12 listopada 2011

H. Mankell - Morderca bez twarzy

Morderca bez twarzy to pierwsza część słynnego cyklu o Kurcie Wallanderze, stworzonego przez szwedzkiego pisarza, Henninga Mankella. Ukazała się w 1991 toku. Sam autor debiutował 18 lat wcześniej, ale dopiero seria powieści o śledztwach prowadzonych przez błyskotliwego policjanta przyniosła mu światową popularność. Co ciekawe, Mankell pisze także książki przeznaczone dla najmłodszych czytelników. I musi być w tym naprawdę dobry, ponieważ jego twórczość została uhonorowana nagrodą Astrid Lindgren.

Pierwsza część cyklu o Wallanderze bez wątpienia jest skierowana do dorosłych czytelników, jej akcja jest bowiem oparta na brutalnym morderstwie dwójki staruszków. Policjanci z Ystad, przerażeni okrucieństwem, z jakim działał morderca, muszą stawić czoła makabrycznej zbrodni, mimo, że ciągle napotykają problemy. Brak motywu i dowodów sprawiają, że śledztwo staje się nie lada wyzwaniem, nawet dla tak doświadczonego stróża prawa, jak Kurt Wallander.

Morderca bez twarzy to kryminał najwyższej jakości. Wielowątkowy, uwzględniający aspekty społeczne i obyczajowe. Przedstawiona w nim historia, choć mrożąca krew w żyłach, wydaje się być realistyczna. Mankell przede wszystkim skupia się na samym śledztwie, pokazuje czytelnikom, w jaki sposób szwedzka policja dochodzi do prawdy. Można by rzec, że obserwowanie błądzących w domysłach policjantów oraz procedur, które mają doprowadzić do ujęcia sprawcy może zdawać się nudne. Nic bardziej mylnego - autor nadaje tym elementom kluczowe znaczenie. Przez to, że pozwala nam zrozumieć mechanizmy policyjnego dochodzenia, zaszczepia w nas ten sam sposób myślenia, którym charakteryzują się bohaterowie. Taki zabieg sprawia, że wciągamy się w historię, a każdy przełom w sprawie odbieramy jako najbardziej zaskakujące wydarzenie. Dzięki temu, fabuła jest dynamiczna, nie dłuży się i naprawdę wciąga. Sama intryga jest naprawdę nieźle skonstruowana. Napięcie nie opada aż do ostatnich stron, a zagadka, choć coraz bardziej odkrywana przez policjantów, nie traci nic ze swej tajemniczości. Dodatkowo, książka jest napisana żywym, potocznym, ale i przyjemnym językiem. Przemyślenia Kurta Wallandera są dla czytelnika niejako naturalne, niepozbawione autoironii. Podobnie dialogi.

Trzeba przyznać, że Mankell prezentuje trochę inne podejście do kryminału. Wspominałam już o specyficznej fabule, ale ważny jest także sposób kreowania bohaterów. Kurt Wallander, z którego perspektywy poznajemy całą historię, nie jest człowiekiem bez wad. Dla porównania, przypomnijmy sobie sylwetki takich detektywów jak Holmes, czy Poirot. Obaj oni zapadają w pamięć jako nieomylni, przebiegli stróże prawa. Zwykle, nic nie pochłania ich bardziej, niż przebieg śledztwa. Z Wallanderem jest inaczej. Mankell nie szczędzi mu problemów natury osobistej, czy pomyłek na gruncie zawodowym, nad którymi bohater często się zastanawia. Dzięki temu, poznajemy bliżej jego sytuację życiową - rodzinę, poglądy na pewne kwestie - i możemy go naprawdę polubić. I, przede wszystkim, uwierzyć, że mógłby być rzeczywisty. Podobnie jest w tłem akcji. Autor nie tylko umiejscawia morderstwo na mapie, ale także zgrabnie wplata w swoją opowieść realne społeczne dylematy. W przypadku Mordercy bez twarzy, mamy do czynienia z problemem zalewających Szwecję uchodźców. Trzeba przyznać, że dodatkowy wątek ubarwia fabułę, nadaje jej nowy wymiar i w pewien sposób uczy czytelnika czegoś o świecie.

Książka okazała się być wciągająca i intrygująca, jak na dobry kryminał przystało. Jako miłośniczka gatunku, przyznaję, że po raz drugi zostaję miło usatysfakcjonowana lekturą powieści Mankella i zdecydowanie włączam tego szwedzkiego pisarza do grona ulubionych twórców. Żeby przedłużyć przyjemność towarzyszenia Kurtowi Wallanderowi w jego pracy, od razu sięgam po Psy z Rygi - drugą część cyklu. A Wam wszystkim serdecznie polecam Mordercę bez twarzy!