28 listopada 2012

P. Gregory - Kochanek dziewicy

Kochanek dziewicy  to piąta i przedostatnia część cyklu tzw. Powieści Tudorowskich. Tym razem Philippa Gregory opowiada swoim czytelnikom historię córki Henryka VIII i straconej królowej Anny Boleyn, Elżbiety I. Kobieta wstępuje na angielski tron po swojej siostrze Marii, znanej w historii pod przydomkiem "Krwawa Mary". Choć młoda księżniczka przez lata była uznawana za bękarta, a jej prawa do tronu były zawsze kwestionowane, to jednak w końcu otrzymuje koronę i władzę nad królestwem... I nie tylko. Przy jej boku pojawia się bowiem lord Dudley, a wraz z nim wielka, ale burzliwa miłość.

Kilkakrotnie wspominałam już o brytyjskiej pisarce, która zachwyciła mnie swoimi powieściami. To nie tylko kwestia tematu, który Gregory sobie upodobała i który mnie akurat interesuje. To także sposób, w jaki historia zostaje opowiedziana. Bo Powieści Tudorowskie, choć ubarwione elementami fantastycznymi,  w dużej mierze przedstawiają rzeczywiste wydarzenia z przeszłości. W Kochanku dziewicy poznajemy mały wycinek z dziejów tej wielkiej, angielskiej dynastii, bo zaledwie około trzy lata z okresu panowania Elżbiety. Fabuła powieści składa się z dwóch głównych wątków. Pierwszy z nich opowiada o trudnym, ale żarliwym romansie pomiędzy młodą królową, a jej koniuszym, lordem Robertem Dudleyem. Już samo obcowanie monarchini z poddanym wzbudza oburzenie dworu i ludu. Ale to nie wszystko, bo jak się dowiadujemy, za sir Robertem wlecze się niezbyt chlubna przeszłość zdrajcy. Nietrudno się domyślić, że uczucie, które połączyło tych dwoje, musi stawić czoła wielu zawirowaniom i poddać się dworskim intrygom. Drugi wątek ukazuje nam zupełnie inne oblicze Elżbiety. Poznajemy ją jako kobietę zasiadającą na tronie jednego z potężniejszych krajów Europy, jako przywódczynię, która musi walczyć o swoje ziemie i potęgę królestwa, jako spadkobierczynię reformacyjnego wyznania, które w kontrowersyjny sposób ustanowił jej ojciec. Okazuje się, że bycie królową nie oznacza wcale życia usłanego różami, ale jest pasmem niekończących się wyrzeczeń.  Jedyne, co mogę zarzucić fabule, to fakt, że dosyć powoli się rozkręca, a na końcu urywa się w nieoczekiwanym momencie. Ale co do tego drugiego, podobne odczucia miałam po lekturze Wiecznej księżniczki, więc może to specyfika powieści Gregory.

Tego historyczno-miłosnego obrazu dopełniają oryginalni bohaterowie. Są barwni, mają złożone osobowości i nie brakuje im talentu do zawiązywania intryg. Miałam jednak wrażenie, że sama Elżbieta została w książce trochę zmarginalizowana, a jej przewrotny charakter pokazany czytelnikom tylko pobieżnie. Nie mogłam też znieść Amy - żony Dudleya. Nie wiem, czy był to umyślny zabieg autorki, czy przypadek, ale ta postać była wyjątkowo irytująca, "rozmemłana" i pozbawiona charakteru. A szkoda, bo gdyby było inaczej, moglibyśmy obserwować swoiste starcie dwóch silnych bohaterek.

Książkę czyta się naprawdę błyskawicznie. Prosty, obrazowy język i duża ilość dialogów pozwalają bezboleśnie przebrnąć nawet przez fragmenty dotyczące strategii i działań wojennych, które w moim odczuciu były najsłabszym elementem lektury. Również opisy miłosnych uniesień Elżbiety i Roberta są stonowane i delikatne, zdecydowanie nie wzbudzają negatywnych emocji. Nawet nie zauważyłam, kiedy uciekło mi niemal 600 stron.

Kochanek dziewicy to swego rodzaju połączenie przyjemnego z pożytecznym. Burzliwy romans i wartka akcja sprawiają, że opowieść jest naprawdę przyjemna i wciągająca, zwłaszcza dla czytelników lubiących ten gatunek. Tło historyczne dodaje element edukacyjny. Powiedzmy sobie szczerze - w dzisiejszych czasach niechętnie sięgamy po książki dotyczące przeszłości, więc nawet takie drobne spotkanie z historią w formie rozrywki jest dla nas pouczające i dostarcza nam cennych wiadomości. Dlatego też podziwiam Philippę Gregory za to, że potrafiła znaleźć sposób, aby swoją miłością do historii zarazić rzesze czytelników. Ja na pewno zaliczam się do tych zarażonych i z niecierpliwością czekam na kolejną okazję do przeczytania którejś pozycji należącej do cyklu Powieści Tudorowskich.

24 listopada 2012

A. Christie - Trzecia lokatorka

Źródło
Jeszcze nie tak dawno narzekałam na mój słodko-gorzki związek z audiobookami, a  tu proszę - motywacja do słuchania sama spada mi z nieba. W mojej wirtualnej biblioteczce pojawiła się pierwsza pozycja - Trzecia lokatorka autorstwa Agathy Christie. Doszłam do wniosku, że skoro już mam audiobooka, to wykrzesam też z siebie chęci i znajdę czas. I jaki efekt? O tym poniżej. :)

Trzecia lokatorka opowiada o osobliwym śledztwie, jakie przyszło przeprowadzić słynnemu Belgowi, Herculesowi Poirot. Otóż, pewnego dnia w mieszkaniu detektywa pojawia się młoda dama i prosi go o pomoc w bardzo dziwnej sprawie - chce ustalić, czy popełniła morderstwo, bo sama nie jest tego pewna. Nieustraszony mały Belg, sam niezmiernie zaintrygowany, bez chwili zwłoki przystępuje do pracy. A na dodatek, jego wierną pomocnicą staje się pani Ariadna Olivier, znana pisarka kryminałów.

Jeżeli chodzi o moje odczucia odnośnie samej historii, to nie będę oryginalna. Agatha Christie na zawsze pozostanie dla mnie Królową Kryminałów, a jej książki - najlepszą detektywistyczną rozrywką. Trzecia lokatorka również trzyma wysoki poziom. Zagadka intryguje od pierwszej strony, zwłaszcza, że jest nietuzinkowa. Kto bowiem prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa, które być może w ogóle się nie wydarzyło? Pojawiają się też ciekawe wątki poboczne, związane z poszczególnymi bohaterami, co urozmaica fabułę i stwarza szeroki wachlarz hipotez dotyczących zbrodni. Mnogość bohaterów to kolejny atut. Dzięki temu, krąg podejrzanych jest szeroki, a śledztwo staje się bardziej skomplikowane. Jak zwykle, świetnie bawiłam się przy lekturze, próbując odgadnąć, kto zabił (być może i czy w ogóle?). No i oczywiście, nie mogę pominąć największej, w moim odczuciu, zalety, czyli obecności mojego ulubieńca, Herculesa Poirot. Christie stworzyła wspaniałą, barwną postać, dzięki której każda opowieść nabiera uroku. Niezwykły intelekt małego Belga nie raz wyprowadza czytelników na manowce, aby potem zgotować im iście zaskakujące zakończenie. A poza tym, detektyw ma specyficzną osobowość, która dodaje opowieściom Christie charakteru.

Od strony technicznej, muszę przyznać, że audiobook pozytywnie mnie zaskoczył. Pierwszą i główną zaletą był dla mnie przemyślany podział rozdziałów na dużą ilość krótkich, bo około 5-minutowych, fragmentów. Ułatwiło mi to słuchanie, zwłaszcza, że często włączam audiobooka tylko na chwilę, np. w czasie przerwy między zajęciami na uczelni. Drugim atutem jest opracowanie lektorskie. Książkę czytał Maciej Słota, aktor związany z krakowskim środowiskiem teatralnym. Świetnie poradził sobie z zadaniem, bardzo podobała mi się jego interpretacja, w której modulacją głosu zaznaczał wypowiedzi poszczególnych bohaterów. Nie miałam wątpliwości, kto wypowiada jaką kwestię. A na dodatek, dialogi były przepełnione emocjami, co spotęgowało pozytywne wrażenie odnośnie lektury. Jedynym, co trochę mnie irytowało, były wstawki naśladujące dźwięki wspomniane w treści, np. dzwoniący telefon lub skrzypiące drzwi. Były to pojedyncze sytuacje i dlatego według mnie brzmiały raczej śmiesznie, niż realistycznie. Ale poza tym drobnym niedociągnięciem, realizacja audiobooka stoi na bardzo wysokim poziomie i sprawia, że czas spędzony na słuchaniu jest bardzo przyjemny.

Kilka słów podsumowania na koniec. Sama historia przedstawiona w Trzeciej lokatorce zachwyci każdego wielbiciela klasycznych kryminałów oraz Agathy Christie. Zakręcona kryminalna intryga z zaskakującym zakończeniem to wspaniała lektura na jesienny wieczór. A jeżeli chodzi o moje odczucia dotyczące audiobooka, jako formy czytania, to jestem pozytywnie zaskoczona. To nie tylko urozmaicenie w stosunku do tradycyjnych książek, ale też wygodny sposób na to, aby nie rezygnować z lektury nawet wtedy, kiedy nie możemy fizycznie mieć jej w ręku. Tą przygodę z audiobookiem zaliczam zdecydowanie na plus i z chęcią sięgnę po kolejną płytę! :)

Za możliwość posłuchania audiobooka dziękuję portalowi Audeo.pl!


19 listopada 2012

Poniedziałkowy poranek...



Jak Wam mija poniedziałkowy poranek?
Mnie udało się spędzić kilka chwil z książką i pyszną herbatką. Ale niestety, jeszcze tylko kilka (kilkanaście?) stron i trzeba będzie zabrać się do konstruktywnych zajęć...



13 listopada 2012

Libstere Blog

Dzisiaj notka w zupełnie inny deseń, a mianowicie moja odpowiedź na nominację zaczarowanej, czyli:

Zasady zabawy:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.
A więc, do dzieła!

  • Książka do której wracasz z uśmiechem na twarzy?
 Zdecydowanie Ania z Zielonego Wzgórza  lub kolejne tomy. Czasem otwieram je na chybił trafił i czytam jakiś fragment. Kiedyś (pewnie jak będę miała więcej czasu, a może dopiero z własną córką) zamierzam przeczytać całość jeszcze raz. :)
  •  Jakiego języka obcego się uczysz?
Obecnie uczę się angielskiego i hiszpańskiego, kiedyś uczyłam się też niemieckiego i trochę żałuję, że go porzuciłam...
  • Czy masz przyjaciółkę od serca?
Mam cztery przyjaciółki jeszcze z liceum, z którymi staram się spotykać tak często, jak się da. :)
  • Czy masz jakiegoś innego bloga?
Póki co, nie. Ale krąży mi po głowie pewien pomysł, może kiedyś go zrealizuję.
  • Co uważasz za swoją najgorszą cechę charakteru?
Chyba lenistwo. Często nie chce mi się czegoś zrobić (np. pójść na wykład), a potem jestem na siebie za to zła.
  • Jakiego rodzaju muzyki słuchasz?
Szczerze przyznam, że mało słucham muzyki. A jeżeli już, to nie jestem przywiązana do konkretnego gatunku. Moim ulubionym zespołem jest Linkin Park, a poza tym, słucham tego, co akurat wpadło mi w ucho w radiu czy telewizji.
  • Książka do której masz wielki sentyment?
I tu również Ania z Zielonego Wzgórza. Kojarzy mi się z nią wiele przyjemnych wspomnień z dzieciństwa, związanych z moimi Dziadkami, także jest ona na szczycie moich pozycji sentymentalnych. :)
  • Twój ulubiony kolor?
Niebieski, biały, czerwony.
  • Twoje ulubione zwierzę?
Szczerze mówiąc, chyba nie mam ulubionego zwierzęcia. Na potrzeby pytania mogę uznać, że jest to pies, bo mam takiego delikwenta w domu.
  • Czy lubisz się uczyć?
Lubię się uczyć języków oraz rzeczy przydatnych. ;)
  • Masz jakieś marzenia?
Mam wiele marzeń, ale skupiam się raczej na dążeniu do ich spełnienia, niż na mówieniu o nich. :)

Moje pytania:
  • Czy pamiętasz pierwszą przeczytaną przez siebie książkę? Jeśli tak, jaka to była książka?
  • Co porabiasz na co dzień?
  • Z kim najczęściej dyskutujesz o książkach?
  • Jakie są Twoje zainteresowania inne niż czytelnictwo i literatura?
  • Tradycyjna książka, audiobook, czy e-book?
  • Czy masz zwierzątko?
  • Kim chciałaś/-eś zostać w przyszłości, kiedy byłaś/-eś dzieckiem?
  • W jakim wieku nauczyłaś/-eś się czytać?
  • Czy masz ulubione zagraniczne blogi? Jak tak, to czego dotyczą?
  • Co spodziewasz się dostać od Mikołaja w tym roku? ;)
  • Co aktualnie czytasz i dlaczego? (Liczą się też książki "szkolne" ;) )
Do zabawy nominuję: Dosiaka, autorów bloga Ale książka!, Klaudynę, Natulę, Kamyka

Zapraszam do zabawy i powodzenia! :)

11 listopada 2012

C. R. Zafon - Więzień Nieba

Carlos Ruiz Zafon swoją światową sławę zawdzięcza głównie cyklowi Cmentarz Zapomnianych Książek. W jego ramach ukazały się dotychczas trzy pozycje: Cień Wiatru wydany w 2001 roku (polskie tłumaczenie - 2005), który rozpoczyna całą historię; Gra Anioła, opublikowana 7 lat później oraz najnowszy, bo z roku 2011, Więzień Nieba, będący swoistym pomostem pomiędzy dwoma poprzednimi książkami.

Tym razem akcja rozgrywa się w latach 50. XX wieku, tradycyjnie już - w Barcelonie. Daniel Sempere jest mężem i ojcem, jego życie kręci się wokół rodziny i pracy w księgarni. Wydawałoby się, że wszystkie cienie z przeszłości go opuściły, a mężczyzna cieszy się spokojem. Pozory jednak mylą - Daniel musi stawić czoła jeszcze jednej mrocznej tajemnicy, którą wyjawia mu przyjaciel, Fermin Romero de Torres. Wraz z jego słowami, mężczyźni cofają się do dramatycznych wydarzeń z czasów wojny. 

Jeszcze zanim sama miałam okazję przeczytać Więźnia Nieba, widziałam wiele recenzji. Większość z nich oceniała tytuł bez większego entuzjazmu, często zdarzało się, że czytelnicy uważali go za najsłabszą część cyklu. Na szczęście, nie zgadzam się z nimi. Może i rzeczywiście książka nie przebija rewelacyjnego Cienia Wiatru, ale  sama w sobie stanowi świetną, wciągającą historię, choć w trochę innym stylu, niż w poprzednich tomach serii. Dla mnie Zafon na zawsze pozostanie mistrzem prostoty - tak jak w książkach dla młodzieży, tak i tutaj widać, że potrafi stworzyć w miarę prosty wątek, który z czasem rozwija się, rozrasta w taki sposób, że czytelnik przez cały czas lektury jest trzymany w napięciu. Akcja jest dynamiczna, nie ma żadnych przestojów ani nudnych fragmentów. Historia po prostu się toczy, a przy okazji naprawdę nas porywa, zwłaszcza, jeżeli już przy poprzednich tomach zżyliśmy się z bohaterami. Podobał mi się pomysł opowiedzenia wydarzeń z przeszłości w  formie wspomnień Fermina. Taki zabieg sprawił, że fabuła tej części logicznie dopasowała się do tych fragmentów opowieści, które znaliśmy z wcześniejszych książek. Szkoda tylko, że autor wydał tą powieść dopiero teraz. Osobiście, nie mogłam się odnaleźć w chronologii. Być może to tylko wina faktu, że dwa poprzednie tomy czytałam kilka lat temu, niemniej jednak, mam wrażenie, że kolejność pojawiania się tytułów na rynku mogła być lepiej przemyślana.

Cenię sobie powieści Zafona za specyficzny, odrobinę magiczny klimat. Sama Barcelona jest przedstawiona tak, jakby była trochę nierealnym, wyjątkowym miejscem, jedynym, w którym mogłaby się wydarzyć taka historia. Plastyczne, sugestywne opisy sprawiają, że czytelnik od pierwszej strony jest w stanie po prostu wsiąknąć w opisany świat i żyje w nim aż do ostatniej kropki. Muszę przyznać, że dla mnie zawsze lektura którejś książki hiszpańskiego autora to ponowna mentalna podróż do magicznej Hiszpanii, która pochłania bez reszty moją wyobraźnię, ale i niesamowicie relaksuje. Plusem powieści są także elementy historyczno-fantastyczne. Może zdziwi Was to połączenie, ale ja tak je odebrałam. Mamy bowiem w opowieści wspomnienie o czasach generała Franco oraz politycznych nastrojach tamtych lat, ale także odnajdziemy elementy nierealne, związane z nadprzyrodzonymi mocami znanymi z Cienia Wiatru i Gry Anioła. Ta osobliwa mieszanka tematyczna, wraz z wątkami przygodowymi i obyczajowymi sprawia, że Więźnia Nieba czyta się naprawdę przyjemnie i błyskawicznie.

Zdecydowanie polecam tą pozycję. Spędziłam z nią wspaniały weekend w magicznej Barcelonie, a czas wypełniło mi śledzenie poczynań Daniela i Fermina. Myślę, że żadnemu wielbicielowi poprzednich części cyklu nie przyjdzie do głowy, żeby przejść obojętnie obok Więźnia Nieba. A tych, którzy w ogóle nie mieli do czynienia z najsłynniejszymi książkami hiszpańskiego autora, gorąco przekonuję, że naprawdę warto zagłębić się w historię związaną z Cmentarzem Zapomnianych Książek. Bo przecież w tej szarej codzienności każdemu przyda się odrobina magii.

8 listopada 2012

H. Mankell - Niespokojny człowiek

Rok 2007. Kurt Wallander jest blisko 60-letnim policjantem. Ciągle na służbie, ale to już nie to samo - nie kieruje głównymi śledztwami, zajmuje się pomniejszymi sprawami, a na dodatek problemy zdrowotne wpływają na coraz częstsze urlopy. Na szczęście, pocieszeniem starego komisarza jest jego córka, Linda, która nie tylko poszła w jego ślady, ale też sprawiła mu jeszcze jedną niespodziankę. Brzmi sielsko, ale Wallanderowi nie dany jest zupełny spokój. Tym razem musi stawić czoła tajemniczemu zniknięciu teścia Lindy, byłego szwedzkiego wojskowego, Hakana von Enkego. 

W taki właśnie sposób Henning Mankell postanowił przygotować nas na rozstanie z ulubionym bohaterem. Historię, którą opowiadał przez osiem tomów, zakończył wydanym w 2009 roku Niespokojnym człowiekiem. I choć zamyka się pewien cykl, to nie kończy się znajomość ze szwedzkim autorem, ma on bowiem w dorobku jeszcze co najmniej kilka książek, które zostały przetłumaczone na język polski. A najbardziej wytrwali fani samego komisarza mogą się pocieszyć, oglądając szereg ekranizacji powieści, zarówno w wydaniu szwedzkim, jak i brytyjskim.

Moje wrażenia dotyczące Niespokojnego człowieka okazały się ambiwalentne. Przede wszystkim dlatego, że chyba podświadomie spodziewałam się jakiegoś "WOW", którego, niestety, nie otrzymałam. Ogólnie rzecz biorąc, książka trzyma poziom. Zagadka kryminalna wciąga i po raz kolejny ukazuje kunszt autora w tworzeniu nieprzewidywalnych historii. A Wallander znów zadziwia swoją przenikliwością, odwagą oraz determinacją, cechującą nie tylko wieloletniego pracownika wydziału śledczego, ale przede wszystkim policjanta z powołania. Ciekawą odmianę stanowi również wątek obyczajowy -  poznajemy bowiem zupełnie inne oblicze głównego bohatera. Zastajemy go w nowej sytuacji życiowej, obserwujemy, jak radzi sobie z tymi aspektami swojej egzystencji, o których jak dotąd wiedzieliśmy bardzo mało. To nas wciąga w sposób zupełnie inny, niż tradycyjny kryminał. No i ostatnia ważna rzecz, czyli wrażenie przemijania. Spostrzegawczy zapewne zauważyli, że skok czasowy w fabule między dwoma ostatnimi tomami to ponad 10 lat. Mankellowi udało się wiarygodnie odnotować to w opowieści. Patrząc oczami Wallandera, widzimy, jak otaczający go do tej pory ludzie i rzeczywistość zmieniają się, stając się coraz bardziej obce. Dzięki takiemu zabiegowi nie tylko łatwiej nam uwierzyć w nową sylwetkę starszego o dekadę bohatera, ale również zrozumieć podejmowane przez niego decyzje.

Ten prawie perfekcyjny obrazek burzy jednak kilka niedociągnięć, które zmęczyły mnie podczas czytania. Przede wszystkim, miałam wrażenie, że ostatnia część cyklu zupełnie odbiega klimatem od części poprzednich. Może taki był zamysł autora, ale mi brakowało tej atmosfery prężnego policyjnego dochodzenia, która tak mi się podobała w poprzednich książkach. Jak dla mnie, Wallander stał się zbyt bierny i powolny. Przed chwilą zachwalałam wątek obyczajowy, ale w nim również odnalazłam drobny mankament. A mianowicie - poziom jego rozbudowania. Niby Niespokojny człowiek to powieść kryminalna, a równowaga między morderstwem, a życiem osobistym policjanta zachwiała się i przeważyła na tą drugą stronę. Szkoda, bo momentami czytelnik może się trochę znudzić, słysząc w kółko o psie lub cukrzycy Kurta. No i na koniec chyba najważniejszy zarzut - otóż zupełnie nie podobało mi się tło zagadki kryminalnej. Sama zbrodnia, jej motyw i wydarzenia z niej wynikające były ciekawe. Natomiast aspekt historyczny, dotyczący szwedzkiej marynarki wojennej zwyczajnie mnie znudził. Nagromadzenie polityczno-historycznych informacji powodowało przestoje w akcji, a na dodatek te fakty były podane w średnio interesujący sposób.

No cóż. Pozostaje mi tylko podsumować. Niespokojny człowiek to na pewno pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy rozpoczęli znajomość z Kurtem Wallanderem. Jako zakończenie całości, oceniam ją przyzwoicie - najważniejsze wątki zostały zamknięte, a czytelnicy będą raczej usatysfakcjonowani, bo nie ma tu niedopowiedzeń, dowiedzą się wszystkiego, co chcą wiedzieć. Natomiast, w kontekście pojedynczej książki, nie jestem zachwycona. Historia straciła swój specyficzny charakter dynamicznego kryminału, kierując się bardziej w stronę opowieści obyczajowej z elementami sensacyjnymi. Jak mówiłam wcześniej - nie ma co spodziewać się "WOW". Ale myślę, że fani Wallandera docenią takie spokojne pożegnanie i nie zniechęcą się do innych tytułów autorstwa Henninga Mankella.

6 listopada 2012

Słów kilka o audiobookach

Źródło
Skąd u mnie na blogu notatka o audiobookach, z którymi nie mam za dużo do czynienia? Przede wszystkim po to, żeby podsumować trochę mój stosunek do tej formy "czytania". No i trochę usprawiedliwić się, dlaczego w sekcji Teraz słucham od kilku miesięcy ciągle wisi ten sam tytuł...

Nietrudno się domyślić, że nie jestem wielką fanką audiobooków. Mogłabym teraz wstawić kilkadziesiąt linijek hymnu pochwalnego dla literatury papierowej, ale tego nie zrobię, bo każdy mól książkowy i tak wie, co bym napisała. Cenię sobie obcowanie z tradycyjną książką - papierową, która ma swoją fakturę, zapach, ciężar (choć ten aspekt może najmniej lubię ;)). I jeżeli mam do wyboru założyć na uszy słuchawki, a wziąć do ręki tom, wybieram to drugie. Niemniej jednak, muszę przyznać, że zdarzają się sytuacje, kiedy po prostu nie da się czytać. Chociażby, kiedy w komunikacji jest wyjątkowy ścisk i walczę o życie, przyklejona do szyby albo kiedy wyciskam z siebie siódme poty w czasie biegania, czy na siłowni. Albo gdy przede mną długa podróż samochodem, a radio akurat nie działa. Wtedy bez cienia wątpliwości sięgam po audiobooka i jestem przynajmniej częściowo usatysfakcjonowana.

Czego słucham?
Tych książek, których zapewne nie uda mi się przeczytać. Tych, które chciałabym poznać, ale na liście zakupów/prezentów są na odległych pozycjach. Tych, które mają wyjątkowo dużą objętość.

Źródło


Stąd na mojej wyjątkowo krótkiej liście audiobookowych dokonań znalazły się jak dotąd:
  • Jeden dzień Davida Nichollsa - ten tytuł akurat wyłamuje się z konwencji, był moim pierwszym audiobookiem, dlatego wybrałam coś w miarę nowego i interesującego, żeby się za szybko nie zniechęcić;
  •  Królowe: Sześć żon Henryka VIII Davida Starkey'a - które ciągle są w trakcie słuchania, bo to wyjątkowo długa opowieść 
I już. ;)
Ubolewam bardzo, że w materii audiobookowej nie mam się czym pochwalić, ale wciąż mam cichą nadzieję, że to się zmieni.
Dla podbudowania motywacji mogę tylko dodać, że w planach mam Studium w szkarłacie A.C. Doyle'a. 

I cóż... Pozostaje mi zapytać, czy Wy lubicie audiobooki i kiedy znajdujecie czas na czytanie :) Czekam na odpowiedzi, które mnie natchną do słuchania i pozdrawiam ;)