30 lipca 2011

S. Jones - Klejnot Medyny

Swego czasu na wielu blogach napisano mnóstwo pozytywnych słów o mojej ostatniej lekturze. Już wtedy nabrałam chęci na przeczytanie jej i nie tak dawno temu, zupełnie przypadkowo zauważyłam ją na wyprzedaży w supermarkecie. Z perspektywy czasu, uważam, że to był udany zakup - oprócz niewątpliwie ciekawej historii dostałam także trochę upalnego klimatu gratis na to deszczowe lato! ;)

Choć tytuł był mi mniej więcej znany, o Sherry Jones - autorce - nie wiedziałam zbyt wiele. Poszukując informacji o tej amerykańskiej dziennikarce, którą zainteresowały losy kobiet muzułmańskich, dowiedziałam się, że Klejnot Medyny był nie tylko jej publikacją najbardziej znaną, ale też kontrowersyjną. Mówi się o niej, że pojawiła się jako odpowiedź na ataki terrorystyczne w USA z 11.09.2001r, ale sama pisarka zaprzecza tym słowom. Ciekawy wywiad z Sherry Jones na ten temat można przeczytać tutaj. Polecam wszystkim, których intryguje temat islamu w literaturze.

Akcja powieści rozgrywa się w Mekce i Medynie, w czasach, kiedy islam nie istniał jeszcze jako religia milionów, a kobiety były uważane za własność mężczyzn. Aisza, 9-letnia dziewczynka o ogniście rudych włosach i niepokornym charakterze, zostaje najmłodszą żoną Proroka Muhammada. Od tej chwili jej życie to nieustanna walka - o miłość, o godność, o prawo do decydowania o sobie. Jednocześnie, to opowieść o dorastaniu i poszukiwaniu szczęścia w trudnych dla kobiet czasach.

Na początku, po przeczytaniu kilku opisów i opinii w internecie, spodziewałam się klasycznego romansu. Ot, mamy niełatwe czasy, miłość między kobietą, a mężczyzną, która naznaczona jest trudnościami i wielkie, historyczne wydarzenia w tle. Jakże bardzo (i na szczęście!) się pomyliłam. Klejnot Medyny okazał się nie tylko narzekaniem na trudne życie małej Aiszy i jej małżeńskie problemy. To wciągająca, urzekająca opowieść o życiu przy boku Proroka - człowieka, który zmieniał otaczający go świat. I brzemieniu ciążącym na młodziutkiej dziewczynie, która rozdarta jest między lojalnością wobec poślubionego mężczyzny, a swoimi pragnieniami. Autorka, w tej pozornie obyczajowej powieści, w subtelny sposób ujmuje moralne dylematy, rządzące światem islamu, ale nie zapomina też o trudnym temacie nieistniejących praw i dokuczliwych obowiązków, zdeterminowanych przez płeć. Stara się przemycić przesłanie dotyczące walki o poprawę sytuacji muzułmańskich kobiet - ale nie poprzez agitowanie pustymi hasłami. Poprzez przybliżenie odbiorcom tej egzotycznej kultury i umożliwienie zrozumienia jej. Poprzez ukazanie sylwetki kobiety-wojowniczki, która nie poddaje się nurtowi losu, lecz każdego dnia stara się trzymać swoje życie w swoich rękach. Przyznam, że ten aspekt lektury bardzo mnie zaciekawił - Klejnot Medyny po raz pierwszy zetknął mnie z namiastką wiedzy o życiu wyznawczyń islamu, a przy tym zmusił do docenienia swojego, jakże szczęśliwego, położenia.
Warto wspomnieć także o tym, w jaki sposób Jones opisała historię wyznania rodzącego się w sercu pustyni. Nie ma tu dat, suchych faktów oraz opisów świętych wojen, zwykle nużących czytelnika. Na kolejnych stronach odkrywamy historię naturalną - niewymuszoną i lekką, piszącą się niejako na naszych oczach. Poznajemy Muhammada, nam znanego jako Mahomet. Choć dla muzułmanów jest on sam w sobie półbogiem, obiektem chwały, to jednak w tej historii dostrzegamy w nim zwykłego człowieka, walczącego z pokusami i codziennymi problemami. Człowieka uduchowionego, który wierzy w jednego Allaha i tą wiarę chce zaszczepić w swoich najbliższych, sąsiadach, mieszkańcach miasteczka... Oczywiście, każda inicjatywa przeżywa wzloty i upadki. Muhammad nierzadko walczy o islam przy użyciu miecza, nierzadko z korzyścią dla samego siebie. Ale szczerze i prawdziwie. Osobiście, uważam, że taki sposób - lekki i przystępny - pisania o religii przyczynia się do jej zrozumienia. I choć książka wielokrotnie była krytykowana za rzekomy brak szacunku wobec wyznania muzułmańskiego, nie mogę się z tym zgodzić. Uważam, że Jones wykonała kawał dobrej roboty, tworząc piękną historię, pełną miłości i walki o dobro, pokazując czytelnikowi w sposób obrazowy to, czego nie zna. A jestem zdecydowaną zwolenniczką poznawania tego, co obce, inne.
Na zakończenie dodam jeszcze, że dzięki lekturze tej książki, zafascynowała mnie kultura arabska. Interesujące okazały się nie tylko zwyczaje, czy tradycje kultywowane przez dawne ludy dzisiejszej Arabii Saudyjskiej, ale także ich rzeczywista egzystencja, aż do dnia obecnego tak odmienna od naszej, zachodniej. Czytając, jak zaczarowana chłonęłam gorący klimat pustyni, aromaty egzotycznych przypraw i dźwięki, którymi rozbrzmiewał harem. Prawdziwa uczta dla receptorów w naszej wyobraźni!

Gorąco polecam książkę Sherry Jones. Każdemu, kto lubi poznawać inne kultury, kto jest ciekawy islamu, wreszcie, każdemu, kto szuka pięknej historii o miłości i walce o siebie. Ja sama z niecierpliwością będę czekać na kontynuację opowieści o Aiszy i jej życiu - Miecz Medyny. Mam nadzieję, że dzięki niej dowiem się więcej o islamie i jego wpływie na kobiety. Oby więcej takich książek! :)

Ta recenzja została nagrodzona w 22. edycji konkursu na recenzję tygodnia, organizowanego przez portal nakanapie.pl oraz księgarnię internetową Kumiko. Bardzo dziękuję! :)




PS. Wszystkim, którzy czekają na recenzję ostatniej książki z mojego wakacyjnego stosiku nr 2 - Biedny Polacy patrzą na getto - muszę z przykrością oznajmić, że nie zostanie ona opublikowana w najbliższym czasie. Książka zwyczajnie mnie pokonała, spodziewałam się opowieści wojennych z getta, a okazało się, że pozycja, to blisko 250-stronicowe przemyślenia autora na ten temat. Niestety, odkładam tą lekturę na półkę do odwołania/skutecznego sprzedania.

24 lipca 2011

A. Szczepańska, K. Gacek - Moc i cesarzowa

Dziś recenzja książki, która nie dość, że pojawiła się u mnie w charakterze niespodzianki, to jeszcze dodatkowo mnie zaskoczyła. Szczerze przyznam, że nie oglądałam serialu Przeznaczenie, którego kontynuacją jest cykl książek Szczepańskiej i Gacek, dlatego z ciekawością zabrałam się do lektury.

Autorek wcześniej nie znałam, ale nie musiałam długo szukać informacji - ich krótkie biografie można znaleźć na okładce książki. Stąd też wiem, że obie panie, oprócz trzech części literackiego cyklu, mają też na swoim koncie scenariusz do wspomnianego wyżej serialu o podobnej tematyce. W przyszłości możemy się także spodziewać efektów ich indywidualnej pracy. Ciekawe, czy również będą to kryminały?

Akcja powieści rozgrywa się współcześnie, w Warszawie. Komisarz Anna Sarnowicz zostaje zaangażowana w sprawę morderstwa dwójki młodych ludzi, których ciała zostają znalezione nad Wisłą. Pozornie zwyczajne zabójstwo przypomina jednak mroczną sprawę sprzed roku. Wtedy wszystko zaczęło się tak samo. Ale czy to podobieństwo jest możliwe, skoro ówczesny morderca od dawna siedzi za kratkami? Anna, mimo nieustającego zmęczenia, postanawia rozwiązać zagadkę. Kiedy tylko przystępuje do pracy, zaczynają się jej przytrafiać dziwne rzeczy...

Ogólnie rzecz biorąc, mam mieszane uczucia co do tej pozycji. Przede wszystkim, na początku ciężko było mi wgryźć się w fabułę, ponieważ już od pierwszej strony pojawiają się nawiązania do poprzednich części, z którymi nie miałam do czynienia. To trochę utrudniło mi całościowe spojrzenie na opisaną historię. W miarę czytania, okazało się jednak, że nie mają one kluczowego znaczenia w całej opowieści - Moc i cesarzowa, choć stanowi kontynuację cyklu, to w gruncie rzeczy osobna, kompletna historia. W dodatku, historia całkiem wciągająca. Mimo, że krótka. Akcja rozwija się już od pierwszej strony, więc czytelnik nie ma chwili wytchnienia. Od razu zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, staje się cieniem Anny, która za wszelką cenę chce rozwiązać sprawę.
Nie spodobał mi się w książce minimalistyczny sposób potraktowania tematu. Czytając, miałam wrażenie, że autorkom po prostu nie chciało się rozwinąć niektórych wątków. Ot, mamy po prostu książkę składającą się z najważniejszych zwrotów akcji. Kwestie, które mogły być ciekawiej poprowadzone, zostały tak naprawdę tylko wspomniane. A samo rozwiązanie zagadki też może czytelnika zawieść. Mimo, że jest ono interesujące i nieoczekiwane, większości szczegółów musimy domyślać się sami. Przez to wszystko, powieść czyta się tak, jakby się oglądało odcinek serialu Może to zamierzony efekt, a może po prostu taki specyficzny styl pisania. Mnie, niestety, nie przypadł do gustu.
Zdecydowanie polubiłam jednak bohaterów - Annę, która wprowadza czytelnika w tajniki policyjnego działania, ale przy tym, pozostaje człowiekiem, mającym słabości i gorsze chwile. Jej przyjaciółkę Małgosię, która okazała się być wspaniałą przyjaciółką dla Anny, za co tym bardziej ją cenię. Szefa Sławka, wyrozumiałego, ale zdecydowanego. Nie zostali przedstawieni bardzo szczegółowo, ale tak jak w prawdziwym życiu, przypadł mi do gustu ich styl bycia oraz determinacja w ujęciu sprawcy zajścia.

Podsumowując, Moc i cesarzowa nie zachwyciła mnie. Czytałam ją z przyjemnością, ale nie wiem, czy sięgnę po inne części z tego cyklu. Natomiast, muszę uczciwie polecić ją fanom serialu oraz wcześniejszej twórczości autorek - sama w sobie, historia jest ciekawa i wciągająca, więc myślę, że niejednemu czytelnikowi przypadnie do gustu.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Funky Books. Dziękuję!

22 lipca 2011

L. Lokko - Szafranowe niebo

Moje wakacje w tym roku są mało wakacyjne. Słońca jak na lekarstwo, czasu wolnego też nie za dużo... Na szczęście, przynajmniej wakacyjne lektury przynoszą mi powiew gorącego, leniwego lata. Taką właśnie książką jest Szafranowe niebo Lesley Lokko, które (tradycyjnie już ;) ) podsunęła mi Mama. Może to niektórych dziwić, ale z racji tego, że nie mieszkam chwilowo w domu, rzadko przyglądam się nowościom pojawiającym się na półkach. Dlatego Mama na bieżąco zaznajamia mnie z tym, co ciekawego czytała.

O Lesley Lokko słyszałam wcześniej sporadycznie. Wiedziałam, że pisze typowo kobiecą literaturę. Zaskoczeniem był jednak fakt, że... autorka jest Afroamerykanką, której ojciec pochodził z Ghany, a ona sama doskonale orientuje się w zawiłościach różnic społecznych i kulturowych występujących między Europejczykami i Afrykanami. Ten biograficzny element możemy właśnie odnaleźć w przeczytanej przeze mnie książce.

Akcja powieści toczy się w wielu miejscach jednocześnie, w Europie, Afryce, Stanach Zjednoczonych, na przełomie XX i XXI wieku. Max Sall to opływający w bogactwo przedsiębiorca, który dorobił się wszystkiego ciężką pracą. W Anglii ma żonę i dwójkę dzieci - Kierana i Amber. Jednak, kiedy opuszcza dom rodzinny, najczęściej wybiera się do Rzymu, gdzie czekają na niego... kochanka i nieślubna córka, Paola. Co ciekawsze, obie rodziny doskonale wiedzą o swoim istnieniu i prowadzą nieustającą grę, w której stawką jest uwaga, miłość... i oczywiście pieniądze Maxa. Głównym wątkiem powieści są jednak perypetie dzieci Maxa - Amber i jej przyjaciółek; Kierana, który nie potrafi odnaleźć swojego miejsca w życiu oraz Paoli - opływającej w bogactwa, samolubnej skandalistki.

Słyszałam o Szafranowym niebie wiele opinii, jakoby to była trochę zmieniona wersja Mody na sukces. Rzeczywiście - bogata rodzina, w której kochanki ojca można liczyć na pęczki, przyrodnie siostry i bracia nienawidzą się za wszystko, a do tego co chwilę wybuchają skandale. Jednak, coś w tej historii przyciąga i sprawia, że nie można się od niej oderwać. Mimo, że już od pierwszej strony wkraczamy w świat bogatych i wpływowych, często zepsutych tym ludzi, autorka zwraca nam uwagę, że niczym nie różnią się oni od zwyczajnych "szarych obywateli". Mają swoje problemy, nie omijają ich życiowe trudności. Wbrew pozorom, nie dla każdego z nich pieniądze są powodem szczęścia. Wręcz przeciwnie, często bohaterowie muszą tego szczęścia poszukiwać na własną rękę, jak chociażby Amber, starsza córka Maxa.
Wydarzenia, które składają się na akcję, są realistyczne i łatwo czytelnikowi uwierzyć w ich autentyczność. Choć wydawałoby się, że świat ludzi dobrze sytuowanych jest hermetyczny, że nie zdarzają się w nim problemy, a wszystko można łatwo rozwiązać, to Lokko z premedytacją uświadamia nam, że tragedie nie omijają nikogo. Dzięki takiemu podejściu do tematu, książka staje się niejako żywą opowieścią. Jak w prawdziwym życiu, sympatie czytelnika wobec konkretnych bohaterów zmieniają się wraz z rozwojem wydarzeń.
Po raz kolejny, bardzo spodobały mi się postacie występujące w historii. Żadna z nich nie okazała się być sztuczna. Wszyscy, to prawdziwi ludzie, z krwi i kości, targani emocjami, walczący ze swoimi sekretami i problemami. Najbardziej polubiłam Amber - jest ona główną bohaterką całej powieści i tak naprawdę, na większość zdarzeń patrzymy z jej perspektywy. Podobały mi się także sylwetki jej przyjaciółek - Madeleine i Becky, chociaż ta druga stała się irytująca pod koniec lektury.
Atutem książki jest też zasygnalizowany wątek społeczny i kulturowy, o którym wspominałam wcześniej. Jako, że część akcji rozgrywa się w Afryce, poznajemy stosunki, jakie pod koniec XXw. panowały między Europejczykami, a Afrykanami. Zdziwiłam się, czytając o tym, że część rdzennych mieszkańców Czarnego Kontynentu jeszcze kilkadziesiąt lat temu była przez białych post-kolonialistów wykorzystywana w charakterze służby! Ciekawe są także doświadczenia, z jakimi stykają się bohaterowie, obcując z ludźmi o odmiennej, niż ich własna, kulturze.

Ogólnie, Szafranowe niebo zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Afrykańskie upały, intrygi, ale i życiowe perypetie bohaterów uczyniły z książki miłą, lekką i niezobowiązującą lekturę na leniwe letnie popołudnia. Z chęcią rozejrzę się za innymi pozycjami pióra Lesley Lokko, zwłaszcza, że przede mną wyjazd na urlop. :)

19 lipca 2011

Stosik wakacyjny - odsłona 2 (5)

Skromna druga odsłona mojego wakacyjnego czytania. Tym razem książki własne, zdobyte całkiem przypadkiem:
  • Klejnot Medyny Sherry Jones wypatrzyłam na przecenie w lokalnym supermarkecie. Od dawna chciałam przeczytać, więc nie wahałam się ani chwili i kupiłam.
  • Biedni Polacy patrzą na getto Jana Błońskiego wygrałam we wspomnianym we wcześniejszym poście konkursie portalu nakanapie.pl.
  •  Moc i cesarzowa K. Gacek i A. Szczepańskiej od wydawnictwa Funky Books zapukała do moich drzwi dosłownie 5 minut temu. :) Spodziewałam jej się pod koniec lipca, a tu taka miła niespodzianka. ;)
Póki co, książki czekają na swoją kolej, a w czytaniu nadal Szafranowe niebo, które bardzo przypadło mi do gustu. Niestety, zmiana pracy i ponowna aklimatyzacja w nowej nie pozostawiała mi wiele czasu na oddanie się książce. Ale zbliżam się ku końcowi historii i może niedługo uda mi się opublikować kolejną recenzję.

Pozdrawiam! :) 

10 lipca 2011

Ch. Llorens - Władca Barcelony

Wakacje wakacjami, a ja wbrew pozorom, nie mam zbyt dużo czasu na czytanie. Jak pisałam poprzednio, zaczęłam pracę (choć w tej chwili mam małe zamieszanie i prawdopodobnie ją zmienię na inną) i przez to mój wolny czas, niestety, mocno się ograniczył. Ale - Władca Barcelony już od dawna kusił mnie z maminej półki, więc w końcu go porwałam. :)

O samym pisarzu wcześniej nie słyszałam, chociaż obiło mi się o uszy, że jego bestseller to książka stylem bardzo podobna do Katedry w Barcelonie. Ten argument sprawił, że z ciekawością spojrzałam na opasły, brązowy tom. Okazało się, że jego autor, Chufo Llorens, swoją działalność literacką rozpoczął już w 1986 roku. W Polsce stał się znany właśnie dzięki Władcy Barcelony, który ukazał się w 2009 r.

Akcja powieści rozgrywa się w X w., w Barcelonie. Poznajemy 19-letniego Martiego Barbany, który, dowiedziawszy się o pokaźnym spadku pozostawionym przez prawie nieznanego mu ojca, przybywa do miasta, aby zawalczyć o lepszy los. Pewnego dnia, na targu niewolników zauważa piękną dziewczynę, Laię, i daje się uwieść jednemu jej spojrzeniu. Wiedząc, że to córka wysoko postawionego urzędnika, postanawia zdobyć bogactwo i prestiż, żeby stać się godnym kandydatem do jej ręki. Podporządkowuje swoje działania temu jedynemu celowi. Cała historia toczy się równolegle z wydarzeniami na dworze barcelońskiego władcy - Ramona Berenguera, który postanawia porzucić swoją małżonkę i związać się z kobietą poślubioną przez innego hrabiego, wywołując tym samym publiczny skandal.

Książka, to kolejne dzieło, które uwiodło mnie historią i urokiem Barcelony. Ponownie mogę zaczytywać się w przeszłości tego jednego z najsłynniejszych miast świata, poznając jego początki, podziwiając magiczną atmosferę... i żałując, że jeszcze tam nie byłam. Władca Barcelony jest napisany językiem prostym i przystępnym. Łatwo się go czyta, niezwykle szybko i bez reszty można wciągnąć się w historię, która toczy się przez kilka lat. Rozpoczynając lekturę, czytelnik wpada w specyficzny, dwoisty świat. Z jednej strony porywa go wir dworskich intryg i tajemnic, z drugiej - może zobaczyć miasto okiem zwykłego mieszkańca; takie, jakie było na co dzień. Wydawałoby się, że to dwa odrębne wątki, ale nie. Losy możnych przeplatają się z losami obywateli, Żydów, przyjezdnych handlarzy z całego świata. Na naszych oczach powstaje siatka, w której każde wydarzenie jest jednocześnie powodem i skutkiem innego zdarzenia. To sprawia, że opowieść Llorensa jest dynamiczna, nie ma czasu na przestoje, czy dłużyzny. Każdy dzień, każda strona, przynosi bohaterom coś nowego i tym samym skutecznie przykuwa uwagę czytelnika.
Mocną stroną powieści zdecydowanie są jej postacie. Jest ich wiele, o różnych osobowościach, odgrywają przeróżne role. Mimo, że na początku czytelnik otrzymuje jasną informację o tym, kto jest dobry, a kto niekoniecznie, wraz z upływem czasu, sytuacja zmienia się diametralnie. Najłatwiej zaprzyjaźnić się z Martim - w końcu to jego życiu towarzyszymy najczęściej i to on, tak naprawdę, jest centralną osobą w opowieści. Od początku kibicowałam mu gorąco, aby udało mu się to, co sobie zaplanował. Moją sympatię obudził również ojciec Llobet, oddany przyjaciel młodzieńca, zmagający się z walką między czystością sumienia, moralnością i lojalnością wobec Martiego. Także rodzina Benvenistów, Żydów z dzielnicy Call, była mi bliska. Zwłaszcza Baruch i Ruth, najodważniejsi, o najpiękniejszych, czystych charakterach. Wbrew pozorom, na dworze hrabiowskim,  kojarzącym się zwykle w tego typu historiach z siedliskiem rozpusty i zepsucia, również znalazły się osoby, które można polubić. Zaintrygowała mnie zwłaszcza Almodis z Marchii - kobieta silna, zdeterminowana, o niezupełnie kryształowym charakterze, ale jednocześnie będąca uosobieniem piękna i oddania ukochanemu mężczyźnie. Mogłabym o tych wszystkich osobach pisać jeszcze długo i dużo, ale najlepiej ich sylwetki poznać w realiach opowieści; takie, jakimi stworzył je autor.
Zakończenie, które dla Władcy Barcelony wymyślił pisarz, usatysfakcjonowało mnie. Mimo, że już w połowie powieści domyśliłam się, w jaki sposób zamkną się niektóre wątki. Historia to zrównoważona mieszanka radości i sukcesów ze smutkiem, intryg i tajemnic z dobrem i uczciwością. Mieszanka, która nadzwyczaj się udała.

Z ogromnym przekonaniem mogę Władcę Barcelony polecić. Nie trzeba się obawiać, że to kopia Katedry w Barcelonie - choć obie historie dzieją się w tym samym mieście, w każdej z nich znajdziemy nieco inną sytuację i nieco inny sposób jej przedstawienia. Myślę, że wielbicielom literatury hiszpańskiej i iberyjskiej ta książka przypadnie do gustu. Ja sama z niecierpliwością będę się rozglądać za Uciekinierką z San Benito  - drugą, przetłumaczoną na polski, pozycją z dorobku Chufo Llorensa.

Ta recenzja została nagrodzona w 20. edycji konkursu na recenzję tygodnia, organizowanego przez portal nakanapie.pl oraz księgarnię internetową Kumiko. Bardzo dziękuję! :)

5 lipca 2011

:)

Władca Barcelony, ze względu na drastyczny brak czasu na czytanie, związany z nową pracą, oraz cudownie dużą objętość, wciąż w czytaniu. A tymczasem moja recenzja książki Drugie spojrzenie Jodi Picoult została nagrodzona w 18. edycji konkursu na recenzję tygodnia, na  portalu Nakanapie.pl! :)

2 lipca 2011

Zmiany, zmiany...

...konieczne z powodu problemów technicznych z poprzednim szablonem. Miejmy nadzieję, że to już moja ostatnia ingerencja na jakiś czas.

;)