Po raz trzeci spotkałam się z twórczością peruwiańskiego Noblisty, Mario Vargasa Llosy. Mimo, że od dnia przyznania mu nagrody minęły już dwa lata, wznowienia jego powieści nadal są chętnie kupowane i czytane przez Polaków. Także ostatnia opublikowana książka tego autora, Marzenie Celta, ciągle znajduje się w czołówkach list bestsellerów. O popularności pisarza może także świadczyć fakt, że trzy z jego powieści zostały przeniesione na kinowy ekran. Tak przytłaczające dowody na wielkość pisarza, a także moje wcześniejsze udane spotkania z jego twórczością, zachęciły mnie do sięgnięcia po kolejną książkę z jego dorobku.
Ciotka Julia i skryba po raz pierwszy ukazała się w 1977 roku. Jej akcja prawdopodobnie osadzona jest w tamtym okresie i rozgrywa się w większości w stolicy Peru, Limie. Główny bohater, Mario, zwany też Varguitasem, przeżywa młodzieńcze zauroczenie starszą od siebie, rozwiedzioną ciotką Julią, która zupełnie przypadkowo pojawia się w jego życiu. Jednocześnie, młodzieniec dąży do tego, aby zostać pisarzem. Niedościgłym wzorem i inspiracją staje się dla niego Pedro Camacho - tytułowy skryba, boliwijski pisarz opowieści radiowych, które zyskują niesamowitą popularność wśród słuchaczy.
Niestety. Tym razem jestem książką Vargasa Llosy trochę rozczarowana. Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki urzekły mnie w stu procentach, Pochwała macochy przynajmniej wzbudziła we mnie jakieś uczucia (mimo, że sprzeczne). Tymczasem, Ciotka Julia i skryba okazała się zwyczajnie... nijaka. Przede wszystkim z powodu fabuły. Jest ona podzielona na dwie części - historia romansu Varguitasa i ciotki Julii jest przeplatana krótkimi opowiadaniami autorstwa Pedra Camacho. I, szczerze mówiąc, od początku bardziej wciągnęły mnie fantastyczne historyjki wymyślane przez skrybę, niż główny wątek powieści. Związkowi dwójki zakochanych brakuje dynamiki, a na dodatek autor odarł go ze wszystkich elementów, które są obowiązkowe w dobrych historiach miłosnych. Owszem, Varguitas jest ślepo zakochany w swojej wybrance, ale mi jego uczucie wydało się raczej komiczne, niż piękne. Być może taki był zamysł, ale ja nie jestem przekonana. Wydarzenia są monotonne, a bohaterowie wydają się jednowymiarowi. Trzeba zauważyć, że Varguitas prezentuje się korzystnie na tle reszty i nawet poczułam do niego sympatię, ale to i tak nie uratowało opowieści. Ostatecznie, całą lekturę położyło zakończenie. Wygląda to tak, jakby peruwiańskiemu pisarzowi zabrakło pomysłu, jak ten wątek zakończyć. A przecież to wątek główny, najważniejszy, który "robi" całą książkę..!
Jak już wspomniałam, ubawiły mnie za to radiowe opowieści Pedra Camacho. Trzeba przyznać, że Vargas Llosa wykazał się nie lada fantazją wymyślając tak różnorodne, czasem zupełnie nieprawdopodobne sytuacje. Szczerze mówiąc, żałowałam, że są one tylko przerywnikiem dla głównego wątku, bo praktycznie każda z nich wciągała mnie, pobudzała moją ciekawość i wyobraźnię, a potem nagle kończyła się, nie ujawniając swojego finału... Nawet pod koniec książki, kiedy te historyjki przechodzą swego rodzaju metamorfozę, doceniałam przewrotność i poczucie humoru peruwiańskiego pisarza, który popuścił już zupełnie wodze swojej twórczej wyobraźni. Ze zdziwieniem zaznaczam, że to chyba pierwszy raz, kiedy spodobały mi się jakiekolwiek opowiadania!
Podsumowując - Ciotka Julia i skryba to jak dotąd najsłabsza książka Mario Vargasa Llosy, jaką czytałam. Nie wciąga za bardzo, zdarzają się przestoje i nudniejsze momenty, a sam romans nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Jedynym pozytywnym aspektem książki są opowieści radiowe, ale one same to trochę za mało... Mimo wszystko, mając w pamięci pozytywne odczucia związane z lekturą innych, wspomnianych przeze mnie wyżej tytułów peruwiańskiego Noblisty, nie rezygnuję zupełnie z dalszego poznawania jego twórczości. Tymczasem, polecam raczej inne pozycje z jego dorobku, niż powyższą.