnianych przez człowieka, ale wciąż przybliża nam nieznane. No bo ilu z nas było osobiście na południu Stanów i doświadczyło na własnej skórze życia na prerii? No właśnie. Dla mnie lektura tej książki była tak samo pełna wrażeń, jak lektura Rio Anaconda czy wspomnianego już Gringo... Cejrowski po raz kolejny odmalował obraz kompletnie obcego mi miejsca, sprawił, że dowiedziałam się czegoś nowego o ciekawych ludziach, których codzienność jest zupełnie niepodobna do mojej. Co więcej, całą tą wiedzę zaserwował w atrakcyjny sposób. Książka jest zbiorem krótkich anegdot z życia codziennego, obserwacji autora oraz opisów przyrody. A wszystko to okraszone dużą dawką poczucia humoru oraz autoironii. Powieść czyta się bardzo przyjemnie, a strony uciekają w zastraszającym tempie. Musiałam dawkować sobie lekturę po trochu, bo inaczej po jednym dniu czytania musiałabym się z prerią Cejrowskiego pożegnać.

Tytuł dostarcza też czytelnikowi nieprzeciętnych wrażeń wizualnych. Może to zaskakujące, ale zaliczam do nich przede wszystkim plastyczny język, jakim napisana jest książka, bo to dzięki niemu jesteśmy w stanie wyobrazić sobie okoliczności przyrody. Autor bardzo swobodnie konstruuje opisy otaczającej go surowej prerii oraz żyjącej na niej fauny i flory. Ja wielokrotnie miałam wrażenie, że siedzę razem z nim na jego porczu i patrzę na to, co on. Uważam, że w przypadku książki podróżniczej taki efekt jest nieoceniony. Dodatkowym plusem tej pozycji jest przepiękne wydanie wzbogacone kilkunastoma fotografiami, które pozwalają nam zweryfikować, czy to co sobie wyobraziliśmy, rzeczywiście tak wygląda. Tak przedstawiona historia, zapisana na pięknym papierze, pachnąca dobrym tuszem drukarskim ;) i ciesząca oczy barwnymi ilustracjami to prawdziwa gratka dla miłośników literatury podróżniczej!

Nie muszę chyba dodawać, że Wyspa na prerii trafia na półkę z moimi ulubionymi tytułami. Wojciech Cejrowski znów stanął na wysokości zadania i zafundował mi prawdziwą radość z czytania. Starałam się dawkować sobie tą przyjemność, ale ile bym nie przeciągała, i tak było mi mało. Mam nadzieję, że na kolejną powieść autor nie każe czekać długo. Ja tymczasem gorąco polecam tą książkę.

16 września 2014

Nowości nie tylko na półce (#31)

Przez kilka ostatnich tygodni (nie licząc recenzji sprzed kilku dni) na blogu panowała głucha cisza, więc przyszłam dziś trochę się wytłumaczyć. Brak recenzji wynikał po prostu z tego, że mało czytałam. A czytałam mało dlatego, że... dużo się u mnie działo. :)

Pod koniec sierpnia powiedzieliśmy sobie z Narzeczonym sakramentalne TAK. :) Przygotowania pochłonęły mnie całkowicie, zwłaszcza, że pojechałam do domu do Rodziców, a tam wiadomo - gorączka, szaleństwo i pęd, milion spraw do załatwienia. ;) Niemniej jednak udało nam się dopiąć wszystko na ostatni guzik, ślub był idealny, a na weselu świetnie się bawiliśmy (mam nadzieję, że nasi Goście również!) :)

Po wszystkim, na początku września wybraliśmy się w podróż poślubną. Prawie 2 tygodnie spędziliśmy w przecudnej Chorwacji relaksując się na plaży w doborowym towarzystwie. Tam miałam już więcej czasu na chwilę z książką, ale nie udało mi się już nadążyć z recenzjami. Stąd raptem jedna, którą zamieściłam de facto już po powrocie. ;) Na usprawiedliwienie mam jedynie zdjęcia - właśnie te widoki odrywały mnie od lektury. ;)





Ale ale! Żeby nie było tak całkiem nieksiążkowo, to mam mały stosik na deser. Otóż, wraz z Narzeczonym jeszcze przed ślubem zdecydowaliśmy się poprosić naszych gości, żeby zamiast kwiatów przynieśli nam wino lub książki. Znakomita większość zdecydowała się na dobry trunek, ale kilka osób sprezentowało nam tytuły z przygotowanej przez nas wcześniej listy. Tak więc mogę Wam dziś przedstawić nasz stosik ślubny! :)


  • W otchłani mroku, M. Krajewski - to jeszcze mój własny spontaniczny zakup sprzed urlopu. Kolekcja rośnie, brakuje mi już tylko Głowy Minotaura.
  • Kocha, lubi, pragnie, Z. Lew-Starowicz - prezent do czytania dla nas obojga, od Koleżanki :), chętnie dowiem się czegoś od słynnego seksuologa. ;)
  • Dziedzictwo (tom 2), Ch. Paolini - to pozycja głównie dla Męża, który zebrał całą serię bez ostatniej części, teraz będzie mógł dokończyć czytanie. Choć mając wszystkie tomy na półce może i ja się skuszę na tą historię. ;)
  • Miłość dobrej kobiety, A. Munro - to pozycja z mojej wish-listy, przeczytam w ramach Wyzwania: Nobliści. :)
  • Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął, J. Jonasson - zakup spontaniczny, ale trafiony! :) Od dawna mam na nią chrapkę, a i Mężowi powinna przypaść do gustu.
  • Kaznodzieja, C. Lackberg - dzięki Wujkowi i Cioci kompletuje się nasz drugi cykl skandynawskich kryminałów, które oboje lubimy. :)
  • Pod Mocnym Aniołem, J. Pilch - najpierw chciałam obejrzeć film, potem przeczytać książkę, a teraz mam ją na własność. :)
  • Dotyk Julii, T. Mafi - ta pozycja jest niespodzianką, aczkolwiek kiedyś o niej czytałam i zainteresowała mnie na tyle, żeby. Dobry wybór! :)
  • Wichrowe Wzgórza, E. Bronte - od Przyjaciółki, z mojej listy klasyków do nadrobienia (wstyd przyznać, że jeszcze nie czytałam!) :P
  • Lolita, V. Nabokov, Wielki Gatsby, F. S. Fitzgerald - również klasyka z mojej listy do przeczytania i do posiadania. ;)
  • Wyznaję, J. Cabre - kolejna niespodzianka, ale bardzo trafiona. Ktoś dobrze wiedział, że mam słabość do grubych tomów hiszpańskich autorów. :)
Stosik jest przepiękny, buzia sama mi się śmieje, jak zerkam na półkę, na której książki oczekują na swoją kolej. Nie muszę się już martwić, co będę porabiać w długie jesienne i zimowe wieczory. Wszystkim Gościom, którzy tak wspaniale nas obdarowali, jeszcze raz bardzo serdecznie DZIĘKUJEMY! :)

Tymczasem zmykam do łóżka. Trzyma mnie jeszcze pourlopowe przeziębienie i co gorsza nie chce puścić. Mam nadzieję, że jutro stanę na nogi i będę się mogła cieszyć początkiem złotej polskiej jesieni (a może to jeszcze koniec lata? ;) ).

Pozdrawiam! :)

11 września 2014

M. Jennings - Ostatnia noc jej życia

Źródło
Tytuł: Ostatnia noc jej życia
Tytuł oryginału: Except the Dying
Autor: Maureen Jennings
Wydawnictwo: Oficynka
Rok wydania: 2010

Po raz drugi już mam przyjemność zaczytywać się w powieści pióra Maureen Jennings z serii o detektywie Murdochu. Co prawda, przygody tego bostońskiego śledczego poznaję wbrew chronologii, ale nie zmienia to faktu, że z każdą kolejną książką wciągam się coraz bardziej, a kanadyjska pisarka coraz bardziej przekonuje mnie do swojej twórczości.

Ostatnia noc jej życia to pierwsza część jej najsłynniejszego cyklu. Bostońską społecznością wstrząsa bestialskie morderstwo dokonane w zimowy wieczór na nikomu nieznanej młodej dziewczynie. Znaki zapytania mnożą się z każdą godziną, a w sprawę jest zamieszana coraz większa liczba osób. Zagadkę próbuje rozwikłać młody komisarz Murdoch. Nie jest mu jednak łatwo, gdyż co krok trafia na kłamstwa i głęboko skrywane sekrety.  Wszyscy wydają się zamieszani w tą zbrodnię.

Pierwszy tom opowieści o perypetiach Murdocha zaskoczył mnie różnorodnością. Kiedy czytałam Spuśćmy psy, odniosłam wrażenie, że wszystkie tytuły z serii będą podobne - klimatyczne, napisane plastycznym językiem, ale skupiające się głównie na wątku kryminalnym. Jak się okazuje  autorka znalazła jednak w fabule miejsce na elementy pochodzące z innych gatunków, głównie literatury obyczajowej, takie jak rodzinne tragedie, homoseksualizm, czy życie towarzyskie biedoty. Sama zagadka kryminalna trochę mnie rozczarowała. Spodziewałam się innego rozwiązania, a to, które zaserwowała autorka zaskoczyło mnie, ale jakoś nie do końca przekonało. Dodatkowym urozmaiceniem jest historyczne tło wydarzeń. Opowieść jest osadzona w realiach XIX-wiecznym Toronto. Czytelnik poznaje więc wszystkie ciekawostki tamtej odległej epoki, a trzeba przyznać, że Jennings zadbała o szczegóły. Mnie osobiście najbardziej podobał się opis radiowozu policyjnego pędzącego przez miasto na sygnale. ;)

W Ostatniej nocy jej życia Jennings przedstawiła czytelnikom również cały kalejdoskop bohaterów. Prym wiedzie oczywiście Murdoch, trochę młodszy i jakby bardziej beztroski niż w Spuśćmy psy, ale tak samo bystry i... tak samo zawdzięczający sukces sprzyjającej fortunie. Oprócz niego, poznajemy też przedstawicieli zarówno klasy średniej, służby, jak i ulicznej biedoty. Wszystko to bardzo pobieżnie, ale przynajmniej w ciekawym nawiązaniu do głównego wątku. Trzeba również zauważyć, że każda postać jest charakterystyczna. Nawet drugoplanowy służący, czy sąsiad został obdarzony specyficznymi cechami, dodającymi mu realizmu. Autorka naprawdę wykończyła swoją powieść nawet w drobnych detalach.

Podsumowując: Ostatnia noc jej życia to dobry, klimatyczny kryminał w stylu retro. Bez pościgów i flaków wylewających się z każdej strony, ale za to z inteligentnym śledztwem i zaskakującym punktem kulminacyjnym. Jestem przekonana, że warto poznać cały cykl i sama z chęcią za jakiś czas do niego wrócę, tym razem może nawet zgodnie z linią fabularną. Tymczasem polecam ten tytuł wszystkim miłośnikom lekkich kryminałów.

26 sierpnia 2014

H. Cygler - Deklinacja męska/żeńska

Tytuł: Deklinacja męska/żeńska
Autor: Hanna Cygler
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2012
Z Zosią Knyszewską po raz pierwszy zetknęłam się rok temu, kiedy to sięgnęłam po pierwszy tom cyklu Hanny Cygler opowiadającego o losach tej bohaterki. Książkę zapamiętałam pozytywnie - jako lekką literaturę kobiecą o fabule burzliwej niczym w telenoweli. I właśnie teraz, pod koniec lata, przypomniałam sobie o Zosi i postanowiłam sprawdzić, co u niej słychać. 

Deklinacja męska/żeńska jest bezpośrednią kontynuacją Trybu warunkowego. Zastajemy główną bohaterkę na tym samym cmentarzu, na którym ostatnio żegnała Marcina. Pogrążona w żałobie dziewczyna szybko otrząsa się jednak z rozpaczy, gdyż (dosłownie) za zakrętem czeka na nią kolejna miłość. Ciężko napisać coś odkrywczego o fabule, żeby nie zdradzić zbyt wiele, powiem więc tylko, że dalsze lata życia Zosi są chyba jeszcze bardziej burzliwe niż jej młodość. 

Do lektury tego cyklu pochodzę trochę z przymrużeniem oka. Tak jak pisałam wcześniej, moim zdaniem książki Cygler należą do gatunku literatury typowo rozrywkowej i zdecydowanie kobiecej. Fabuła jest dynamiczna i wciągająca, ale momentami ten nadmiar wydarzeń jest wręcz nieprawdopodobny. Nie chce się wierzyć, że jednej osobie może się przytrafić aż tyle. Na dodatek wszyscy bohaterowie są dosyć prości i stereotypowi. Zosia nie drażni już aż tak swoją naiwnością, ale nadal daleko jej do realistycznej, dojrzałej żony i matki. Mężczyźni natomiast, niezależnie który się akurat naiwnie, są w główną bohaterkę bałwochwalczo zapatrzeni, a wszystkie ich pobudki do działania są podszyte samczą rywalizacją.

Nie mogę jednak powiedzieć, że źle się bawiłam podczas lektury. Historia naprawdę skutecznie przykuwa uwagę czytelnika, a bohaterowie, mimo swoich wad, dają się lubić. Całkiem nieświadomie pod koniec książki całym sercem kibicowałam im i życzyłam pomyślnego rozwiązania ich problemów. Dodatkowym plusem jest dla mnie tło wydarzeń. Tym razem historia jest osadzona we wczesnych latach 90. i choć autorka w mniejszym stopniu odwołuje się do polskich realiów, to jednak nie snuje swojej opowieści w całkowitym oderwaniu od faktów. Losy Zosi nabierają więc swojskości, a my możemy rozpoznać znajome miejsca i obrazy gdańskich i warszawskich ulic.

Hanna Cygler stworzyła przyjemny lekki cykl, który stanowi świetne oderwanie od trudnej rzeczywistości,  z którą zmagamy się na co dzień. Choć autorka nie wystawia laurki życiu małżeńskiemu i rodzinnemu, pakując swoją bohaterkę w coraz to nowe kłopoty, książki z tego cyklu są ciepłe, trochę zwariowane i przyjemne w odbiorze. Lekki, potoczny język dodatkowo umila lekturę, która upływa bardzo szybko. Polecam zarówno Deklinację męską/żeńską, jak i cały cykl - sprawdzi się idealnie na ostatnie letnie (czy może pierwsze jesienne?) wieczory.

15 sierpnia 2014

Ch. Frazier - Szepty lasu

Tytuł: Szepty lasu
Tytuł oryginału: Nightwoods
Autor: Charles Frazier
Wydawnictwo: Black Publishing
Rok wydania: 2014 

Szepty lasu opowiadają historię, która rozgrywa się w małym amerykańskim miasteczku w latach 60. ubiegłego wieku. Luce, młoda samotna kobieta mieszkająca na odludziu dostaje pod opiekę bliźnięta osierocone przez jej siostrę. Dolores i Frankowi daleko do zwyczajnych dzieciaków. Są zamknięci w sobie i mają niezdrowy pociąg do ognia. Na dodatek czyha na nich ojczym, Bud, który jest dla nich uosobieniem zła i cierpienia. Luce nie ustaje jednak w staraniach, aby w stworzyć siostrzeńcom choć namiastkę dobrego domu. Przy okazji sama poznaje uczucia, których nigdy dotąd nie doświadczała.

Ta lektura trafiła do mnie zupełnie przypadkowo - jako wygrana w konkursie. Wcześniej nie znałam ani tytułu, ani autora, mimo że wydał już dwie, dosyć znane powieści. Jak nietrudno się domyślić, nie miałam sprecyzowanych oczekiwań wobec tego tytułu. Okazało się jednak, że już od pierwszych stron książka zaskakuje czytelnika niecodziennym klimatem. Autor z prawdziwą perfekcją odmalował atmosferę małego miasteczka położonego gdzieś na amerykańskiej prowincji. Plastyczny język ułatwia wyobrażenie sobie opisywanych realiów. Także relacje społeczne podszyte są stereotypami, dzięki czemu można odnieść wrażenie, że historia jest bardzo silnie osadzona w tle wybranym przez pisarza. Nie sposób nie zwrócić uwagi na wspaniałe opisy przyrody. Bohaterowie powieści i ich losy są silnie związane z Appalachami, które górują nad okolicą. W ich opisach ponownie Frazier pokazuje swój niekwestionowany talent do przywoływania pięknych, przesyconych emocjami obrazów. Góry, choć pełne mrocznych tajemnic i niebezpieczne, emanują magnetyzmem, któremu ciężko się oprzeć.

Jeśli chodzi o fabułę, to moje odczucia są nieco mniej entuzjastyczne. Owszem, wydarzenia są ciekawe i chcąc nie chcąc od samego początku kibicujemy Luce. Ale nie powiem, żeby akcja była szczególnie wartka. Wątek Buda, który można podciągnąć pod sensacyjny, jest prowadzony dosyć chaotycznie. Autor pozostawia wiele istotnych informacji w sferze domysłów, przez co miałam wrażenie, że jestem tylko przypadkowym świadkiem wydarzeń. Natomiast historia miłosna Luce, choć ciepła i pozytywna, została zepchnięta na ostatni plan, co trochę mnie rozczarowało. W tym wątku był potencjał. Głównym tematem stały się więc bliźnięta, które nie są zbyt dynamicznymi czy charyzmatycznymi bohaterami. Ciężko było mi wykrzesać jakieś pozytywne uczucia wobec tej dwójki. Ogólnie odniosłam wrażenie, że brak tej książce spójności - świetne, mocno działające na czytelnika tło zostało przykryte średnią, nieco chaotyczną akcją.

Szepty lasu to interesująca pozycja. Choć wciągnęła mnie umiarkowanie, to nie żałuję, że się na nią skusiłam. Naprawdę warto przymknąć oko na trudnych do polubienia bohaterów i nieco mniej dynamiczną fabułę, żeby móc delektować się mistrzowsko skonstruowanym tłem, które tak naprawdę robi 90% klimatu tej powieści. Charles Frazier zaintrygował mnie - jestem ciekawa dwóch pozostałych pozycji z jego dorobku. Tak więc, mimo że start naszej znajomości był średni, raczej dam mu jeszcze jedną szansę.

7 sierpnia 2014

M. Karmel - Być Esther

Tytuł: Być Esther
Tytuł oryginału: Being Esther
Autor: Miriam Karmel
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2014
Tytuły, które ostatnio wybieram, to głównie pozycje polecane przez innych bloggerów.  I choć w większości ich recenzje są pozytywne, ja już po raz drugi jestem rozczarowana. Tak było w przypadku Gwiazd naszych wina i niestety tak samo jest i tym razem. Być Esther, powieść pióra amerykańskiej autorki Miriam Karmel najzwyczajniej w świecie mnie znudziła.

Już po pierwszych stronach zaczęłam się zastanawiać, czy to na pewno książka dla mnie. Okazało się, ze opowiada historię tytułowej Esther, starszej pani, która u schyłku swojego życia martwi się głównie swoimi relacjami z córką i nagminnie tonie we wspomnieniach lepszych lat. I... tyle. Nic więcej się w tej powieści nie dzieje. Esther jest zwykłą kobietą, która w sposób monotonny przeżywa swoje dni. Zarówno akcji toczącej się współcześnie, jak i retrospekcjom brak dynamizmu. Wiem, że tak wygląda życie staruszka, ale spodziewałam się, że tak pozytywnie oceniana książka czymś mnie jednak zaskoczy... Nie zaskoczyła. Na dodatek, wydarzenia z przeszłości, które mają symbolizować lepsze czasy, zostały przedstawione chaotycznie, jedynie zasygnalizowane i nierozwinięte. Ciężko więc było wciągnąć się w fabułę.

Bohaterowie też nie przypadli mi do gustu. Nie potrafiłam się z nimi zżyć - wydali mi się jedynie papierowymi szkicami o różnych imionach. Nawet samej Esther brakowało tej charyzmy, którą przypisywali jej wydawcy. Oczekiwałam, że poznam silną kobietę, która z godnością żegna się z życiem, a dostałam to, co znam z codzienności. Fakt, trzeba przyznać autorce, że pozostała wierna realistycznemu obrazowi współczesnego emeryta. Ale mam wrażenie, że wręcz trzymała się go zbyt kurczowo i gdzieś po drodze zapomniała tą mdłą potrawę doprawić szczyptą kreatywności. 

Być Esther to niedługa opowieść, ale przegadana. Mnie znużyła i rozczarowała. Przede wszystkim dlatego, że wielokrotnie czytałam pochwalne recenzje i jestem zaskoczona, że moja opinia jest aż tak różna od opinii innych blogerów. Szkoda, bo autorka miała dobry pomysł. Wystarczyło tylko trochę ubarwić rzeczywistość, z której czerpała, nadać jej charakteru, a efekt byłby o niebo lepszy. Osobiście nie polecam. Ale obstawiam, że pewnie znajdą się osoby, które docenią ten tytuł.

4 sierpnia 2014

Zdobycze z mojej półki - letnio, urodzinowo, urlopowo (#30)

Nazbierało mi się znów kilka nowości na półce, którymi chętnie się z Wami podzielę. Mimo wielu zajęć związanych z przygotowaniami do ślubu i mimo pracy, mam całkiem dużo czasu na to, żeby nadganiać literackie zaległości. Ostatnio doszło nawet do tego, że czytałam szybciej, niż byłam w stanie publikować recenzje. Cieszy mnie to niezmiernie, bo przynajmniej mam szansę stopniowo uszczuplać moje zapasy książkowe i kupować nowe tytuły bez wyrzutów sumienia. Jak widać w tytule, tegoroczne lato mnie rozpieszcza i okazji do zakupów było kilka. Pierwsza to obroniona magisterka, z okazji której Teściowa wyposażyła mnie w bon do Empiku. :) Po drugie, dziś świętuję swoje urodziny. :) Nie omieszkałam więc tradycyjnie sama sobie zrobić książkowego prezentu. ;) Co lepsze, zupełnie spontanicznego. 

A więc poniżej moje najnowsze zdobycze:


 
 
  • Dwie królowe, P. Gregory
  • Na południe od granicy, na zachód od słońca - H. Murakami
  • Deklinacja męska/żeńska - H. Cygler
  • Pół życia, J. Picoult
Te cztery książki to właśnie prezent od przyszłej Teściowej. :)
  • Nim nadejdzie mróz, H. Mankell - jeszcze z serii o Wallanderze, którą zebrał Narzeczony, dopiero teraz mam czas doczytać;
  • Rezydencja, K. Bielecki - egzemplarz recenzencki od Autora;
  • Pamiętnik z przyszłości, C. Ahern - udało mi się upolować na grupie facebookowej (swoją drogą zaczyna mi się podobać ta forma wymiany książkami :) );
  • Lustrzane odbicie, A. Niffenegger
  • Trzy metry nad niebem, F. Moccia
  • Moje drzewko pomarańczowe, J.M. de Vasconselos - totalnie spontaniczny zakup, po prostu spodobał mi się tytuł i porównanie do Małego Księcia.
Trzy ostatnie pozycje to mój tradycyjny prezent urodzinowy ode mnie dla mnie. :)

No i oczywiście mój Narzeczony też się spisał i wręczył mi główną perełkę tego stosu, czyli:


Tego autora chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. ;) Jestem wielką fanką jego twórczości pisanej i żałuję, że tak rzadko wydaje swoje relacje z podróży. Na dodatek jego książki są zawsze przepięknie wydane i ta nie jest wyjątkiem. :) Nie mogę się doczekać lektury. :)

  • Spacerownik warszawski, J. Majewski, T. Urzykowski, D. Bartoszewicz - mój własny zakup. W planach mam urozmaicenie jesiennych spacerów po Warszawie, mam nadzieję, że ten przewodnik mi w tym pomoże :)
Trzecia okazja to nadchodzący urlop, który zmotywował mnie do zaopatrzenia się w e-booki. Wszak po co wieźć ze sobą tyle kilogramów, skoro można wziąć czytnik i mieć ze sobą wszystkie lektury niezbędne na plażę? Zdecydowałam się na taki zestaw:



  • The Mother Tounge, B. Bryson - zboczenie zawodowe. Nie mogłam odpuścić, jak już się dowiedziałam, że Bryson napisał książkę o języku angielskim <3 :)
  • Delirium, L. Oliver - z ciekawości, bo widziałam wiele pochwał tej serii, a nie miałam okazji czytać;
  • Władca much, W. Golding - w ramach wyzwania: Nobliści i powrotu do klasyki :)
Sama jestem zdziwiona, że aż taki u mnie dobrobyt. :) Nie mogę się doczekać, kiedy to wszystko przeczytam. Ehh, parafrazując klasyka - tyle jest książek, a ja tylko jedna... ;) 

Życzę Wam miłego tygodnia i pozdrawiam! :)

31 lipca 2014

J. Green - Gwiazd naszych wina

Źródło
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The Fault in Our Stars
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013

Nie sposób było w ostatnim czasie nie usłyszeć o Johnie Greenie. Mówiąc kolokwialnie, jego nazwisko prawie wyskakiwało z lodówki. Nie było chyba w naszej czytelniczej blogosferze osoby, która nie zrecenzowałaby jakiejś powieści tego amerykańskiego autora. Ja też uległam tej swoistej modzie i skusiłam się na lekturę najbardziej znanego tytułu, czyli Gwiazd naszych wina. Nie będę jednak tryskać entuzjazmem, bo uczucia po lekturze miałam mieszane. 

Historia od samego początku bezapelacyjnie chwyta za serce. Śmiertelnie chora na raka płuc nastoletnia Hazel spotyka na swej drodze Augustusa - pewnego siebie i przystojnego chłopak, który wygrał nierówną walkę z nowotworem. Między tymi młodymi, ale doświadczonymi przez życie ludźmi rodzi się nieśmiałe uczucie - wbrew beznadziei i braku przyszłości. Na przekór losowi Hazel i Gus, wiedząc że koniec może nastąpić w każdej chwili, postanawiają cieszyć się życiem. 

W gruncie rzeczy książka ma tylko jedną zaletę - potężny ładunek emocjonalny. No ale niczego innego nie można było się spodziewać po opowieści tego typu. Kiedy już raz zaczniemy czytać, chcąc nie chcąc, zostaniemy wciągnięci na prawdziwy uczuciowy rollercoaster. Bohaterowie na naszych oczach przeżywają wzloty i upadki, doświadczają pierwszej miłości i związanych z nią smutków i radości, walczą ze strachem przed śmiercią. Green porusza w przystępny sposób wiele trudnych tematów, z którymi trzeba mierzyć się na co dzień. Trochę zabrakło mi tu jakiegoś podsumowania albo morału, ale z drugiej strony autor zostawił czytelnikowi przestrzeń na własne przemyślenia, co też się ceni. 

I tu dla mnie właściwie kończy się lista pozytywnych aspektów tej lektury. Największym rozczarowaniem okazała się fabuła. Przez większość książki brakowało jej dynamizmu. Może się czepiam, bo w końcu cóż mogą porabiać chorzy ludzie, dla których zaczerpnięcie oddechu jest nie lada wyczynem? Mimo wszystko, wydaje mi się, że autor niesłusznie postawił na nostalgiczne nic-nie-robienie i wszechobecne wzruszenie, bo czytając miałam wrażenie, że historia jest trochę mdła. Jej zwieńczeniem okazało się do bólu przewidywalne zakończenie, które kompletnie mnie rozczarowało. Spodziewałam się czegoś głębszego, a akcja po prostu się urwała.

Również sylwetki bohaterów nie przypadły mi do gustu. Oczywiście już od pierwszej strony byłam pełna współczucia dla Hazel, Gusa i Isaaka. Jednak cala trójka wydala mi się mocno przerysowana. Dialogi, które ze sobą prowadzili, były zbyt wydumane jak na 16-latków. Co więcej, Hazel sprawiała wrażenie ciepłych kluchów - brakowało mi w niej determinacji albo odrobiny charyzmy. Isaac to karykatura. Niby miał symbolizować dystans młodego człowieka do śmiertelnej choroby, a wyszło tak, że nie wiedziałam, czy śmiać się, czy żałować, że autor tak zepsuł tą postać. Augustus jako tako ratował sytuację, ale nie rozumiem, dlaczego jego wątek został tak potraktowany na końcu. Bohater niby był, ale jakby tylko w tle, jakby zmarginalizowany.

Gwiazd naszych wina to mądra i ciepła powieść pokazująca życie z perspektywy chorego człowieka. Nie jest jednak pozbawiona wad. Autor spłaszczył fabułę na potrzeby młodszego czytelnika (bo książki Greena zalicza się do literatury młodzieżowej) i stworzył mało realistycznych bohaterów. Na szczęście te braki rekompensuje warstwa emocjonalna, która wciąga i sprawia, że czytelnik angażuje się w historię. Tak czy siak myślę, że warto poznać tą książkę, choć do arcydzieła jej daleko.