25 września 2012

L. M. Montgomery - Błękitny Zamek

Z Lucy Maud Montgomery znamy się jak łyse konie. Jej nazwisko przewijało się przez całe moje dzieciństwo, bo od momentu, kiedy Dziadek podsunął mi pierwszy tom Ani z Zielonego Wzgórza, pokochałam jej książki z całego serca. Kanadyjka tworzyła na początku XX wieku, a do dziś jej powieści zachowują świeżość przesłania i wciągają miliony czytelniczek na całym świecie. Dlatego też, kiedy w wakacje na jednym z czytelniczych blogów pojawiła się recenzja Błękitnego Zamku, z radością przypomniałam sobie o Montgomery i z chęcią sięgnęłam do maminej biblioteczki po tą pozycję.

Bohaterką tej krótkiej powieści jest Joanna Stirling (moja wersja to stare wydanie, dlatego imiona bohaterów mogą się różnić), 29-letnia stara panna. Do tego, niezbyt szczęśliwa. Jej rodzina lekceważy ją i poniża, a na dodatek ogranicza niezliczonymi konwenansami. Sytuacja zmienia się pewnego dnia, kiedy Joanna, dręczona dolegliwościami fizycznymi, w tajemnicy przed wszystkimi udaje się do lekarza. Dowiaduje się, że jej choroba jest śmiertelna i że został jej co najwyżej rok życia. W tej chwili coś pęka w młodej kobiecie, która postanawia pozostający jej czas przeżyć z podniesionym czołem i zgodnie z własnymi pragnieniami.

W odróżnieniu od Ani z Zielonego Wzgórza, czy Emilki ze Srebrnego Nowiu, Błękitny Zamek jest raczej pozycją przeznaczoną dla nieco starszych czytelniczek. A to dlatego, że jednowątkowa fabuła jest opowiedziana z perspektywy głównej bohaterki, a więc na pierwszy plan wysuwają się jej zmartwienia i odczucia. Nietrudno więc się zorientować, że łatwiej, niż małym dziewczynkom, będzie utożsamić się z Joasią młodym kobietom. Samą historię przedstawioną w powieści można zaliczyć do gatunku romansu. Jest ona raczej tkliwa, przewidywalna i prosta. Ale jednocześnie, ma w sobie ten element, który sprawia, że losy bohaterki poruszają serca czytelniczek i nie pozwalają ani na moment porzucić lektury. Zawsze się śmiałam, że Montgomery pisze "ku pokrzepieniu serc" dziewczęcych. Bo przecież każda jej książka udowadnia, że niezależnie od tego, jak bardzo, roztrzepaną, biedną, czy niedocenianą osobą się jest, zawsze ma się szanse na piękną miłość i prawdziwe szczęście. Podobnie jest i tutaj. Gdy zamknęłam Błękitny Zamek po skończonej lekturze, w moim sercu zagościło uczucie optymizmu i radości. Uważam więc, że dla tak pozytywnych emocji, można przymknąć oko na prostotę opowieści.

Ogromnym plusem książki są fragmenty, w których opisane zostało piękno przyrody. Autorka używa niezwykle barwnego, obrazowego języka, konstruując w wyobraźni czytelnika wizje nie tylko cudowne, ale także prawdziwe. Opisy te idealnie komponują się z akcją powieści, nie wprowadzają przestojów, ale wręcz tworzą magiczny klimat, idealne tło dla losów bohaterki. Szczerze przyznam, że po przeczytaniu tych fragmentów książki, miałam nieodpartą chęć wybrać się na spacer i osobiście poczuć to naturalne piękno świata.

Błękitny Zamek to naprawdę pozytywna lektura. Nie tylko wzbudza w czytelniku optymizm i nadzieję, ale także zachwyca opisami przyrody. Nie zaliczyłabym jej do literatury ambitnej, choć można doszukać się w niej głębszego znaczenia, ale i tak, uważam, że to wartościowa powieść. Przede wszystkim dlatego, że potrafi poprawić humor i zmusić do przychylnego patrzenia na świat. Polecam wszystkim miłośniczkom Montgomery i tym czytelniczkom, które potrzebują pokrzepienia. ;)