Wakacje, wakacje i po wakacjach... Wróciłam z przepięknej Chorwacji wypoczęta i odświeżona, i z dwoma przeczytanymi książkami do zrecenzowania. Jedną z nich jest ostatni tom bestsellerowej serii Igrzyska Śmierci - Kosogłos.
Książka zamyka historię Katniss Everdeen, dwukrotnej uczestniczki Głodowych Igrzysk, której udało się zwyciężyć. Dziewczyna wiele przeszła, odniosła obrażenia, a na dodatek musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. W Panem trwa bowiem wojna. Rebelianci próbują obalić Kapitol, a Katniss ma zostać ich symbolem zagrzewającym do walki - Kosogłosem. Dziewczyna staje przed nie lada dylematem. Z jednej strony, chciałaby zemścić się na znienawidzonym prezydencie Snow, ale z drugiej, martwi się o bezpieczeństwo swoich najbliższych, w tym Peety, który został pojmany przez wojska rządowe.
Książka zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym zakończył się poprzedni tom, więc tak naprawdę stanowi przedłużenie fabuły W pierścieniu ognia. Po raz kolejny autorka serwuje nam dosyć prosty splot wydarzeń, składający się z głównego wątku przygodowego, a momentami nawet sensacyjnego oraz z elementów romansu. Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tym połączeniem - spodziewałam się kolejnego "odgrzewanego kotleta", tak jak w przypadku Igrzysk Śmierci i W pierścieniu ognia, ale na szczęście, tym razem Collins zdecydowała się na coś nowego i postanowiła nie zanudzać czytelników. Akcja jest wartka i dużo się dzieje, bohaterowie nie raz znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i stają przed trudnymi wyborami, krew leje się na każdym kroku. Na dodatek, ich życie komplikują ich własne emocje i uczucia, które żywią do siebie na wzajem. Czytelnik bardzo szybko wsiąka w książkowy świat i nie może oderwać się od lektury. Mimo to, trzeba jednak zauważyć, że Kosogłos stracił cechy charakterystyczne serii. Owszem, tematyka i bohaterowie są wciąż ci sami, fabuła logicznie łączy się w całość, ale zabrakło mi tego specyficznego klimatu, który tak spodobał mi się w Igrzyskach Śmierci. Co do zakończenia... Cóż. Byłam rozczarowana, aczkolwiek, myślę, że wiele osób będzie usatysfakcjonowanych. Niemniej jednak, ewidentnie Collins zakańcza trylogię Kosogłosem i nie ma co liczyć na kolejne części tej historii.
Język powieści niezmiennie jest przystępny, potoczny i przyjemny do czytania. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że momentami wypowiadane przez bohaterów kwestie były zbyt płaskie. Mrożące krew w żyłach zagrożenie wyzwala w ludziach jakieś emocje, które często są uzewnętrzniane w mowie... A tu? Wszyscy byli bardzo grzeczni, cisi i opanowani. Jak dla mnie, było to trochę naciągane. Nie mogłam jednak nie docenić dużej plastyczności opisów - po raz kolejny ujawnia się talent Collins do tworzenia iście filmowych książek (zresztą, pisarka dawniej tworzyła programy telewizyjne). Sceny są szczegółowo opisane, tak, że jesteśmy sobie w stanie wyobrazić wszystko, aż do najmniejszych detali. Lubię tak napisane książki, ponieważ pozwalają mi na stworzenie w głowie własnej wizji przedstawionego świata, w który po prostu wsiąkam. A to się ceni.
Trzeci raz piszę o tej serii i trzeci raz wspomnę o bohaterach, którzy wzbudzają we mnie skrajne emocje. Nie, nadal nie przekonałam się do Katniss. Wciąż wydaje mi się trochę sztuczna i próżna. Peeta w tym tomie stracił w moich oczach, choć pewnie po części taki był zamiar autorki. Tu trzeba jej oddać, że potrafi manipulować czytelnikiem, sprawiając, że on sam zmienia swoje sympatie co kilkanaście stron. Plusa zyskał Gale - za całokształt, choć miałam wrażenie, że jego postać miała wzbudzić w czytelniku negatywne odczucia i trochę mnie to irytowało, bo w gruncie rzeczy zgadzałam się z podejmowanymi przez niego decyzjami. Reszta bohaterów właściwie została zepchnięta na margines i pełniła pomniejsze role, tak, że ciężko cokolwiek o nich powiedzieć.
Ogólnie, uważam, że Kosogłos jest najsłabszą częścią trylogii. Mimo wciągającej fabuły i obrazowych opisów, stanowi odrębną, zupełnie innego rodzaju powieść. Pozbawienie jej specyficznej atmosfery terroru i niebezpieczeństwa oraz wiecznego strachu sprawiło, że opowieść nie budzi już w czytelniku tak silnych emocji. Połączenie wątków sensacyjnego i miłosnego nie ukryło faktu, że historia jest jednowymiarowa i że zatraciła swoją świeżość. Jednak, polecam tą książkę wszystkim, którzy znają Igrzyska Śmierci i W pierścieniu ognia. Warto ją przeczytać, chociażby po to, żeby dowiedzieć się, jak potoczą się losy Katniss i jej najbliższych.
Książka zamyka historię Katniss Everdeen, dwukrotnej uczestniczki Głodowych Igrzysk, której udało się zwyciężyć. Dziewczyna wiele przeszła, odniosła obrażenia, a na dodatek musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. W Panem trwa bowiem wojna. Rebelianci próbują obalić Kapitol, a Katniss ma zostać ich symbolem zagrzewającym do walki - Kosogłosem. Dziewczyna staje przed nie lada dylematem. Z jednej strony, chciałaby zemścić się na znienawidzonym prezydencie Snow, ale z drugiej, martwi się o bezpieczeństwo swoich najbliższych, w tym Peety, który został pojmany przez wojska rządowe.
Książka zaczyna się dokładnie w tym momencie, w którym zakończył się poprzedni tom, więc tak naprawdę stanowi przedłużenie fabuły W pierścieniu ognia. Po raz kolejny autorka serwuje nam dosyć prosty splot wydarzeń, składający się z głównego wątku przygodowego, a momentami nawet sensacyjnego oraz z elementów romansu. Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tym połączeniem - spodziewałam się kolejnego "odgrzewanego kotleta", tak jak w przypadku Igrzysk Śmierci i W pierścieniu ognia, ale na szczęście, tym razem Collins zdecydowała się na coś nowego i postanowiła nie zanudzać czytelników. Akcja jest wartka i dużo się dzieje, bohaterowie nie raz znajdują się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i stają przed trudnymi wyborami, krew leje się na każdym kroku. Na dodatek, ich życie komplikują ich własne emocje i uczucia, które żywią do siebie na wzajem. Czytelnik bardzo szybko wsiąka w książkowy świat i nie może oderwać się od lektury. Mimo to, trzeba jednak zauważyć, że Kosogłos stracił cechy charakterystyczne serii. Owszem, tematyka i bohaterowie są wciąż ci sami, fabuła logicznie łączy się w całość, ale zabrakło mi tego specyficznego klimatu, który tak spodobał mi się w Igrzyskach Śmierci. Co do zakończenia... Cóż. Byłam rozczarowana, aczkolwiek, myślę, że wiele osób będzie usatysfakcjonowanych. Niemniej jednak, ewidentnie Collins zakańcza trylogię Kosogłosem i nie ma co liczyć na kolejne części tej historii.
Język powieści niezmiennie jest przystępny, potoczny i przyjemny do czytania. Jedyne, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że momentami wypowiadane przez bohaterów kwestie były zbyt płaskie. Mrożące krew w żyłach zagrożenie wyzwala w ludziach jakieś emocje, które często są uzewnętrzniane w mowie... A tu? Wszyscy byli bardzo grzeczni, cisi i opanowani. Jak dla mnie, było to trochę naciągane. Nie mogłam jednak nie docenić dużej plastyczności opisów - po raz kolejny ujawnia się talent Collins do tworzenia iście filmowych książek (zresztą, pisarka dawniej tworzyła programy telewizyjne). Sceny są szczegółowo opisane, tak, że jesteśmy sobie w stanie wyobrazić wszystko, aż do najmniejszych detali. Lubię tak napisane książki, ponieważ pozwalają mi na stworzenie w głowie własnej wizji przedstawionego świata, w który po prostu wsiąkam. A to się ceni.
Trzeci raz piszę o tej serii i trzeci raz wspomnę o bohaterach, którzy wzbudzają we mnie skrajne emocje. Nie, nadal nie przekonałam się do Katniss. Wciąż wydaje mi się trochę sztuczna i próżna. Peeta w tym tomie stracił w moich oczach, choć pewnie po części taki był zamiar autorki. Tu trzeba jej oddać, że potrafi manipulować czytelnikiem, sprawiając, że on sam zmienia swoje sympatie co kilkanaście stron. Plusa zyskał Gale - za całokształt, choć miałam wrażenie, że jego postać miała wzbudzić w czytelniku negatywne odczucia i trochę mnie to irytowało, bo w gruncie rzeczy zgadzałam się z podejmowanymi przez niego decyzjami. Reszta bohaterów właściwie została zepchnięta na margines i pełniła pomniejsze role, tak, że ciężko cokolwiek o nich powiedzieć.
Ogólnie, uważam, że Kosogłos jest najsłabszą częścią trylogii. Mimo wciągającej fabuły i obrazowych opisów, stanowi odrębną, zupełnie innego rodzaju powieść. Pozbawienie jej specyficznej atmosfery terroru i niebezpieczeństwa oraz wiecznego strachu sprawiło, że opowieść nie budzi już w czytelniku tak silnych emocji. Połączenie wątków sensacyjnego i miłosnego nie ukryło faktu, że historia jest jednowymiarowa i że zatraciła swoją świeżość. Jednak, polecam tą książkę wszystkim, którzy znają Igrzyska Śmierci i W pierścieniu ognia. Warto ją przeczytać, chociażby po to, żeby dowiedzieć się, jak potoczą się losy Katniss i jej najbliższych.