Rok 2007. Kurt Wallander jest blisko 60-letnim policjantem. Ciągle na służbie, ale to już nie to samo - nie kieruje głównymi śledztwami, zajmuje się pomniejszymi sprawami, a na dodatek problemy zdrowotne wpływają na coraz częstsze urlopy. Na szczęście, pocieszeniem starego komisarza jest jego córka, Linda, która nie tylko poszła w jego ślady, ale też sprawiła mu jeszcze jedną niespodziankę. Brzmi sielsko, ale Wallanderowi nie dany jest zupełny spokój. Tym razem musi stawić czoła tajemniczemu zniknięciu teścia Lindy, byłego szwedzkiego wojskowego, Hakana von Enkego.
W taki właśnie sposób Henning Mankell postanowił przygotować nas na rozstanie z ulubionym bohaterem. Historię, którą opowiadał przez osiem tomów, zakończył wydanym w 2009 roku Niespokojnym człowiekiem. I choć zamyka się pewien cykl, to nie kończy się znajomość ze szwedzkim autorem, ma on bowiem w dorobku jeszcze co najmniej kilka książek, które zostały przetłumaczone na język polski. A najbardziej wytrwali fani samego komisarza mogą się pocieszyć, oglądając szereg ekranizacji powieści, zarówno w wydaniu szwedzkim, jak i brytyjskim.
Moje wrażenia dotyczące Niespokojnego człowieka okazały się ambiwalentne. Przede wszystkim dlatego, że chyba podświadomie spodziewałam się jakiegoś "WOW", którego, niestety, nie otrzymałam. Ogólnie rzecz biorąc, książka trzyma poziom. Zagadka kryminalna wciąga i po raz kolejny ukazuje kunszt autora w tworzeniu nieprzewidywalnych historii. A Wallander znów zadziwia swoją przenikliwością, odwagą oraz determinacją, cechującą nie tylko wieloletniego pracownika wydziału śledczego, ale przede wszystkim policjanta z powołania. Ciekawą odmianę stanowi również wątek obyczajowy - poznajemy bowiem zupełnie inne oblicze głównego bohatera. Zastajemy go w nowej sytuacji życiowej, obserwujemy, jak radzi sobie z tymi aspektami swojej egzystencji, o których jak dotąd wiedzieliśmy bardzo mało. To nas wciąga w sposób zupełnie inny, niż tradycyjny kryminał. No i ostatnia ważna rzecz, czyli wrażenie przemijania. Spostrzegawczy zapewne zauważyli, że skok czasowy w fabule między dwoma ostatnimi tomami to ponad 10 lat. Mankellowi udało się wiarygodnie odnotować to w opowieści. Patrząc oczami Wallandera, widzimy, jak otaczający go do tej pory ludzie i rzeczywistość zmieniają się, stając się coraz bardziej obce. Dzięki takiemu zabiegowi nie tylko łatwiej nam uwierzyć w nową sylwetkę starszego o dekadę bohatera, ale również zrozumieć podejmowane przez niego decyzje.
Ten prawie perfekcyjny obrazek burzy jednak kilka niedociągnięć, które zmęczyły mnie podczas czytania. Przede wszystkim, miałam wrażenie, że ostatnia część cyklu zupełnie odbiega klimatem od części poprzednich. Może taki był zamysł autora, ale mi brakowało tej atmosfery prężnego policyjnego dochodzenia, która tak mi się podobała w poprzednich książkach. Jak dla mnie, Wallander stał się zbyt bierny i powolny. Przed chwilą zachwalałam wątek obyczajowy, ale w nim również odnalazłam drobny mankament. A mianowicie - poziom jego rozbudowania. Niby Niespokojny człowiek to powieść kryminalna, a równowaga między morderstwem, a życiem osobistym policjanta zachwiała się i przeważyła na tą drugą stronę. Szkoda, bo momentami czytelnik może się trochę znudzić, słysząc w kółko o psie lub cukrzycy Kurta. No i na koniec chyba najważniejszy zarzut - otóż zupełnie nie podobało mi się tło zagadki kryminalnej. Sama zbrodnia, jej motyw i wydarzenia z niej wynikające były ciekawe. Natomiast aspekt historyczny, dotyczący szwedzkiej marynarki wojennej zwyczajnie mnie znudził. Nagromadzenie polityczno-historycznych informacji powodowało przestoje w akcji, a na dodatek te fakty były podane w średnio interesujący sposób.
No cóż. Pozostaje mi tylko podsumować. Niespokojny człowiek to na pewno pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy rozpoczęli znajomość z Kurtem Wallanderem. Jako zakończenie całości, oceniam ją przyzwoicie - najważniejsze wątki zostały zamknięte, a czytelnicy będą raczej usatysfakcjonowani, bo nie ma tu niedopowiedzeń, dowiedzą się wszystkiego, co chcą wiedzieć. Natomiast, w kontekście pojedynczej książki, nie jestem zachwycona. Historia straciła swój specyficzny charakter dynamicznego kryminału, kierując się bardziej w stronę opowieści obyczajowej z elementami sensacyjnymi. Jak mówiłam wcześniej - nie ma co spodziewać się "WOW". Ale myślę, że fani Wallandera docenią takie spokojne pożegnanie i nie zniechęcą się do innych tytułów autorstwa Henninga Mankella.
W taki właśnie sposób Henning Mankell postanowił przygotować nas na rozstanie z ulubionym bohaterem. Historię, którą opowiadał przez osiem tomów, zakończył wydanym w 2009 roku Niespokojnym człowiekiem. I choć zamyka się pewien cykl, to nie kończy się znajomość ze szwedzkim autorem, ma on bowiem w dorobku jeszcze co najmniej kilka książek, które zostały przetłumaczone na język polski. A najbardziej wytrwali fani samego komisarza mogą się pocieszyć, oglądając szereg ekranizacji powieści, zarówno w wydaniu szwedzkim, jak i brytyjskim.
Moje wrażenia dotyczące Niespokojnego człowieka okazały się ambiwalentne. Przede wszystkim dlatego, że chyba podświadomie spodziewałam się jakiegoś "WOW", którego, niestety, nie otrzymałam. Ogólnie rzecz biorąc, książka trzyma poziom. Zagadka kryminalna wciąga i po raz kolejny ukazuje kunszt autora w tworzeniu nieprzewidywalnych historii. A Wallander znów zadziwia swoją przenikliwością, odwagą oraz determinacją, cechującą nie tylko wieloletniego pracownika wydziału śledczego, ale przede wszystkim policjanta z powołania. Ciekawą odmianę stanowi również wątek obyczajowy - poznajemy bowiem zupełnie inne oblicze głównego bohatera. Zastajemy go w nowej sytuacji życiowej, obserwujemy, jak radzi sobie z tymi aspektami swojej egzystencji, o których jak dotąd wiedzieliśmy bardzo mało. To nas wciąga w sposób zupełnie inny, niż tradycyjny kryminał. No i ostatnia ważna rzecz, czyli wrażenie przemijania. Spostrzegawczy zapewne zauważyli, że skok czasowy w fabule między dwoma ostatnimi tomami to ponad 10 lat. Mankellowi udało się wiarygodnie odnotować to w opowieści. Patrząc oczami Wallandera, widzimy, jak otaczający go do tej pory ludzie i rzeczywistość zmieniają się, stając się coraz bardziej obce. Dzięki takiemu zabiegowi nie tylko łatwiej nam uwierzyć w nową sylwetkę starszego o dekadę bohatera, ale również zrozumieć podejmowane przez niego decyzje.
Ten prawie perfekcyjny obrazek burzy jednak kilka niedociągnięć, które zmęczyły mnie podczas czytania. Przede wszystkim, miałam wrażenie, że ostatnia część cyklu zupełnie odbiega klimatem od części poprzednich. Może taki był zamysł autora, ale mi brakowało tej atmosfery prężnego policyjnego dochodzenia, która tak mi się podobała w poprzednich książkach. Jak dla mnie, Wallander stał się zbyt bierny i powolny. Przed chwilą zachwalałam wątek obyczajowy, ale w nim również odnalazłam drobny mankament. A mianowicie - poziom jego rozbudowania. Niby Niespokojny człowiek to powieść kryminalna, a równowaga między morderstwem, a życiem osobistym policjanta zachwiała się i przeważyła na tą drugą stronę. Szkoda, bo momentami czytelnik może się trochę znudzić, słysząc w kółko o psie lub cukrzycy Kurta. No i na koniec chyba najważniejszy zarzut - otóż zupełnie nie podobało mi się tło zagadki kryminalnej. Sama zbrodnia, jej motyw i wydarzenia z niej wynikające były ciekawe. Natomiast aspekt historyczny, dotyczący szwedzkiej marynarki wojennej zwyczajnie mnie znudził. Nagromadzenie polityczno-historycznych informacji powodowało przestoje w akcji, a na dodatek te fakty były podane w średnio interesujący sposób.
No cóż. Pozostaje mi tylko podsumować. Niespokojny człowiek to na pewno pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy rozpoczęli znajomość z Kurtem Wallanderem. Jako zakończenie całości, oceniam ją przyzwoicie - najważniejsze wątki zostały zamknięte, a czytelnicy będą raczej usatysfakcjonowani, bo nie ma tu niedopowiedzeń, dowiedzą się wszystkiego, co chcą wiedzieć. Natomiast, w kontekście pojedynczej książki, nie jestem zachwycona. Historia straciła swój specyficzny charakter dynamicznego kryminału, kierując się bardziej w stronę opowieści obyczajowej z elementami sensacyjnymi. Jak mówiłam wcześniej - nie ma co spodziewać się "WOW". Ale myślę, że fani Wallandera docenią takie spokojne pożegnanie i nie zniechęcą się do innych tytułów autorstwa Henninga Mankella.