Do tej pozycji przyciągnęło mnie znajome nazwisko Paulliny Simons i wspomnienie o fenomenalnym, według mnie, cyklu o Tatianie i Aleksandrze. W niepewność wprowadziło mnie oznaczenie, jakoby Tully występowała w dwóch tomach, zwłaszcza, że ani w bibliotece, ani w Internecie, w formie e-bookowej drugiej części nie znalazłam. Mimo to, przystąpiłam do lektury z nadzieją, że jeszcze kiedyś uda mi się poznać dalszy ciąg powieści.
O samej autorce pisałam więcej przy okazji recenzowania Jeźdźca Miedzianego i jego kontynuacji. Ta Amerykanka rosyjskiego pochodzenia ma w swoim dorobku jeszcze pięć innych powieści o tematyce obyczajowej. Wszystkie zostały okrzyknięte bestsellerami i przysporzyły Simons mnóstwa fanów na całym świecie. Tully była pierwszą jej publikacją.
Akcja tej historii rozgrywa się w drugiej połowie XX. wieku, w miasteczku Topeka, leżącym w samym sercu Ameryki. Tully jest zamkniętą w sobie młodą dziewczyną z patologicznej rodziny. Codziennie zmaga się z problemami, jakie życie rzuca jej pod nogi. Jednocześnie, wraz z dwoma najlepszymi przyjaciółkami – Julie i Jennifer – planuje swoją przyszłość na uniwersytecie i każdego dnia walczy z trudnościami dojrzewania. Niestety, z różnym skutkiem.
Moje uczucia co do tej książki są mieszane. Z początku nawet mnie wciągnęła, chwytałam łapczywie każde słowo, które prowadziło mnie dalej w przyszłość głównej bohaterki. Pod koniec poczułam jednak znużenie, wynikające chyba ze specyficznego charakteru samej historii. Generalnie, książka jest napisana lekkim i przyjemnym językiem, choć muszę przyznać, że bardzo irytowało mnie nieudolne tłumaczenie (np. cheerleaderki były nazwane „grupą entuzjastek drużyny futbolowej”). Rozumiem dbałość o nasz język narodowy, ale bez przesady. Mimo to, dosyć dynamiczna akcja pozwala nam wsiąknąć w klimat historii. Autorka przedstawia nam główną bohaterkę w konkretnym momencie jej życia i od tej chwili stajemy się świadkami jej poczynań. W życiu Tully co chwilę następuje jakieś ważne wydarzenie, nie raz skaczemy w czasie o dłuższy okres w przód, nie raz wracamy, aby poznać jakąś sytuację w retrospekcji. Mniej więcej od połowy, lektura staje się monotonna. Tully utyka w pewnej niezbyt komfortowej dla siebie sytuacji i wszelka fabuła zaczyna obracać się wokół jej działań oraz przemyśleń na tenże temat. Szczerze mówiąc, z ustęsknieniem czekałam, aby wreszcie dobrnąć do końca książki.
Bez bicia przyznam też, że wykreowana przez Simons postać głównej bohaterki nie przypadła mi do gustu. Wiem, że Tully miała z założenia być osobą trudną, zmagającą się z przeciwnościami losu i z własnymi demonami, ale... Jakoś nie przemówiła do mnie. Wiem, że gdybym poznała ją w realnym życiu, pewnie unikałabym jej towarzystwa, bo zwyczajnie nie przepadam za ludźmi o takim charakterze. Z tego powodu, w pewnym momencie zachowanie dziewczyny zaczęło mnie irytować. I na tym koniec z przyjemności śledzenia jej losów.
Mimo wszystko, autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawiła w książce losy młodej osoby, która wychowywała się trochę "samopas", bez wzorców, bez ciepłych uczuć. Pokazała, jak z nieszczęśliwego dziecka wyrosła dorosła kobieta z mądrymi ambicjami. Kobieta o ugruntowanych poglądach na różne kwestie. O skołatanym, szukającym ostoi sercu. Kobieta potrafiąca współczuć, potrafiąca nieść pomoc innym. Przesłanie, jakie niesie za sobą Tully wydaje mi się być pozytywne - chociaż wiem, że wielu czytelników wyniesie z tej powieści inne wnioski, które zdominują ich opinie.
Pisząc tą recenzję, mam świadomość, że nie znam całej historii. Być może, po przeczytaniu drugiego tomu, spojrzę całościowo zarówno na Tully, jak i jej życie, i może zmienię zdanie na temat tej książki. Póki co, mogę jednak powiedzieć, że trochę mnie zawiodła, zwłaszcza, że spodziewałam się czegoś równie porywającego, co Jeździec Miedziany. W każdym razie, będę szukać drugiej części, a innym dziełom Simons na pewno dam szansę.
PS. Gdyby ktoś z odwiedzających mojego bloga miał jakieś namiary na e-bookową wersję 2 tomu Tully, to proszę, niech da znać w komentarzu. :)