Źródło |
Tytuł: Gwiazd naszych wina
Tytuł oryginału: The Fault in Our Stars
Autor: John Green
Wydawnictwo: Bukowy Las
Rok wydania: 2013
Nie sposób było w ostatnim czasie nie usłyszeć o Johnie
Greenie. Mówiąc kolokwialnie, jego nazwisko prawie wyskakiwało z lodówki. Nie było
chyba w naszej czytelniczej blogosferze osoby, która nie zrecenzowałaby jakiejś
powieści tego amerykańskiego autora. Ja też uległam tej swoistej modzie i skusiłam
się na lekturę najbardziej znanego tytułu, czyli Gwiazd naszych wina.
Nie będę jednak tryskać entuzjazmem, bo uczucia po lekturze miałam mieszane.
Historia od samego początku bezapelacyjnie chwyta za serce. Śmiertelnie
chora na raka płuc nastoletnia Hazel spotyka na swej drodze Augustusa - pewnego
siebie i przystojnego chłopak, który wygrał nierówną walkę z nowotworem. Między
tymi młodymi, ale doświadczonymi przez życie ludźmi rodzi się nieśmiałe uczucie
- wbrew beznadziei i braku przyszłości. Na przekór losowi Hazel i Gus, wiedząc że
koniec może nastąpić w każdej chwili, postanawiają cieszyć się życiem.
W gruncie rzeczy książka ma tylko jedną zaletę - potężny ładunek
emocjonalny. No ale niczego innego nie można było się spodziewać po opowieści tego
typu. Kiedy już raz zaczniemy czytać, chcąc nie chcąc, zostaniemy wciągnięci na
prawdziwy uczuciowy rollercoaster. Bohaterowie na naszych oczach przeżywają wzloty
i upadki, doświadczają pierwszej miłości i związanych z nią smutków i radości, walczą
ze strachem przed śmiercią. Green porusza w przystępny sposób wiele trudnych tematów,
z którymi trzeba mierzyć się na co dzień. Trochę zabrakło mi tu jakiegoś podsumowania
albo morału, ale z drugiej strony autor zostawił czytelnikowi przestrzeń na własne
przemyślenia, co też się ceni.
I tu dla mnie właściwie kończy się lista pozytywnych aspektów
tej lektury. Największym rozczarowaniem okazała się fabuła. Przez większość książki
brakowało jej dynamizmu. Może się czepiam, bo w końcu cóż mogą porabiać chorzy ludzie,
dla których zaczerpnięcie oddechu jest nie lada wyczynem? Mimo wszystko, wydaje
mi się, że autor niesłusznie postawił na nostalgiczne nic-nie-robienie i
wszechobecne wzruszenie, bo czytając miałam wrażenie, że historia jest trochę mdła.
Jej zwieńczeniem okazało się do bólu przewidywalne zakończenie, które kompletnie
mnie rozczarowało. Spodziewałam się czegoś głębszego, a akcja po prostu się
urwała.
Również
sylwetki bohaterów nie przypadły mi do gustu. Oczywiście już od pierwszej strony
byłam pełna współczucia dla Hazel, Gusa i Isaaka. Jednak cala trójka wydala mi się
mocno przerysowana. Dialogi, które ze sobą prowadzili, były zbyt wydumane jak
na 16-latków. Co więcej, Hazel sprawiała wrażenie ciepłych kluchów -
brakowało mi w niej determinacji albo odrobiny charyzmy. Isaac to karykatura.
Niby miał symbolizować dystans młodego człowieka do śmiertelnej choroby, a
wyszło tak, że nie wiedziałam, czy śmiać się, czy żałować, że autor tak zepsuł
tą postać. Augustus jako tako ratował sytuację, ale nie rozumiem, dlaczego jego
wątek został tak potraktowany na końcu. Bohater niby był, ale jakby tylko w
tle, jakby zmarginalizowany.
Gwiazd
naszych wina to
mądra i ciepła powieść pokazująca życie z perspektywy chorego człowieka. Nie
jest jednak pozbawiona wad. Autor spłaszczył fabułę na potrzeby młodszego
czytelnika (bo książki Greena zalicza się do literatury młodzieżowej) i
stworzył mało realistycznych bohaterów. Na szczęście te braki rekompensuje
warstwa emocjonalna, która wciąga i sprawia, że czytelnik angażuje się w
historię. Tak czy siak myślę, że warto poznać tą książkę, choć do arcydzieła
jej daleko.