Osobliwy dom Pani Peregrine pojawił się na mojej liście must-read pod wpływem wielu pozytywnych recenzji innych bloggerów. Ogarnęła mnie niesamowita chęć zapoznania się z tą historią i na szczęście w miarę szybko udało mi się ją zrealizować (wielkie dzięki, Mikołaju :) ). W pierwszej chwili nazwisko autora zupełnie nic mi nie mówiło, ale kiedy poszukałam informacji, okazało się, że nie ma w tym niczego dziwnego. Ransom Riggs, amerykański pisarz, ma bowiem w swoim dorobku tylko cztery pozycje, które nie osiągnęły zbyt wielkiej popularności. Można więc powiedzieć, że książka, którą właśnie przeczytałam, to jego zupełnie świeży debiut na światową skalę.
Głównym bohaterem powieści jest nastoletni Jacob Portman. Chłopak uwielbia swojego dziadka, Abe'a, który przez wiele lat opowiadał mu historie o sierocińcu na słonecznej, walijskiej wyspie, w którym wychowywał się razem z innymi dziećmi. Z dziećmi, które były osobliwe, uzdolnione w niesamowity sposób. Z biegiem lat dorastający Jacob z coraz większym sceptycyzmem podchodzi do fantastycznych opowieści dziadka, u którego w końcu zostaje zdiagnozowana demencja. Wszystko zmienia się jednak, kiedy Abe zostaje zamordowany praktycznie na oczach Jacoba, a w swoich ostatnich słowach prosi wnuka, aby w poszukiwaniu prawdy udał się na wyspę z jego opowieści.
Na początku zaznaczę uczciwie, że recenzja będzie bardzo entuzjastyczna i pełna zachwytów, bo dawno już nie czytałam tak magicznej, przejmującej bajki niekoniecznie dla dzieci. Sama fabuła jest dosyć prosta, jednowątkowa, ale za to niesamowicie wciągająca. Nie możemy się od niej oderwać głównie za sprawą dynamicznej akcji, na początku opartej na intrygującej zagadce, a później przemieniającej się w pasmo sensacyjnych wydarzeń. Opowieść jest naszpikowana elementami fantastycznymi i, co ciekawe, im bardziej nas pochłania i im dalej w nią zabrniemy, tym bardziej nieoczekiwany obrót przybiorą sprawy. Mimo, że nie jestem miłośniczką zbyt wybujałej fantazji w książkach, to w tym przypadku, wszystko gładko przełknęłam i bardzo mi smakowało. Całości dopełniają wspaniale wykreowane postacie. Poza Jacobem, który odgrywa rolę pierwszoplanowego bohatera i naszego przewodnika, poznajemy także gromadkę osobliwych dzieciaków. Każde z nich samo w sobie jest ciekawe ze względu na swoje zdolności, ale poza nimi, każde z nich posiada także oryginalną osobowość i nierzadko, tajemniczą przeszłość.
Bardzo spodobał mi się fakt, że książka autentycznie przemawia do emocji czytelników. Nie da się czytać jej pobieżnie, jednym okiem zerkając w telewizor. Ona dosłownie pochłania, angażuje zmysły i uczucia. Bo przede wszystkim, sympatyzujemy z bohaterami, trzymamy kciuki za ich poczynania, nie raz współczujemy im. Podziwiamy ich odwagę, chęć do działania i niesienia pomocy, lojalność i otwartość. Śledzimy problemy osobiste i moralne wybory Jacoba, które, jak w prawdziwym życiu, nie są proste. Jesteśmy świadkami rodzących się przyjaźni, a nawet młodzieńczego zauroczenia. To wszystko sprawia, że mimo odrobinę mrocznej otoczki, powieść niesie jak najbardziej pozytywne przesłanie. Jednocześnie, mistrzowsko wykreowany klimat wyspy i sierocińca budzi w nas wewnętrzny niepokój. W niektórych momentach, czytając wieczorem w pustym domu, nie raz oglądałam się przez ramię i zastanawiałam się, cóż to za dziwne dźwięki dochodzą z kuchni... Mimo tego, cały czas miałam wrażenie, że razem z Jacobem i jego przyjaciółmi jestem w magicznym, choć trochę strasznym świecie. Plastyczny i lekki język powieści sprawiał, że w mojej wyobraźni łatwo formowały się wszystkie obrazy - i te piękne, i te mroczne. A kalejdoskop emocji nie pozwalał mi ani na chwilę tego świata opuścić.
No i najważniejszy chyba element, dzięki któremu książka w ogóle powstała - fotografie. Nie tylko ułatwiają wyobrażenie sobie osobliwych dzieci, ale także dopełniają tajemniczej atmosfery. Zwłaszcza, że autor potwierdza ich autentyczność. Na dodatek, są źródłem wrażeń estetycznych. Powieść jest bowiem pięknie wydana. W twardej oprawie, wydrukowana na grubym, kredowym papierze, z ozdobnikami i ładnym drukiem, przynosi prawdziwą przyjemność z obcowania z tradycyjną książką.
No i najważniejszy chyba element, dzięki któremu książka w ogóle powstała - fotografie. Nie tylko ułatwiają wyobrażenie sobie osobliwych dzieci, ale także dopełniają tajemniczej atmosfery. Zwłaszcza, że autor potwierdza ich autentyczność. Na dodatek, są źródłem wrażeń estetycznych. Powieść jest bowiem pięknie wydana. W twardej oprawie, wydrukowana na grubym, kredowym papierze, z ozdobnikami i ładnym drukiem, przynosi prawdziwą przyjemność z obcowania z tradycyjną książką.
Osobliwy dom Pani Peregrine to naprawdę świetna, przyjemna lektura. Łączy w sobie najlepsze elementy - trochę fantazji, odrobinę strachu i szczyptę najprawdziwszych uczuć. Pod tym względem przypominała mi trochę młodzieżowe powieści Zafona i mogę się założyć, że na pewno trafi w gusta jego wielbicieli. Prosta, ale ciekawa fabuła wciągnie nie tylko nastolatków, dla których książka jest podobno przeznaczona, ale i niejednego dorosłego czytelnika, który lubi oderwać się od rzeczywistości. Ja jestem zauroczona powieścią Riggsa i myślę, że jeszcze przez długi czas nie opuści ona moich myśli, wnosząc w nie powiew tych ciepłych uczuć, które emanują z jej kart.