25 sierpnia 2011

C. Ruiz Zafon - Pałac Północy

Nie lubię się pakować. A skoro nie lubię, to nagle znajduję czas na wszystko inne. W tym - na czytanie. Dlatego też z półki, wprost do moich rączek, powędrowała kolejna książka z urodzinowych zdobyczy, tym razem autorstwa Zafona, i została właściwie pochłonięta na dwa razy. Jak zwykle, nie zawiodła.

O hiszpańskim autorze nie muszę chyba zbyt wiele pisać. Carlos Ruiz Zafon już jakiś czas temu podbił serca polskich czytelników fenomenalnym Cieniem wiatru, a teraz utwierdza ich tylko w przekonaniu, że warto poświęcać czas jego twórczości. Dowodem na to jest fakt, że prawie każda z ostatnio opublikowanych w Polsce pozycji, od razu trafia na listy bestsellerów.

Pałac Północy to kolejna historia, którą autor wydał z myślą o nastoletnich czytelnikach. Rozgrywa się w latach 30. XX wieku, w Kalkucie. Ben i jego przyjaciele dorastali w sierocińcu. Tego lata nastaje dzień ich szesnastych urodzin, kiedy to będą zmuszeni opuścić progi będącej dla nich domem instytucji i rozpocząć dorosłe życie na własny rachunek. Niespodziewanie, Benowi zaczynają się przytrafiać dziwne rzeczy, a on sam poznaje mroczną historię swojego dzieciństwa. Z pomocą przyjaciół, postanawia stawić czoła demonom z przeszłości.

Jak już wcześniej wspomniałam, Zafon po raz kolejny przekonał mnie do swojego talentu. Pałac Północy to kolejna książka o niepowtarzalnym stylu i magicznym klimacie. Prosta, właściwie jednowątkowa opowieść wciąga już od pierwszego rozdziału. Dynamiczna akcja, obfitująca w nieprzewidziane zdarzenia, nie pozwala czytelnikowi na oderwanie się aż do samego końca. Nie brak tego, co zawsze urzekało mnie w twórczości tego pisarza - specyficznej atmosfery, przesyconej mrokiem tajemnic i fantastyką magii, nadającej historii mistyczny, niby nierealny wydźwięk. Przeobrażającej ją w swego rodzaju baśń...
Po raz kolejny podziwiałam niezwykle plastyczne opisy miejsc pojawiających się w opowieści. Zafon ma tą ciekawą umiejętność sprawiania, że tło, na którym rozgrywa się historia, staje się jej częścią. Wydaje się być żywe, aktywnie brać udział w wydarzeniach. Nigdy, po skończeniu lektury, nie umiem sobie wyobrazić możliwości, że akcja rozgrywa się w innych realiach. U tego pisarza opowieść i jej miejsca są nierozerwalnie związane.
Na uwagę zasługują także bohaterowie książki i przesłanie, jakie jest z nimi związane. Wychowankowie sierocińca St. Patrick's, Ben i szóstka jego przyjaciół, to młodzi ludzie o wspaniałych charakterach. Każde z nich można podziwiać za inną umiejętność. Lecz to, co tak naprawdę zostaje w głowie czytelnika po skończonej lekturze, to przedstawiony przez nich obraz pięknej przyjaźni, dającej oparcie i poczucie przynależności. Czytając, byłam pełna podziwu dla determinacji i odwagi bohaterów, którzy dla siebie nawzajem byli w stanie zrobić wszystko. Muszę przyznać, że Pałac Północy, obok swojej głównej historii, przekazuje też wspaniałe świadectwo uczuć, jakie mogą żywić wobec siebie prawdziwi przyjaciele. I to naprawdę mnie urzekło.
Jedyną rysą na szkle, w przypadku tej książki, było dla mnie zakończenie. A właściwie, może nie samo zakończenie, ale kulminacyjne wydarzenia. Satysfakcjonuje mnie, że sprawy przybrały taki, a nie inny, obrót, ale wydaje mi się to mocno naciągane. Dlaczego..? Nie chcę Wam psuć lektury. Ale kto czytał inne powieści Zafona, ten wie, że autor ma skłonności do rozwiązywania akcji trochę nieprawdopodobnymi sposobami. I tutaj właśnie tak było.

Tak, czy siak, Pałac Północy to piękna i ciekawa powieść. Mimo, że uznawana za młodzieżową, to myślę, że spodoba się czytelnikom w różnym wieku. Zresztą, we wstępie sam autor dedykuje ją wszystkim, nie tylko nastolatkom. Ja ponownie ulegam czarowi tej trochę niecodziennej, trochę mrocznej lektury i pozostaję wierną fanką pisarza i jego dzieł. Z niecierpliwością będę czekać na Światła września, mające się pojawić w polskich księgarniach już za dwa miesiące! :)


PS. Dziś mówię Wam "do zobaczenia". W sobotę rano wyjeżdżam na upragniony urlop, prawdopodobnie bez dostępu do internetu. Toteż nowe recenzje pojawią się dopiero w połowie września. Ale jest na co czekać, bo zabieram ze sobą Rękę Fatimy oraz Numery. Czas uciekać. :) A teraz zmykam i biorę się w końcu za pakowanie. Pozdrawiam! :)