25 marca 2014

E. Spindler - W milczeniu

Źródło
Tytuł: W milczeniu
Autor: Erica Spindler
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2005

Dla odmiany po typowo obyczajowych książkach, które czytałam ostatnio, tym razem sięgnęłam po kryminał lżejszego kalibru. W milczeniu to jedenasta powieść, która wyszła spod pióra Ericy Spindler. Na rynku ukazała się w 2003 toku.

Jej akcja toczy się na południu USA, w małym miasteczku Cypress Springs. Avery Chauvin przyjeżdża do rodzinnej miejscowości z wyjątkowo smutnego powodu - musi stawić czoła wiadomości o samobójstwie ojca. Choć przyjaciele z dawnych lat przekonują ją, że doktor Chauvin od dawna cierpiał na depresję, kobieta nie może uwierzyć, że ojciec tak po prostu rozstał się z życiem. Zwłaszcza, że jego śmierć jest tylko jednym z serii dziwnych wydarzeń, które na przestrzeni ostatnich miesięcy wstrząsnęły miasteczkiem... Avery postanawia na własną rękę poznać prawdę.

W milczeniu to już moje piąte spotkanie z thrillerami romantycznymi Spindler. Tym razem jestem jednak zaskoczona - otóż, inaczej niż zwykle, fabuła skupia się w większym stopniu na zagadce kryminalnej, niż na wątku miłosnym z udziałem głównej bohaterki. Ten ostatni jest wręcz epizodyczny i funkcjonuje w charakterze urozmaicenia głównej akcji. Zaliczam to na plus, ponieważ dzięki temu książka nabrała charakteru, a sama autorka zyskała w moich oczach jako pisarka kryminalna. Taki zabieg podziałał też na korzyść głównej bohaterki, której udało się uniknąć wpadnięcia w stereotyp zakochanej, bezbronnej kobiety, która przypadkiem wdepnęła w krwawą zbrodnię. Avery kombinuje i nie raz zaskakuje odwagą. Mimo tego, przyznaję bez bicia, że trochę kibicowałam jej relacjom z chłopakami i cieszę się, że autorka postawiła na taki, a nie inny obrót wydarzeń.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że przez większość czasu cała moja uwaga była skupiona na wątku kryminalnym, który okazał się naprawdę wciągający. Spindler uknuła zawiłą, kilkupoziomową intrygę. Przez lwią część historii czytelnik jest najzwyczajniej w świecie wodzony za nos - podejrzenia padają na każdego, nikt nie jest w tej opowieści całkiem zły, ani kryształowo niewinny. Na dodatek, ważną rolę odgrywa zbrodnia sprzed lat, która również wzbudza wątpliwości... Muszę przyznać, że autorka stanęła na wysokości zadania. Profesjonalnie zamotała, postraszyła, dodała do tego kilka momentów budujących klimat grozy, skonstruowała bohaterów z przeszłością i voila! - efekt jest naprawdę niezły. Patrząc z perspektywy zakończenia, którego podświadomie oczekiwałam i które finalnie i tak mnie zaskoczyło, ciężko nie przyznać, że W milczeniu to wyjątkowo dobra pozycja w dorobku Spindler.

Nie wolno jednak zapominać, że ta powieść to w dalszym ciągu lektura raczej lekka i przyjemna, niż ambitna, zwłaszcza ze względu na element romantyczny, i jako taką ją oceniam. Niezmiennie sięgam po nią wtedy, kiedy mam ochotę na coś lżejszego. I mimo, że trup ściele się gęsto, a po plecach nie raz przebiegają ciarki, to jednak jest to literatura typowo rozrywkowa i raczej kobieca. Jakby jednak nie patrzeć, na książkach Spindler jeszcze się nie zawiodłam i oby tak dalej, dlatego gorąco polecam i W milczeniu, i pozostałe tytuły, które czytałam.  

9 marca 2014

M. Gutowska-Adamczyk - Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord

Tytuł: Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord
Autor: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013

Nie dalej jak 2 tygodnie temu skończyłam lekturę pierwszej części dwutomowego cyklu Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk Podróż do miasta świateł. Wystarczyła tylko wizyta w domu, żebym bez namysłu zabrała z Maminej półki drugi tom opowieści o Róży Wolskiej i znów wróciła do stolicy Francji.

Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń opisanych w pierwszej części. Rose w pośpiechu wraca do Paryża po śmierci matki. Niestety, nie czekają tam na nią dobre wieści. Choć na początku kobieta nie radzi sobie z rozpaczą i samotnością, z czasem udaje jej się przywrócić swoje życie na właściwe tory. Paryż znów pozwala jej nie tylko odżyć i rzucić się  w wir malowania, ale także odnaleźć miłość.

Moje odczucia po lekturze tego tomu są bardzo podobne do wrażeń z poprzedniego spotkania z bohaterką prozy Gutowskiej-Adamczyk. Nadal uważam, że dwutorowa fabuła jest w tej książce najzupełniej zbędna. Akcja tocząca się współcześnie prezentuje słaby poziom - Nina jest zupełnie nijaka, a przede wszystkim naiwna i bez własnego zdania, co strasznie mnie irytowało. Pozwala sobą sterować, co cały czas jest przyczyną jej porażek i kompletnie nieprawdopodobnych tarapatów, w które wpada. Nawet wprowadzenie przez autorkę elementów sensacyjnych nie uratowało tego wątku - wręcz przeciwnie, gdyby nie to, że zawarła w nim nawiązania do historii Róży, pewnie całkiem bym go ominęła.

Za to dalsze losy Rose to prawdziwy majstersztyk. Gutowska-Adamczyk prowadzi swoją bohaterkę przez zmieniające się koleje losu z prawdziwym rozmachem. Dzięki temu widzimy postać silną mimo niepowodzeń, mądrą, potrafiącą postawić na swoim i przekonaną o swoich racjach. Wspominałam poprzednio, że kojarzy mi się to z elementem feministycznym, bo takich bohaterek nie spotyka się często w książkach opowiadających o rzeczywistości XIX i początków XX w. Nadal podtrzymuję swoją opinię. Po raz kolejny dane mi było także zachwycić się dopracowanym tłem historycznym. Tym razem autorka zaskoczyła mnie nawiązaniami do zmieniającej się sztuki oraz mody. Żałuję tylko trochę, że zarówno takie mniej poważne zmiany, jak i znaczące wydarzenia polityczne (jak chociażby rewolucja w Rosji, II wojna światowa, czy Holocaust) zostały jedynie wspomniane. Z drugiej jednak strony, zdaję sobie sprawę, że nie da się napisać w jednej książce o wszystkim. Ale gdyby tak autorka przeznaczyła te ileś set stron na dopieszczenie historii Róży zamiast marnować je na Ninę, według mnie książka byłaby praktycznie idealna.

Na koniec pozostaje mi jedynie przyznać, że żal było rozstawać się z Różą i jej Paryżem. Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord była świetnym zakończeniem tej, jakby nie patrzeć, epickiej powieści. Sylwetka wspaniałej kobiety na tle historii, na przełomie wieków i w samym sercu zmian - to naprawdę bogaty i interesujący temat do pisania. Ja wciągnęłam się od pierwszej strony, wsiąkłam w klimat francuskiej stolicy i poczułam prawdziwą sympatię do tej nietuzinkowej bohaterki. Czegóż więcej mogłabym wymagać od dobrej książki? :)

4 marca 2014

M. Krajewski - Rzeki Hadesu

Tytuł: Rzeki Hadesu
Autor: Marek Krajewski
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012

Przygodę z twórczością Marka Krajewskiego zaczęłam zupełnie przypadkowo i od środka. Najpierw skusiłam się na Liczby Charona czyli trzeci tom serii o Edwardzie Popielskim, a potem zaliczyłam mały skok do cyklu o Eberhardzie Mocku, a dokładnie do trzeciej części - Widm w mieście Breslau. Teraz, za sprawą zdobyczy bookcrossingowych, które odleżakowały swoje na półce, kontynuuję poznawanie losów komisarza Popielskiego. Rzeki Hadesu to na chwilę obecną przedostatni tom serii, wydany w 2012 roku.

Akcja powieści rozgrywa się w powojennym Wrocławiu. Popielski mimo zasług stracił swoje dotychczasowe życie i musi ukrywać się przed UB. W tym samym czasie wrocławskim podziemiem wstrząsa porwanie i gwałt na upośledzonej 14-latce, córce lokalnego herszta. Pragnący zemsty ojciec zhańbionej postanawia wszelkimi sposobami uzyskać pomoc byłego komisarza. Popielski zostaje więc postawiony przed ultimatum - albo pomoże znaleźć gwałciciela, albo ucierpi jego córka.

Rzeki Hadesu w mojej prywatnej klasyfikacji uplasowały się pomiędzy dwoma poprzednimi książkami Krajewskiego, które czytałam. Okazały się kryminałem o dynamicznej, wciągającej akcji i nietuzinkowej fabule. Śledztwo prowadzi ukrywający się eks-komisarz, który sam jest poszukiwany przez służby. Kompletnie bezbronna ofiara jest córką wpływowego na swój sposób człowieka, który ma sporo za uszami. A na dodatek, historia przybiera zupełnie niespodziewany obrót i miesza czytelnikom w głowach. Te elementy dodatkowo komplikują sytuację. Okazuje się, że nie zawsze wszystko jest czarne albo białe, można wręcz powiedzieć, że historia toczy się w odcieniach moralnej szarości. To tylko dodaje fabule pikanterii, przez co jesteśmy trzymani w napięciu praktycznie do ostatnich stron.

Kryminały Krajewskiego słyną też z ciekawego tła historycznego oraz mrocznego klimatu. Tym razem mamy do czynienia z akcją rozgrywającą się po drugiej wojnie światowej. Autor nie tylko przybliża nam bestialskie metody pracy UB, czy funkcjonowanie światka przestępczego, ale także pozwala nam przelotem zerknąć na zwyczajną codzienność. Niestety - obraz, jaki staje czytelnikowi przed oczami, nie jest zachęcający. Wrocław jest mroczny i niebezpieczny. Zapewne Krajewski wprowadza nas w tą atmosferę przesiąkniętą zbrodnią nie bez powodu. Już sam charakter popełnianych w tej książce przestępstw wymusza ciągłą obecność wulgarnych prostytutek i nieprzyjemnych zbirów czających się w brudnych i ciemnych zaułkach.

Podsumowując: Rzeki Hadesu to całkiem niezły, intrygujący kryminał o niepokojącym klimacie. Wydał mi się twardy - nieco sensacyjny, męski, bez odrobiny pobłażania. Odrażający zbrodniarz, a na jego tropie nieprzebierający w środkach komisarz. Zwykle podchodzę z rezerwą do tego typu literatury, ale ta powieść zaskakująco mi się podobała. Krajewski pisze tak, że chce się wracać do jego prozy. Ja na pewno wrócę jeszcze nie raz. Tymczasem - polecam!