26 listopada 2011

Stosik listopadowo-grudniowy (10)

Czasu na czytanie brak, ale kolejny stosik urósł, zanim się obejrzałam. Cieszę się z tego, choć póki co, widmo pisania pracy licencjackiej i masa nauki związanej ze zbliżającą się sesją na dwóch kierunkach nie sprzyjają oddawaniu się lekturze. Patrzę na ten mój stosik i wiele bym dała, żeby ktoś pisał/uczył się za mnie. ;)

No, ale dość marudzenia i do rzeczy. Oto mój stosik:

  • H. Mankell - Mężczyzna, który się uśmiechał i Fałszywy trop - pożyczone od mojego P. :)
  • C. R. Zafon - Światła września - prezent imieninowy od P., jeszcze z października...
  • I. Marion - Ciepłe ciała - wygrana w konkursie
  • J. Picoult - The Tenth Circle - nie do końca udana transakcja na Allegro... Książka miała być pełnowymiarowa, a dostałam wydanie gazetowe. Ale trudno, mam nadzieję, że nie zrujnuje mi to radości z czytania.
Stosik niezbyt okazały, ale podejrzewam, że już wkrótce będę mogła pochwalić się kolejnym. Zbliżają się Mikołajki, święta, rozwiązania konkursów (na które bardzo liczę), a więc wiele okazji do zdobycia nowych lektur.

A już wkrótce postaram się zamieścić recenzję Kompozytora burz, którego obecnie czytam w nielicznych wolnych chwilach.

Pozdrawiam Was ciepło! :) 

17 listopada 2011

H. Mankell - Psy z Rygi


Lektura utworów Henninga Mankella, której to oddawałam się w każdej wolnej chwili w trakcie ostatnich kilkunastu dni, skłoniła mnie do poszukania nowych informacji o tym szwedzkim pisarzu. W związku z tym, na oficjalnej stronie internetowej autora trafiłam na bardzo ciekawą sekcję Q and A, w której to każdy dociekliwy czytelnik może poznać odpowiedzi na nurtujące go pytania Nie ukrywam, że mnie Mankell zafascynował  przede wszystkim, jako utalentowany twórca. Bardzo spodobało się to, co powiedział o początkach swojej twórczości. Pisać nauczyła go babcia, a on sam już od najmłodszych lat czerpał radość z tworzenia słów, zdań, całych historii. Natchnienie czerpał z literatury, do czytania której zachęcał go ojciec. Nie dziwne więc, że jego pierwszym "dziełem" było streszczenie opowieści o przygodach Robinsona Crusoe.

Psy z Rygi to druga powieść z cyklu o Wallanderze i czternasta w dorobku pisarza. Przedstawia historię nietypowego śledztwa, rozpoczynającego się w dniu, w którym na jedną z plaż w pobliżu miasta Ystad przybija tajemniczy ponton ratunkowy. Jego "pasażerami" okazują się być zwłoki dwóch niezidentyfikowanych mężczyzn. Machina rusza i już po kilku dniach na komisariacie pojawia się łotewski policjant, major Liepa, który ma pomóc w rozwiązaniu kryminalnej zagadki. Od tej pory śledztwo obiera jednak dosyć niespodziewany kierunek, a Kurt Wallander tym razem musi osobiście dopilnować ujęcia sprawcy. 

Trzeba przyznać, że choć Psy z Rygi to jedna z części cyklu, różni się od pozostałych tomów opowiadających o przygodach Wallandera. A to za sprawą rozbudowanych wątków pobocznych - historycznego i obyczajowego, które sprawiają, że opowieść o zbrodni staje się wielowymiarowa i mocno zakorzeniona w minionej rzeczywistości lat 90. XX wieku. Książka jest też bardzo dobrze napisana - po raz kolejny przekonujemy się, że fragmenty, które pozornie mogłyby nudzić, są ważnym elementem fabuły. Akcja jest dynamiczna, momentami nawet można odnieść wrażenie, że nagromadzenie wypadków, jakie przydarzają się Wallanderowi, jest wręcz niemożliwe. Przez to cała historia nabiera surrealistycznego posmaku. Czy taki był zamiar autora, czy też tylko moja interpretacja? Nie wiem. W każdym bądź razie, bardzo plastyczny, niewymagający język oraz naturalne, niewymuszone dialogi sprawiają, że książkę czyta się szybko, a wydarzenia w niej przedstawione pochłaniają czytelnika doszczętnie.

Wiele aspektów tej powieści bardzo mi się spodobało. Przede wszystkim, tajemnica, która trzyma czytelnika w niepewności aż do ostatnich stron. Tym razem autor wykazał się nie lada pomysłowością i uknuł skomplikowaną intrygę, pełną nieprzewidzianych wydarzeń. Czytelnikowi ciężko wpaść na trop zbrodniarzy Nie brak w tej historii także elementów polityki, co dodaje fabule atrakcyjności, ale też przywołuje powiew współczesności i smak dzisiejszych problemów. Z tym łączą się kwestie historyczne oraz społeczne, po raz kolejny podkreślane przez szwedzkiego pisarza. Uważam, że wszystkie te zabiegi ubogacają treść książki, nadają jej wymowie głębi, sprawiają, że łatwiej nam, czytelnikom, uwierzyć w fabułę, mimo, że jest w całości fikcyjna. Świetnym pomysłem było usytuowanie akcji na Łotwie, pokazanie specyfiki tzw. "demoludu", atmosfery i warunków życia, w jakich przyszło egzystować jego obywatelom. W moim przekonaniu, Mankell wzniósł się na wyżyny swojego talentu - stworzył tak mroczną, przejmującą atmosferę państwa policyjnego, tak rzeczywiste, ale jednocześnie niebezpieczne, tajemnicze otoczenie dla zbrodni oraz śledztwa, jakiego nie znalazłam w żadnej innej powieści kryminalnej. Za to ogromne brawa dla niego. Kolejnym atutem historii są bohaterowie. O Kurcie Wallanderze pisałam w poprzedniej recenzji i w pełni podtrzymuję swoją opinię. Tym razem jednak, autor przedstawia nam szereg nowych postaci, wykreowanych z wprawą, wiarygodnych i, przede wszystkim, bardzo ludzkich. Każda z nich kryje jakąś historię, którą chce nam opowiedzieć pisarz - czy to uzmysłowić biedę, w jakiej żyli członkowie tego podległego społeczeństwa, czy też opowiedzieć o wzorze patriotyzmu. Wszystkie te elementy zebrane razem tworzą naprawdę dobrą literaturę kryminalną. I takie właśnie są Psy z Rygi.

Z pełną odpowiedzialnością za moje słowa mogę polecić tą książkę każdemu. Czytelnicy ceniący sobie prawdziwie dopracowane intrygi, osnute odpowiednio mroczną aurą, na pewno przyjmą tą pozycję z entuzjazmem. Ja natomiast myślę, że jest to jeden z lepszych kryminałów, jakie do tej pory czytałam, mimo, że jest pod wieloma względami nietypowy. Tak, czy siak, moja przygoda z historiami o Kurcie Wallanderze na pewno jeszcze się nie kończy.

Ta recenzja została nagrodzona w 39. edycji konkursu na recenzję tygodnia, organizowanego przez portal nakanapie.pl oraz księgarnię internetową Kumiko. Bardzo dziękuję! :)

14 listopada 2011

Ogłoszenie

Niestety, nastał ten smutny czas, kiedy muszę ograniczyć czytanie książek dla przyjemności. :(

Czeka na mnie cały stos materiałów do pracy licencjackiej, które muszę przynajmniej przejrzeć, a oprócz tego muszę nadążać za codziennymi obowiązkami na uczelni.

W związku z tym, w najbliższym czasie recenzje będą pojawiały się na blogu rzadziej. Na pewno nie porzucę czytania całkiem, a dość długie przerwy między notkami nie oznaczają mojego znudzenia blogowaniem. 

Więc nie martwcie się, wkrótce wrócę. :)

12 listopada 2011

H. Mankell - Morderca bez twarzy

Morderca bez twarzy to pierwsza część słynnego cyklu o Kurcie Wallanderze, stworzonego przez szwedzkiego pisarza, Henninga Mankella. Ukazała się w 1991 toku. Sam autor debiutował 18 lat wcześniej, ale dopiero seria powieści o śledztwach prowadzonych przez błyskotliwego policjanta przyniosła mu światową popularność. Co ciekawe, Mankell pisze także książki przeznaczone dla najmłodszych czytelników. I musi być w tym naprawdę dobry, ponieważ jego twórczość została uhonorowana nagrodą Astrid Lindgren.

Pierwsza część cyklu o Wallanderze bez wątpienia jest skierowana do dorosłych czytelników, jej akcja jest bowiem oparta na brutalnym morderstwie dwójki staruszków. Policjanci z Ystad, przerażeni okrucieństwem, z jakim działał morderca, muszą stawić czoła makabrycznej zbrodni, mimo, że ciągle napotykają problemy. Brak motywu i dowodów sprawiają, że śledztwo staje się nie lada wyzwaniem, nawet dla tak doświadczonego stróża prawa, jak Kurt Wallander.

Morderca bez twarzy to kryminał najwyższej jakości. Wielowątkowy, uwzględniający aspekty społeczne i obyczajowe. Przedstawiona w nim historia, choć mrożąca krew w żyłach, wydaje się być realistyczna. Mankell przede wszystkim skupia się na samym śledztwie, pokazuje czytelnikom, w jaki sposób szwedzka policja dochodzi do prawdy. Można by rzec, że obserwowanie błądzących w domysłach policjantów oraz procedur, które mają doprowadzić do ujęcia sprawcy może zdawać się nudne. Nic bardziej mylnego - autor nadaje tym elementom kluczowe znaczenie. Przez to, że pozwala nam zrozumieć mechanizmy policyjnego dochodzenia, zaszczepia w nas ten sam sposób myślenia, którym charakteryzują się bohaterowie. Taki zabieg sprawia, że wciągamy się w historię, a każdy przełom w sprawie odbieramy jako najbardziej zaskakujące wydarzenie. Dzięki temu, fabuła jest dynamiczna, nie dłuży się i naprawdę wciąga. Sama intryga jest naprawdę nieźle skonstruowana. Napięcie nie opada aż do ostatnich stron, a zagadka, choć coraz bardziej odkrywana przez policjantów, nie traci nic ze swej tajemniczości. Dodatkowo, książka jest napisana żywym, potocznym, ale i przyjemnym językiem. Przemyślenia Kurta Wallandera są dla czytelnika niejako naturalne, niepozbawione autoironii. Podobnie dialogi.

Trzeba przyznać, że Mankell prezentuje trochę inne podejście do kryminału. Wspominałam już o specyficznej fabule, ale ważny jest także sposób kreowania bohaterów. Kurt Wallander, z którego perspektywy poznajemy całą historię, nie jest człowiekiem bez wad. Dla porównania, przypomnijmy sobie sylwetki takich detektywów jak Holmes, czy Poirot. Obaj oni zapadają w pamięć jako nieomylni, przebiegli stróże prawa. Zwykle, nic nie pochłania ich bardziej, niż przebieg śledztwa. Z Wallanderem jest inaczej. Mankell nie szczędzi mu problemów natury osobistej, czy pomyłek na gruncie zawodowym, nad którymi bohater często się zastanawia. Dzięki temu, poznajemy bliżej jego sytuację życiową - rodzinę, poglądy na pewne kwestie - i możemy go naprawdę polubić. I, przede wszystkim, uwierzyć, że mógłby być rzeczywisty. Podobnie jest w tłem akcji. Autor nie tylko umiejscawia morderstwo na mapie, ale także zgrabnie wplata w swoją opowieść realne społeczne dylematy. W przypadku Mordercy bez twarzy, mamy do czynienia z problemem zalewających Szwecję uchodźców. Trzeba przyznać, że dodatkowy wątek ubarwia fabułę, nadaje jej nowy wymiar i w pewien sposób uczy czytelnika czegoś o świecie.

Książka okazała się być wciągająca i intrygująca, jak na dobry kryminał przystało. Jako miłośniczka gatunku, przyznaję, że po raz drugi zostaję miło usatysfakcjonowana lekturą powieści Mankella i zdecydowanie włączam tego szwedzkiego pisarza do grona ulubionych twórców. Żeby przedłużyć przyjemność towarzyszenia Kurtowi Wallanderowi w jego pracy, od razu sięgam po Psy z Rygi - drugą część cyklu. A Wam wszystkim serdecznie polecam Mordercę bez twarzy!

7 listopada 2011

L. Lokko - Jedna bogata, druga biedna

Po raz kolejny Lesley Lokko  zaprasza nas do świetnie jej znanego, ale specyficznego świata Afryki. Autorka dorastała w Ghanie i, choć wykształcenie zdobyła w Europie i USA, w wieku 26 lat wróciła na Stary Kontynent. Doskonale poznała problemy społeczne tego regionu, a podczas pracy w RPA postanowiła napisać książkę, której tłem byłyby właśnie niepokoje, jakie targają życiami Afrykańczyków.

Jedna bogata, druga biedna to historia przyjaźni trzech dziewczyn, które poznają się w prywatnej szkole St. Augustine. Każda z nich jest zupełnie inna - Nik pochodzi z Zimbabwe i jest córką bogatego biznesmena, Caryn wychowała się w biednej dzielnicy Londynu, pilnując matki-alkoholiczki i dbając o młodszego brata, a Tory przeżyła rodzinną tragedię i wciąż stara się z niej otrząsnąć. Mijają lata, a ich przypadkowa znajomość przeradza się w silną przyjaźń, która nie raz zostanie wystawiona na próbę.

Jedna bogata, druga biedna to zdecydowanie powieść z gatunku obyczajowego, z wplecionymi w fabułę elementami romansu. Główny wątek to przede wszystkim splatające się losy trzech bohaterek, ciągnące się przez kilkanaście lat i obfitujące w różnego rodzaju wydarzenia. Jest też spora ilość wątków pobocznych, które dopełniają opowieści i wprowadzają różnorodność. Akcja jest dosyć dynamiczna, mimo, że sama tematyka niekoniecznie musi to gwarantować. Ogromny plus należy się autorce za to, że potrafiła książkę o życiu (które każdy z nas przecież dobrze zna) napisać w niewymuszony sposób, tak, że jest ona wciągająca i nie zanudza czytelnika. Nie znajdziemy nic nie wnoszących przemyśleń, czy dialogów, dłużących się opisów ani przesadnie ckliwych scen. Całość jest odpowiednio wyważona i dzięki temu, czytelnik bez większego problemu wchodzi w wykreowany świat i utożsamia się z bohaterami. Towarzyszy im przez długi czas, jest świadkiem ich dorastania, poznaje ich radości i smutki. A to bardzo wciąga.  Powieść została napisana przyjemnym, lekkim językiem, co sprawia, że czyta się ją bardzo szybko. Uwagę zwracają dialogi, które brzmią naturalnie, dzięki czemu historia nabiera autentyczności.

Trzeba przyznać autorce, że jej utwór jest naznaczony dużą dozą realizmu. Mimo, że na niemal sześciuset stronach zostały nagromadzone przeróżne sytuacje, jakie mogą się pojawić w codziennym życiu, czytelnik odnosi wrażenie, że taka historia mogła wydarzyć się naprawdę. Bohaterowie zostali przedstawieni jako prawdziwi ludzie. Nie są idealni, cechują ich autentyczne zachowania, każdy kryje swoje sekrety i problemy, z którymi próbuje się uporać. Ciekawe jest to, jak wiele różnych osobowości pisarka umieściła w tym utworze i jak umiejętnie splotła ich losy... Warto też zauważyć, że Lokko przemyca w treści wartości, które w dzisiejszym świecie odgrywają ważną rolę i nierzadko jawią się jako prawdziwy skarb. Z drugiej jednak strony, powieść to tak naprawdę lekka pozycja, przeznaczona głównie dla kobiet. Przemyślenia nie są wymuszone, przychodzą do głowy naturalnie. Czytelnik może poczuć się jak bierny obserwator życia Nik, Caryn i Tory - ot, zna najświeższe plotki i wydarzenia oraz wyrabia sobie o nich opinię, ale w żadnym razie nie jest zmuszony do uczestnictwa w głębokich dylematach, jakimi niewątpliwie są problemy bohaterek dla nich samych. Dzięki temu, lektura tego utworu to prawdziwa przyjemność.

Po raz drugi już jestem bardzo zadowolona ze spotkania z literaturą Lesley Lokko i zważywszy na fakt, że autorka ma w dorobku jeszcze dwie powieści, myślę, że za jakiś czas znów powrócę do jej twórczości. Jedna bogata, druga biedna okazała się być wspaniałą opowieścią do poczytania w jesienne wieczory - wielowątkową, życiową, ale przy okazji wnoszącą powiew gorących afrykańskich osobowości i zgiełk wielkomiejskiego życia. Rzadko zdarza się trafić na lekką i przyjemną lekturę, która przy okazji byłaby mądra. Tym razem mi się to udało i za to wielkie brawa dla autorki.


Ta recenzja została nagrodzona w 37. edycji konkursu na recenzję tygodnia, organizowanego przez portal nakanapie.pl oraz księgarnię internetową Kumiko. Bardzo dziękuję! :)