Tytuł: Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord
Autor: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013
Nie dalej jak 2 tygodnie temu skończyłam lekturę pierwszej części dwutomowego cyklu Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk Podróż do miasta świateł. Wystarczyła tylko wizyta w domu, żebym bez namysłu zabrała z Maminej półki drugi tom opowieści o Róży Wolskiej i znów wróciła do stolicy Francji.
Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń opisanych w pierwszej części. Rose w pośpiechu wraca do Paryża po śmierci matki. Niestety, nie czekają tam na nią dobre wieści. Choć na początku kobieta nie radzi sobie z rozpaczą i samotnością, z czasem udaje jej się przywrócić swoje życie na właściwe tory. Paryż znów pozwala jej nie tylko odżyć i rzucić się w wir malowania, ale także odnaleźć miłość.
Moje odczucia po lekturze tego tomu są bardzo podobne do wrażeń z poprzedniego spotkania z bohaterką prozy Gutowskiej-Adamczyk. Nadal uważam, że dwutorowa fabuła jest w tej książce najzupełniej zbędna. Akcja tocząca się współcześnie prezentuje słaby poziom - Nina jest zupełnie nijaka, a przede wszystkim naiwna i bez własnego zdania, co strasznie mnie irytowało. Pozwala sobą sterować, co cały czas jest przyczyną jej porażek i kompletnie nieprawdopodobnych tarapatów, w które wpada. Nawet wprowadzenie przez autorkę elementów sensacyjnych nie uratowało tego wątku - wręcz przeciwnie, gdyby nie to, że zawarła w nim nawiązania do historii Róży, pewnie całkiem bym go ominęła.
Za to dalsze losy Rose to prawdziwy majstersztyk. Gutowska-Adamczyk prowadzi swoją bohaterkę przez zmieniające się koleje losu z prawdziwym rozmachem. Dzięki temu widzimy postać silną mimo niepowodzeń, mądrą, potrafiącą postawić na swoim i przekonaną o swoich racjach. Wspominałam poprzednio, że kojarzy mi się to z elementem feministycznym, bo takich bohaterek nie spotyka się często w książkach opowiadających o rzeczywistości XIX i początków XX w. Nadal podtrzymuję swoją opinię. Po raz kolejny dane mi było także zachwycić się dopracowanym tłem historycznym. Tym razem autorka zaskoczyła mnie nawiązaniami do zmieniającej się sztuki oraz mody. Żałuję tylko trochę, że zarówno takie mniej poważne zmiany, jak i znaczące wydarzenia polityczne (jak chociażby rewolucja w Rosji, II wojna światowa, czy Holocaust) zostały jedynie wspomniane. Z drugiej jednak strony, zdaję sobie sprawę, że nie da się napisać w jednej książce o wszystkim. Ale gdyby tak autorka przeznaczyła te ileś set stron na dopieszczenie historii Róży zamiast marnować je na Ninę, według mnie książka byłaby praktycznie idealna.
Na koniec pozostaje mi jedynie przyznać, że żal było rozstawać się z Różą i jej Paryżem. Podróż do miasta świateł. Rose de Vallenord była świetnym zakończeniem tej, jakby nie patrzeć, epickiej powieści. Sylwetka wspaniałej kobiety na tle historii, na przełomie wieków i w samym sercu zmian - to naprawdę bogaty i interesujący temat do pisania. Ja wciągnęłam się od pierwszej strony, wsiąkłam w klimat francuskiej stolicy i poczułam prawdziwą sympatię do tej nietuzinkowej bohaterki. Czegóż więcej mogłabym wymagać od dobrej książki? :)