Tytuł: Erynie
Autor: Marek Krajewski
Cykl: Edward Popielski (tom 2)
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2010
Książki Krajewskiego są jak kolejne odcinki dobrego serialu. Jest bohater, który spaja fabułę, jest coraz to nowa intryga, jest oryginalna, znana czytelnikowi lokalizacja. I za każdym razem jest pozytywne zaskoczenie, bo znów daliśmy się zwieść i nie odgadliśmy, kto zabił. Takie właśnie myśli przychodzą mi do głowy zawsze, kiedy odstawiam na półkę którąś książkę z serii o Edwardzie Popielskim.
Cykl zaczęłam czytać nie po kolei i teraz jestem na etapie cofania się do pierwszych części. Erynie to oficjalnie tom drugi (ale tak naprawdę pierwszy, który nie łączy się z wcześniejszą serią Krajewskiego, opowiadającą o losach Eberharda Mocka). Powieść skupia się na bestialskim morderstwie dokonanym na dziecku w przedwojennym Lwowie. Lokalna policja prosi komisarza Popielskiego o pomoc w znalezieniu sprawcy. Mężczyzna, który od jakiegoś czasu nosi się z zamiarem przejścia na emeryturę, zgadza się podjąć próbę rozwikłania sprawy. To ma być zwieńczenie jego kariery. Okazuje się jednak, że kieruje nim nie tylko potrzeba wsadzenia zbrodniarza za kraty, ale też troska o małego wnuka, Jerzyka.
Akcja w tej książce zawiązuje się już na pierwszych stronach i do samego końca jest dynamiczna, a miejscami nawet dramatyczna. Czytelnik widzi sytuację oczami Popielskiego, który w tym tomie przeżywa nie tylko zwyczajne dylematy związane z pracą śledczego, ale też walczy z samym sobą, bo kryminalna sprawa tym razem dotyczy jego rodziny. Nie przebiera więc w środkach i jak najszybciej chce ująć sprawcę. Jego charyzma i specyficzna osobowość dodatkowo ubarwiają wydarzenia. Choć Krajewski nie stawia na pościgi i strzelaniny, to potrafi stworzyć fabułę, która jest twarda, męska i brak w niej miejsca na sentymenty. Klimat budują przede wszystkim mroczne, naturalistyczne opisy Lwowa, które potrafią wzbudzić nawet obrzydzenie. Co więcej, potęgują wrażenie wszędobylskiej, bestialskiej i krwawej zbrodni. Ważną rolę odgrywa też potoczny, a momentami nawet rynsztokowy język. Wszak ani Popielski, ani śmietanka lwowskiego światka przestępczego nie dba o poprawną i kwiecistą polszczyznę. Gdzieniegdzie możemy się też natknąć na elementy lokalnej gwary. Aspektem, który bardzo mi się w Eryniach spodobał, jest klamrowa konstrukcja fabuły. Autor w ciekawy sposób nawiązuje do współczesności, dodatkowo zaskakując czytelnika. Zakończenie, choć smutne i zakręcone, wydało mi się świetnie dopasowane do całej powieści.
Cykl o Edwardzie Popielskim niezmiennie miło mnie zaskakuje. Można by się spodziewać, że któraś część okaże się słabsza, ale nie - Krajewski utrzymuje naprawdę dobry poziom. Jego powieści są lekkie i wciągające, ale jednocześnie klimatyczne, intrygujące i zaskakujące. W sam raz na leniwe popołudnie, jeśli ma się nastrój na dobry, mroczny kryminał. Polecam!
Akcja w tej książce zawiązuje się już na pierwszych stronach i do samego końca jest dynamiczna, a miejscami nawet dramatyczna. Czytelnik widzi sytuację oczami Popielskiego, który w tym tomie przeżywa nie tylko zwyczajne dylematy związane z pracą śledczego, ale też walczy z samym sobą, bo kryminalna sprawa tym razem dotyczy jego rodziny. Nie przebiera więc w środkach i jak najszybciej chce ująć sprawcę. Jego charyzma i specyficzna osobowość dodatkowo ubarwiają wydarzenia. Choć Krajewski nie stawia na pościgi i strzelaniny, to potrafi stworzyć fabułę, która jest twarda, męska i brak w niej miejsca na sentymenty. Klimat budują przede wszystkim mroczne, naturalistyczne opisy Lwowa, które potrafią wzbudzić nawet obrzydzenie. Co więcej, potęgują wrażenie wszędobylskiej, bestialskiej i krwawej zbrodni. Ważną rolę odgrywa też potoczny, a momentami nawet rynsztokowy język. Wszak ani Popielski, ani śmietanka lwowskiego światka przestępczego nie dba o poprawną i kwiecistą polszczyznę. Gdzieniegdzie możemy się też natknąć na elementy lokalnej gwary. Aspektem, który bardzo mi się w Eryniach spodobał, jest klamrowa konstrukcja fabuły. Autor w ciekawy sposób nawiązuje do współczesności, dodatkowo zaskakując czytelnika. Zakończenie, choć smutne i zakręcone, wydało mi się świetnie dopasowane do całej powieści.
Cykl o Edwardzie Popielskim niezmiennie miło mnie zaskakuje. Można by się spodziewać, że któraś część okaże się słabsza, ale nie - Krajewski utrzymuje naprawdę dobry poziom. Jego powieści są lekkie i wciągające, ale jednocześnie klimatyczne, intrygujące i zaskakujące. W sam raz na leniwe popołudnie, jeśli ma się nastrój na dobry, mroczny kryminał. Polecam!