23 maja 2013

L. Lokko - Gorzka czekolada

Brytyjska pisarka o afrykańskich korzeniach, Lesley Lokko, nadal nie jest w Polsce tak popularna, jak za granicą. Dowodem na to może być ilość jej książek przetłumaczonych na język polski. Do kompletu brakuje co najmniej dwóch i to wydanych już jakiś czas temu, bo w 2011 i 2012 roku. Mówię o A Private Affair i An Absolute Deception. Szkoda, bo powieści Lokko to całkiem dobra, mimo, że typowo kobieca, literatura. Przekonałam się o tym ponownie, tym razem podczas lektury Gorzkiej czekolady.

W tej książce brytyjska pisarka przedstawia historię Laury, Melanie i Ameline. Te trzy młode kobiety żyją w zupełnie różnych realiach, związanych ze swoim statusem społecznym. Laura to potomkini bogatej, choć zubożałej francuskiej rodziny, która osiedliła się na Haiti. Ameline jest jej panienką do towarzystwa. Mimo, że dziewczyna jest bardzo bliska Laurze, przez innych nadal jest traktowana jako ktoś z niższej klasy. W dalekim Londynie Melanie, córka podstarzałej gwiazdy rocka, cierpi z powodu samotności. Wszystkie trzy kobiety próbują walczyć ze swoimi problemami i zadbać o lepszą przyszłość. Mimo, że wydają się być zupełnie sobie obce, to jednak ich ścieżki przecinają się raz po raz.

Lektura Gorzkiej czekolady obudziła we mnie dosyć skrajne emocje. Była przyjemna, ale też pouczająca. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że fabuła opiera się tylko na rozbudowanym wątku romantycznym. Ot lekka, niezobowiązująca i dosyć płytka historia miłostek uprawianych przez bohaterów. Uważam, że autorka tym razem trochę przesadziła pod tym względem, bo relacje między zakochanymi niezbyt do mnie przemawiały. Miałam wrażenie, że są nieszczere i mało realistyczne, a pojawiające się problemy - mocno wydumane. Choć, jakby się głębiej zastanowić, to można dojść do wniosku, że takie rzeczy zdarzają się w prawdziwym życiu i pozostaje jedynie współczuć ludziom, z którymi los tak sobie pogrywa. Do tego dołożę jeszcze jeden minus - trochę rozczarowało mnie zakończenie, ale w sumie jest to raczej kwestia subiektywna, na pewno znajdzie się kilku czytelników zadowolonych z takiego, a nie innego obrotu sprawy.

Z drugiej jednak strony, nie mogę zaprzeczyć, że historia wciągnęła mnie i że z zaciekawieniem śledziłam poczynania dziewczyn. Bardzo interesujący okazał się też charakterystyczny dla powieści Lokko wątek społeczny. Tym razem autorka postanowiła zwrócić uwagę na szereg różnych, aktualnie poruszanych spraw. Począwszy od wartości pracy w życiu człowieka oraz jej wpływu na sposób postrzegania świata, poprzez wagę rozwijania własnych pasji i podążania za swoimi marzeniami, aż po indywidualne konflikty na tle rasowym oraz problemy polityczne w krajach tzw. trzeciego świata. Może nie brzmi to zbyt ciekawie, ale według mnie ten właśnie aspekt stanowi największą zaletę książek Lokko. Pisarka potrafi tak skomponować swoje powieści, żeby nie zanudzić czytelnika, ale mimo wszystko, skłonić go do przemyślenia ważnych, aktualnych problemów.

Ogólnie oceniam książkę na plus. Bo jest jak tytułowa Gorzka czekolada - z wierzchu wydaje się opowiadać o wspaniałej, wyidealizowanej miłości, którą odnajduje każdy bohater, ale kiedy wczytamy się w nią głębiej, dostrzeżemy gorycz ludzkich problemów oraz wyzwań, jakie stawia przed nimi życie. Osobiście uważam, że raz na jakiś czas taki czytelniczy deser jest jak najbardziej wskazany - w sam raz, żeby oderwać się od bardziej ambitnej lub bardziej krwawej literatury.

English version

Majowy stosik wieczorową porą (22)

Tak jak pisałam w poprzedniej notce, chwalę się dziś wszystkimi nowymi zdobyczami, którymi jak dotąd jeszcze się nie pochwaliłam. Po bookcrossingu czekałam jeszcze na główną gwiazdę wieczoru, która dotarła do mnie dziś i niezmiernie mnie ucieszyła. Tak więc, bez zbędnego gadania - TA DAM!:


Pierwsze pięć pozycji już opisałam w notce o bookcrossingu, więc nie będę się powtarzać. Ale pod nimi znajdują się długo wyczekiwane i przynoszące dużo radości trzy egzemplarze:
  • Kiedy Bóg był królikiem, S.Winman - oczywiście wypatrzone u kogoś na blogu. Przyznam, że kupiłam tą książkę głównie dzięki tej recenzji i mam nadzieję, że rzeczywiście okaże się AŻ TAK dobra ;)
  • Pośrodku rzeczona gwiazda - Arabska księżniczka, T. Valko - gwiazda dlatego, że dopiero niedawno odkryłam, że została napisana i zupełnie niespodziewanie od razu udało mi się ją zdobyć. Wygrałam ją w konkursie na portalu Prószyński i S-ka, więc przyleciała do mnie całkowicie za darmo! To lubię. :)
  • Szare śniegi Syberii, R. Sepetys - być może się mylę, ale wnioskując z opisu na okładce, wydaje mi się, że ta książka będzie podobna do Złodziejki książek Zusaka, która bardzo mi się podobała. :)
Powyższy stosik raduje mnie podwójnie, bo za całość zapłaciłam w sumie 11zł - 5zł wejściówka na Warszawskie Targi Książki, gdzie odbywał się bookcrossing + 5zł za przesyłkę z Merlin.pl, bo na same książki miałam bon (bon był przemiłym efektem stosowania jednej z moich życiowych filozofii - wykorzystywać okazje, nawet jak się nic z tego nie ma, bo zawsze jest szansa, że ta dobrowolnie wykonana praca kiedyś się zwróci - gorąco polecam!)

No dobra, koniec tego chwalenia się, pozdrawiam Was ciepło i uciekam do roboty*.

Ps. Recenzja Gorzkiej czekolady wciąż w pisaniu - efekt nawału pracy i innych niestandardowych wydarzeń, które ostatnio rządzą moim czasem. Stąd też moja znikoma obecność na Waszych blogach - wiedzcie, że bardzo mi z tego powodu smutno.

* taaa... sesja za pasem. :(   

19 maja 2013

Bookcrossing 2013 - czyli to, co najbardziej lubię w Targach Książki

Dziś udało mi się znaleźć chwilę czasu i zawitać na Stadion Narodowy, gdzie odbywały się IV Warszawskie Targi Książki. Bardzo żałuję, że nie miałam wolnego weekendu, żeby spędzić go na spotkaniach z autorami, buszowaniu wśród uginających się od książek półek i udziale w różnych wydarzeniach... Na pocieszenie, dziś wybrałam się na Bookcrossing i tak, jak rok temu, wyszłam z niego z szerokim uśmiechem na ustach.

Oto książki, które wymieniałam w tym roku:


Narzeczony niestety nie dotarł, więc miałam tylko trzy tomy. Na szczęście, przede mną w kolejce stała Przemiła Pani, posiadająca aż 7 książek (można było max. wymienić 5 sztuk) i z dobroci serca oddała mi dwie swoje. :) Dzięki temu, z sali wyniosłam aż 5 zdobyczy:


  • C. Lackberg - Niemiecki bękart - co prawda to dopiero 5 tom serii, ale zawsze jakaś motywacja do zaopatrzenia się w części poprzednie ;)
  • M. Pagnol - Żona piekarza - kiedyś widziałam na blogu i jak tylko zobaczyłam na stole, to capnęłam :)
  • A. D'Avena - Biała jak mleko, czerwona jak krew - od dawna chciałam przeczytać, teraz mam okazję :)
  • M. Krajewski - Rzeki Hadesu - już w zeszłym roku po przeczytaniu Liczb Charona miałam nadzieję, że uda mi się zdobyć którąś kolejną część serii o Popielskim, no i książka sama mnie znalazła :)
  • K. Michalak - Nadzieja - o tej książce wiem chyba najmniej, choć czytałam jej recenzję i zanotowałam w pamięci, że jest warta uwagi. Na wymianie była w charakterze nowości, więc się skusiłam. :)
Osobiście jestem bardzo zadowolona z wymiany - tytuły, które zdobyłam w 100 procentach mnie satysfakcjonują i myślę, że dostarczą mi dużo przyjemnej lektury. Książki pewnie pojawią się jeszcze raz w najbliższym stosiku, który zamierzam Wam zaprezentować, jak tylko dotrze do mnie ostatnia (ale chyba najbardziej ciesząca mnie) pozycja. Tymczasem zmykam - do nauki (bo sesja za pasem i już zaczyna się gorący okres zaliczeń), a potem do pisania recenzji Gorzkiej czekolady, którą skończyłam czytać już kilka dni temu.

Pozdrawiam gorąco! :)

10 maja 2013

J. Nesbo - Człowiek nietoperz

O książkach Jo Nesbo słyszałam wiele pozytywnych opinii. Dlatego bez większego zastanawiania się upolowałam pierwszą część serii o norweskim policjancie Harry'm Hole. O samym autorze poczytałam dopiero teraz i jak to zwykle bywa, odkryłam ciekawe fakty. Otóż, norweski pisarz oddaje się nie tylko tworzeniu literatury, ale także pisze teksty, śpiewa i gra w zespole Di Derre. Jego działalność artystyczna nie wpływa jednak ujemnie na jakość pisanych przez niego powieści. Można tak wnioskować z częstotliwości, z jaką są nagradzane (jak dotąd już 5 razy) oraz z faktu, że książki zostały już przetłumaczone na 12 języków. To znaczy, że muszą być dobre.

Ja sama zabrałam się za lekturę Człowieka nietoperza - pozycji otwierającej historię Harry'ego Hole. Norweskiego policjanta poznajemy, kiedy wyrusza do Australii, aby pomóc lokalnej policji w śledztwie w sprawie morderstwa jego rodaczki, Inger Holter. Mężczyzna od razu zostaje przydzielony do Andrew Kensingtona, policjanta-Aborygena, który wprowadza go nie tylko w szczegóły zbrodni, ale także w kulturę rdzennych mieszkańców Australii. Z czasem okazuje się, że motyw zabójcy mógł być bardzo skomplikowany...

Cóż, przyznaję, że podeszłam do tej książki z dosyć wysokimi oczekiwaniami. Nie mówię, że jestem zawiedziona - ale chyba spodziewałam się większego WOW! Tyle pozytywnych recenzji, tyle pochwał, a okazało się, że opisana przez Nesbo historia jest co najwyżej dobra. Przede wszystkim, przez pierwsze kilkadziesiąt stron miałam problem z wciągnięciem się w fabułę. Niby śledztwo w toku, niby policjanci pracowali, a jednak nic konkretnego się nie działo, jedynie duuużo gadania. Odniosłam nawet wrażenie, że autor za bardzo skupił się na przedstawieniu Harry'ego (co też nie do końca mu się udało - zupełnie nie mogłam sobie wyobrazić Norwega i niezbyt go polubiłam) oraz na meandrach wątku związanego z kulturą Aborygenów. Historia zamordowanej Inger została zepchnięta na dalszy plan i wróciła dopiero pod koniec książki, choć na tym etapie była już mocno zmodyfikowana i stała się po prostu historią mordercy. Ogólnie, jeśli chodzi o wątek kryminalny, miałam wrażenie, że Nesbo niechcący pogrążył się w chaosie. Jakoś nie trafiło to do mnie.

Mimo wszystko, nie mogę powiedzieć, że nie warto przeczytać Człowieka nietoperza. Opowieść, dzięki kulturowemu miszmaszowi, jest ciekawa i barwna. Fabuła została spleciona z wątków rodem z różnych gatunków literackich - mamy tu kryminał, mamy elementy sensacyjne, obyczajowe, dotyczące kultury, a nawet możemy posmakować romansu (który swoją drogą nieco mnie rozczarował i myślę, że nie tylko mnie ;) ). Podczas czytania możemy się więc cieszyć prawdziwą, bogatą literacką ucztą. Kiedy akcja nabierze już tempa, można łatwo się w nią wciągnąć i z zapartym tchem wyczekiwać zakończenia historii. Sam finał jest ciekawy, logiczny i spójny, choć łatwy do przewidzenia. Niemniej jednak, myślę, że usatysfakcjonuje większość czytelników, zwłaszcza tych, którzy na co dzień nie obcują z kryminałami, a ich podejrzliwość nie rozwinęła się jeszcze za bardzo... ;)

Podsumowując - tytuł otwierający serię o Harry'm Hole to ciekawy i interesujący kryminał, złożony, nie ograniczający się jedynie do kwestii śledztwa, lecz wielowymiarowy. Być może fakt, że autor poświęcił bardzo dużo miejsca głównemu bohaterowi wynika z tego, że Człowiek nietoperz ma nas wprowadzić w sytuację, a może po prostu Nesbo prezentuje trochę inny styl pisania niż pozostali pisarze skandynawscy. Tak czy siak, zamierzam dać Harry'emu Hole kolejną szansę i wkrótce upolować część drugą jego przygód - Karaluchy.  

3 maja 2013

Moja ulubiona książka - post konkursowy

Post bierze udział w konkursie organizowanym przez CupoNation.pl oraz kreatywa.net

Przez bardzo długi czas wzbraniałam się przed wskazywaniem jednej książki, jako mojej ulubionej. Czytam dużo, wiele pozycji mi się podoba, do wielu z chęcią bym wróciła i wychodzi na to, że każda z nich mogłaby pretendować do tytułu ulubieńca. Mimo wszystko, doszłam jednak do wniosku, że w całej mojej karierze czytelniczej była tylko jedna jedyna perełka, która naprawdę mnie zachwyciła i zainspirowała. Mam na myśli Sto lat samotności G. G. Marqueza, którą przeczytałam... dawno, oj dawno... bo zaraz po maturze, czyli w lecie 2009 roku.



Dlaczego ta książka jest dla mnie ważna? Przede wszystkim dlatego, że obudziła mnie po dosyć długim letargu anty-czytelniczym. Przez ponad rok zmagałam się ze szkolnymi lekturami, podręcznikami do historii i polskiego i przyznam szczerze, że miałam nie tylko kryzys, ale i niechęć do czytania. Na szczęście, przeważyła we mnie potrzeba kupienia książki. A kiedy już kupiłam, to od nowa zachciało mi się czytać. A kiedy już zaczęłam czytać... Marquez mnie zachwycił. Zachwyciła mnie rodzina Buendia. Wsiąknęłam kompletnie w jej historię. I... na nowo pokochałam literaturę. W mojej głowie zrodził się nawet pomysł  prowadzenia bloga i dokumentowania czytelniczego wyzwania związanego z dziełami nagrodzonymi Noblem, choć do jego realizacji natchnęło mnie sporo później. ;)



Sto lat samotności nie tylko obudziło mnie z głębokiego snu, ale też zainspirowało do działania. Po skończonej lekturze obiecałam sobie, że kiedyś przeczytam tą powieść jeszcze raz, w oryginale. Ale do tego potrzebna mi była znajomość języka hiszpańskiego... Doszłam do wniosku - co to dla mnie? Parę lat i się nauczę. I rzeczywiście wzięłam się do nauki. Dziś myślę, że mogłabym już spróbować zmierzyć się z wersją oryginalną książki, ale chcę jeszcze zaczekać. Żeby móc się nią delektować i nie czuć, że czytam w obcym języku.



No i rzecz ostatnia - dzieło Marqueza było pierwszą pozycją w mojej własnej biblioteczce! Kiedy zaczęłam czytać, zamarzyłam o pięknym, imponującym księgozbiorze, który będzie cieszył moje oczy i zaspokoi mojego wewnętrznego mola książkowego, który lubi książki nie tylko czytać, ale też patrzeć na nie, wąchać, przestawiać w kółko na półce i cieszyć się ich obecnością w domu. Dziś może jeszcze nie mam się czym chwalić, ale przynajmniej czuję, że jestem na dobrej drodze do spełnienia mojej chęci posiadania książek. :)

Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła cieszyć się hiszpańskojęzycznym egzemplarzem Stu lat samotności  i ponownym spotkaniem z bohaterami tej wspaniałej opowieści. :) No i oczywiście z ogromną radością napiszę recenzję, choć, jak nietrudno się domyślić, będzie baaaardzo entuzjastyczna i baaaardzo pozytywna! :)