O Raymondzie Chandlerze pierwszy raz usłyszałam przy okazji rodzinnej dyskusji na temat kryminałów. Głośne pochwały powieści jego pióra, wygłaszane przez rodziców, przekonały mnie, aby bliżej zapoznać się z jego twórczością. Sam autor był Amerykaninem, tworzył w latach 1939-1959. Oprócz cenionych w świecie literatury kryminałów, stworzył także kilka scenariuszy. Jego styl jest charakterystyczny - szybką akcję sensacyjną przeplata plastycznymi opisami.
Żegnaj, laleczko to druga publikacja Chandlera, utrzymana w gatunku Crime Fiction. Filip Marlowe, prywatny detektyw, przypadkowo staje się świadkiem zabójstwa. Sprawca - Myszka Malloy, zatwardziały przestępca, poszukujący swojej ukochanej sprzed lat, wymusza na detektywie obietnicę odszukania kobiety. Marlow nie ma wyjścia i podejmuje się zadania. W międzyczasie, wplątuje się w zupełnie nieoczekiwane morderstwo, które pociąga za sobą szereg sensacyjnych wydarzeń.
Książka jest napisana w zupełnie innym stylu, niż dotychczas czytane przeze mnie kryminały. Chandler nie podaje nam na talerzu jasnej i prostej w odbiorze sytuacji, nie zarysowuje konkretnego tła wydarzeń, nie przedstawia szczegółowo swoich bohaterów. Powieść zaczyna się właściwie od pewnego wydarzenia, aby potem przeskakiwać w czasie do kolejnych zwrotów akcji. Język, jakim operuje Chandler, zdaje się być prosty i rzeczowy. Idealnie pasuje do odrobinę chaotycznej, a mimo to logicznie ułożonej fabuły. Jedynym jej przerywnikiem są pojawiające się w kluczowych momentach opisy - miejsc, budynków, osób - poetyckie, bardzo plastyczne i wnoszące do opowieści powiew literatury pięknej. Właśnie one stanowią znak rozpoznawczy autora. Ten specyficzny styl pisania okazuje się przemyślanym sposobem na utrzymanie ciekawości czytelnika na równie wysokim poziomie przez całą powieść.
Mocną stroną książki są również bohaterowie. Przede wszystkim detektyw Marlowe, którego poznajemy trochę bliżej. Dzięki połączeniu prawdziwej uczciwości i odwagi z doświadczeniami chwil słabości, czy niepowodzenia, Chandler stworzył postać bardzo realną, z charakterem, intrygującą. Reszta postaci, niestety, schodzi na dalszy plan. Nawet do tego stopnia, że czytelnik bardziej skupia się na poczynaniach głównego bohatera, niż na poszukiwaniu w gąszczu wydarzeń tropów rozjaśniających sprawę. Cóż... może to i dobrze, bo potem rozwiązanie zagadki jest bardziej zaskakujące.
Podsumowując, historia przedstawiona w Żegnaj, laleczko jest intrygująca i wciągająca. Wątek kryminalny jest ciekawy, ale czytelnicy przyzwyczajeni do jednowymiarowych historii, w których akcja jest dynamiczna i ciągła, mogą rozczarować się opisami, które bądź co bądź, spowalniają opowieść. Mimo, że trochę znudziłam się tym aspektem książki, moje ogólne wrażenia są pozytywne. Z chęcią sięgnę po kolejny utwór Chandlera, chociażby po to, by spotkać się jeszcze raz z detektywem Malowe. I lepiej poznać klasyki gatunku.