24 października 2013

E. Spindler - Złodziej tożsamości

Tytuł: Złodziej tożsamości
Autor: Erica Spindler
Wydawnictwo: Gruner + Jahr
Rok wydania: 2010

Złodziej tożsamości, wydany w 2008 roku, to już moja czwarta powieść Ericy Spindler. Wracam do tej autorki nie bez powodu - wychodzące spod jej pióra książki to esencja niezobowiązującej, ale dobrej czytelniczej rozrywki. Najwidoczniej połączenie dynamicznych wątków kryminalnych z elementami romansowymi sprawdza się. Nie inaczej było i tym razem.

Wybierając ten tom z półki, zupełnie przypadkowo trafiłam na drugą część perypetii znanych mi z Naśladowcy policjantek - Kitt Lundgren i M.C. Riggio. Tym razem przyjaciółki muszą dać z siebie wszystko, bo ofiarą zabójstwa padł narzeczony M.C. Kobieta jest zrozpaczona, ale mimo wszystko postanawia wsadzić zbrodniarza za kratki. Może uczestniczyć w śledztwie tylko dzięki Kitt, która poświęca wyczekiwany z utęsknieniem urlop w Meksyku, aby pomóc swojej partnerce. Tymczasem trop prowadzi do cyfrowego światka krakerów...

Prozę Spindler ciężko zaliczyć do gatunku literatury ambitnej, czy przełomowej. Wręcz przeciwnie, jej książki są raczej lekkimi powieściami opartymi na dominującym wątku kryminalnym i pojawiającymi się w tle historiami miłosnymi, czy też społecznymi. Tym razem autorka odsunęła romans na dalszy plan, a wyeksponowała kwestie więzi rodzinnych i przyjaźni. Co prawda, motywem przewodnim jest utracona miłość M.C., ale ostatecznie bohaterka poświęca się dla dobra najbliższej rodziny i umacnia swoją relację z partnerką. Jednocześnie obserwujemy też zmagania Kitt w walce o jej małżeństwo, ale miałam wrażenie, że to temat bardzo epizodyczny. Okazuje się jednak, że taka trochę inna kombinacja emocji również zdała egzamin. Złodzieja tożsamości czyta się szybko i bez wysiłku. Akcja jest dynamiczna, prawie każde wydarzenie ma duże znaczenie dla rozwoju fabuły. Na dodatek, bohaterowie są sympatyczni i nie sposób nie kibicować im już od pierwszej strony, zwłaszcza jeśli tak jak ja poznało się ich już wcześniej w innej książce Spindler. Choć w pewnym momencie domyśliłam się, kto jest zabójcą, to jednak wątek kryminalny i rozwiązanie fabuły mogą zaskoczyć, zwłaszcza, że autorka nie oszczędza swoich postaci. Jedynym słowem - dzieje się w tej książce niemało!

Niestety, przy tej lekturze pojawił się element, do którego się przyczepię, a mianowicie - żałoba M.C. Otóż... odniosłam wrażenie, że nie było takowej. Owszem, autorka na początku wspominała coś na ten temat i wyraźnie dała do zrozumienia, że to szybki rozwój wydarzeń nie pozwoliły policjantce na mazgajenie się, ale... come on! Zakochana kobieta bezpowrotnie traci mężczyznę swojego życia i po chwili przechodzi nad tym do porządku dziennego? Mało realistyczne. Poza tym, miałam wrażenie, że postać Dana, tajemniczego narzeczonego, który szybko ginie, została wciśnięta jakoś tak na siłę. Może za bardzo się czepiam, ale ten element fabuły kompletnie u mnie nie zagrał.

To drobne niedociągnięcie nie zniszczyło mojej przyjemności płynącej z lektury Złodzieja tożsamości. Spindler ponownie postawiła wysoką poprzeczkę innym autorom piszącym w gatunku thrillerów romantycznych. Wartka akcja, sympatyczni bohaterowie i dobra intryga kryminalna to najwyraźniej bardzo dobry przepis na lekkie czytadło. Osobiście, polubiłam duet M.C. + Kitt i mam nadzieję, że jeszcze jakaś książka z ich udziałem stoi na mojej półce - muszę to sprawdzić! 

17 października 2013

J. Nesbo - Karaluchy

Tytuł: Karaluchy
Autor: Jo Nesbo
Wydawnictwo: Wyd. Dolnośląskie
Rok wydania: 2013
Czyta: m.in. Borys Szyc, Danuta Stenka, Bogusław Linda, Izabela Kuna

Kolejne słuchowisko za mną. Kto czasem zagląda na bloga ten wie, że spędziłam z nim sporo czasu, a to dlatego, że towarzyszył mi w tym Narzeczony. Jak nietrudno się domyślić, nie mieliśmy zbyt wielu okazji, żeby razem słuchać, stąd to rozwleczenie na dwa miesiące. Dla mnie było to już drugie spotkanie z komisarzem Harry'm Hole, ale pierwsze w wersji słuchanej. Narzeczony pierwszy raz zetknął się z twórczością Nesbo, dlatego poprosiłam go o gościnne występy i napisanie krótkiej opinii na koniec tej notki.

Karaluchy to druga część przygód norweskiego policjanta. Swoją światową premierę miała już w 1998 roku, ale polscy czytelnicy dostali ją w swoje ręce dopiero 12 lat później - co ciekawe, dużo później niż kolejne tomy serii. Książka, jak zwykle, przybliża nam jedno z dochodzeń, w które zaangażował się Hole. Tym razem rzecz dzieje się w Bangkoku, a w rolę denata wciela się norweski ambasador. Okazuje się jednak, że sprawa nie jest taka prosta, a uniknięcie dyplomatycznego skandalu może być trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

Cóż... tym razem jestem trochę rozczarowana. Mimo, że Karaluchy to słuchowisko zrobione z rozmachem i pod względem technicznym naprawdę zachwycające, to sama treść po prostu mnie znudziła. Być może to przez fakt, że słuchałam na raty, ale wydaje mi się, że książka jest zwyczajnie przegadana. Zdarzają się nagłe zwroty akcji, a na jaw wychodzą nieprzewidziane fakty, ale to rzadkość - znakomita część książki polega na śledzeniu rozmów, które Harry prowadzi z ludźmi, analizowaniu jego domysłów oraz towarzyszeniu mu w różnych miejscach, w których znajduje drobne poszlaki. Zwykle doceniam w kryminałach realistycznie oddany przebieg dochodzenia, a poza tym wielbiciele Nesbo na pewno wytknęliby mi, że w rzeczywistości tak właśnie wygląda praca policji, ale w moim odczuciu, opowieść była po prostu za mało dynamiczna i niezbyt wciągająca. Poza Harrym, którego znam już z poprzedniego tomu i Runą, która wyróżniała się na tle całej reszty postaci, nie zżyłam się z żadnym z bohaterów. Przewijało się ich wielu, ale żaden tak naprawdę nie zapadał w pamięć. Jeśli dodać to wszystko do kupy, to wychodzi niezbyt zachęcający obraz powieści. Sama byłam zdziwiona, bo Człowiek-nietoperz nie nie podobał mi się aż tak bardzo.

Nie mogę jednak pominąć faktu, że pod względem realizacji, Karaluchy to prawdziwe mistrzostwo. Gdyby tak podczas słuchania zamknąć oczy, to można by się poczuć jak na seansie kinowym (tylko obraz wyświetla się w głowie ;) ). Dialogi są odgrywane przez znanych i popularnych aktorów, na czele z Borysem Szycem wcielającym się w Harry'ego. Dodatkowo, pojawiają się również dźwięki tła - wystrzały, kroki, odgłosy w pubie, czy rozmowy telefoniczne. Dzięki temu przekaz wydaje się dużo bardziej atrakcyjny. Przyznaję, że słuchowisko, podobnie jak Żywe trupy, zrobiło na mnie pozytywne wrażenie i zaczynam żałować, że na rynku przewagę ciągle mają tradycyjne audiobooki. Na pewno z chęcią sięgnę jeszcze kiedyś po tą formę.

Najwyraźniej nie zostanę superfanką Jo Nesbo i jego książek. Dwa pierwsze tomy przygód Harry'ego Hole nie rzuciły mnie na kolana. Raczej ostudziły mój entuzjazm spowodowany licznymi pozytywnymi recenzjami. Mimo wszystko, jeszcze nie mówię tej serii nie. Pewnie ze zwykłej ciekawości sięgnę po kolejne części, choć póki co nie zaliczam ani autora, ani głównego bohatera do grup moich ulubieńców.

I opinia od mojego Towarzysza w słuchaniu:

Karaluchy jako pocztówka z Tajlandii sprawdza się rewelacyjnie, natomiast jako kryminał ma swoje niedociągnięcia. Długie przestoje w fabule wynagradzają nam dobrze nakreśleni bohaterowie i mroczny klimat powieści. Jakość wykonania słuchowiska, poza drobnymi wpadkami, kiedy dźwięki tła zagłuszają bohaterów, stoi na wysokim poziomie. Jak to zwykle bywa w przypadku takich projektów, gdzie udział biorą znani aktorzy, często zamiast głównego bohatera staje nam przed oczami Borys Szyc, którego warunki fizyczne znacząco różnią się od Harry'ego Hole. Nie zmienia to jednak faktu, że taka forma adaptacji powieści jest ciekawą odmianą i że chętnie odsłuchałbym inne dzieła innych autorów.

13 października 2013

Ch. Llorens - Saga wyklętych

Tytuł: Saga wyklętych
Autor: Chufo Llorens
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2013

O Sadze wyklętych pisałam jeszcze przed jej pojawieniem się na polskim rynku - wyczytałam gdzieś, że zostanie wydana w połowie 2013 roku. I... zapomniałam o niej. Przypomniałam sobie na kilka dni przed moimi urodzinami i od razu postanowiłam zrobić sobie prezent. Tak więc Chufo Llorens w pewien sposób zrobił mi urodzinową niespodziankę. Lekturę skończyłam kilka dni temu, a moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne.

Fabuła powieści rozgrywa się dwutorowo. XIV wiek w Hiszpanii nie jest najkorzystniejszym czasem dla Żydów, zwanych Sefardyjczykami. Gminy są terroryzowane przez chrześcijan, wzmagają się prześladowania. W tych niespokojnych okolicznościach rozgrywają się dramatyczne losy Esther. Młoda dziewczyna kocha Simona, jednak jej ojciec, rabin, wbrew jej woli wydaje ją za mąż za pobożnego Rubena. Dziewczyna musi poradzić sobie ze swoimi emocjami oraz z tragedią spowodowaną przez dramatyczne wydarzenia w Toledo. Równolegle toczy się historia żydowskiego rodzeństwa, które walczy o przetrwanie w czasie II wojny światowej. Siegfried, Manfred i Hanna, mimo że są Niemcami, angażują się w walkę przeciwko nazistom. Muszą porzucić wygodne życie rodzinne i nauczyć się nie tylko dbać o swoje bezpieczeństwo, ale także mieć odwagę na co dzień i kochać mimo otaczającego ich wojennego chaosu.

Spod pióra Llorensa po raz kolejny wyszła wspaniała, wielowątkowa historia. Na początku miałam wątpliwości co do związku pomiędzy obydwoma wątkami, ale nim przewróciłam ostatnią stronę, wszystko się wyjaśniło i stworzyło spójną, harmonijną całość. Oczywiście, nic nie zdradzę i pozostawię Wam ten smaczek do samodzielnego odkrycia. Mnie bardzo się spodobał i zmienił moją opinię o książce na plus. Nie trudno jednak zauważyć, że opowieść została oparta o paralelizm kompozycyjny, który wynika ze znanego powiedzenia: historia lubi się powtarzać. Zarówno wątek Esther, jak i rodzeństwa Pardenvolków rozgrywa się w czasach, kiedy Żydzi byli prześladowani, a nawet bestialsko mordowani. Stąd też nasuwające się podobieństwa. Ja jak zwykle z zafascynowaniem śledziłam historyczny aspekt powieści. Dzięki takiej a nie innej kompozycji, czytelnik może nie tylko dowiedzieć się jak wyglądało życie narodu żydowskiego we wspomnianych czasach, ale także porównać jak na przestrzeni wieków, pod wpływem różnych czynników zmieniało się (a może wręcz przeciwnie - jak niektóre kwestie pozostały niezmienne). W szerszej perspektywie, powieść Llorensa może wzbudzić wiele refleksji dotyczących przede wszystkim faktu, że życie potrafi być przewrotne.

Mimo tego, że dużą rolę w fabule odgrywa aspekt historyczny, książkę czyta się szybko i przyjemnie. Autor operuje prostym, plastycznym językiem, dzięki czemu akcja bardzo szybko wciąga czytelnika. Na dodatek, bohaterowie to prawdziwi ludzie z krwi i kości, których łatwo polubić. Od samego początku czujemy się więc jak uczestnicy opisywanych wydarzeń, zaangażowani w ich bieg i zżyci z Esther i Pardenvolkami. Jedynym minusem okazał się okresowy brak dynamicznej akcji. Niestety, wielokrotnie miałam wrażenie, że fabuła jest zbyt rozwlekła, a niektóre fragmenty, zwłaszcza te dotyczące wydarzeń z czasów II wojny światowej i partyzantki, niepotrzebnie przegadane. Więcej tam było gdybania niż faktycznych działań. Nie jest to wada, która znacząco wpływa na odbiór tej powieści, ale mi rzuciła się w oczy.

Saga wyklętych po raz kolejny przekonuje mnie, że Chufo Llorens to mistrz w swoim fachu. Jestem pełna podziwu, że w każdej powieści udaje mu się stworzyć wciągającą fabułę na kanwie autentycznych wyrażeń historycznych. I co najważniejsze, ludzie chcą te powieści czytać, a nawet mianują je bestsellerami. Ja znów świetnie się bawiłam przy lekturze, bo nie tylko przyjemnie się czytało, ale też można było coś mądrego z tej opowieści wynieść. Mimo drobnych niedociągnięć, serdecznie polecam tą pozycję.