3 października 2014

W. Golding - Władca much

Tytuł: Władca much
Tytuł oryginału: Lord of the Flies
Autor: William Golding
Wydawnictwo: Wyd. Literackie
Rok wydania: 1967 
Władca much to najsłynniejsza powieść brytyjskiego pisarza Williama Goldinga. To właśnie za nią otrzymał dwie prestiżowe wyróżnienia - w 1980 roku Nagrodę Bookera, a w 1983 roku Nobla. Oprócz tej perełki autor ma w swoim dorobku jeszcze 16 innych tytułów, ale żaden nie zdołał wybić się  ponad debiutancką opowieść, której dziś ciężko odmówić miana klasyka.

Książka opowiada historię która rozgrywa się w czasach niesprecyzowanej wojny, na nieznanej wyspie, na której rozbił się samolot pasażerski. Katastrofy nie przeżył nikt dorosły, ale ocalała grupa chłopców w wieku szkolnym. W pierwszej chwili dzieci są wystraszone, ale szybko zaczynają organizować sobie życie na wyspie. Z każdym dniem oddalają się jednak od cywilizowanej przeszłości, zapominając o ludzkich odruchach i pozwalając, aby zawładnęły nimi dzikie instynkty.

Władcę much ciężko oceniać w kategoriach fajnej rozrywki albo przyjemnej lektury. Golding przedstawił w niej wizję mrożącą krew w żyłach każdego współczesnego człowieka - wizję kompletnego upadku człowieczeństwa i krwawego powrotu do natury. Nie jest to raczej obraz pokrzepiający. Zwłaszcza, że powieść ma sporą siłę przekazu - pokazanie jak młodzi chłopcy poddają się instynktom, wyzbywają się ludzkich odruchów i powoli zapominają, czym są zasady życia społecznego jest dosyć sugestywne, a przy tym przerażające. W dodatku, autor postawił na siłę oddziaływania przeciwieństw. Przede wszystkim mamy tu przemoc, którą posługują się  kojarzące się z bezbronnością i łagodnością dzieci. Oprócz tego zdroworozsądkowe myślenie ściera się ze ślepym podążaniem za instynktem. I na dodatek wszystkie dramatyczne, a momentami nawet makabryczne zwroty akcji skontrastowane są z pięknym, rajskim tłem egzotycznej wyspy, które kojarzy się czytelnikom raczej z relaksem i wakacjami, niż wojną. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się z pewnym niedowierzaniem. Od początku wiedziałam do jakiego końca zmierza fabuła, ale praktycznie do ostatnich stron łudziłam się, że może jednak sytuacja się odwróci.

William Golding oddał do rąk czytelników powieść, która stanowi metaforę. Uniwersalną, ponadczasową metaforę wojny. Wystarczy przeczytać książkę i rozejrzeć się wokół, zastanowić się nad tym, co dzieje się na świecie. Okażę się, że zarówno znaczenie poszczególnych bohaterów, jak i wydarzeń można interpretować na wielu płaszczyznach. A najgorsze jest to, że podobieństwa między książką, a rzeczywistością są oczywiste. Muszę przyznać, że nie dotarło to do mnie od razu. Tytuł wciągnął mnie od samego początku i trzymał w napięciu do ostatniej strony, przeczytałam go właściwie w dwa dni. Ale refleksja dotycząca treści przyszła dopiero po chwili.

Władcy much  nie trzeba polecać. Nie na darmo nosi miano klasyka. To książka, którą naprawdę warto przeczytać, chociażby po to, żeby za jej sprawą otworzyć oczy na pewne sprawy, które nie dotyczą nas bezpośrednio. Uważam, że tym razem nie ma sensu oceniać bohaterów ani fabuły - to tylko elementy składowe. Najważniejsze jest ogólne wrażenie po lekturze. A na mnie ta powieść zrobiła bardzo duże wrażenie.