W dzisiejsze szare i chłodne, niedzielne popołudnie pożegnałam się z losami Magdaleny, Piotra i Gastona. Poprzednie części bardzo chwaliłam, jednak recenzja trzeciej nie będzie, niestety, aż tak pozytywna.
W Wizycie w dalszym ciągu śledzimy poczynania Magdaleny. Jednak, jej życie diametralnie różni się od tego, które wiodła w Przerwie na życie. Jako żona Gastona, obraca się w środowisku dyplomatów, jest bogata i może pozwolić sobie praktycznie na wszystko. Pomimo tego, zamiast sielankowego urlopu w Karlowych Warach, wybiera powrót do Edelheim. Zastaje tam sytuację, która, po raz kolejny, zmusza ją do walki o prawdę i dobro oraz o spokój przyjaciół.
Cóż... ostatnia część cyklu bardzo mnie rozczarowała. Spodziewałam się ciekawego zamknięcia wątku Magdaleny, a dostałam... książkę opowiadającą o zupełnie innych wydarzeniach, losy dotychczasowych głównych bohaterów traktującą marginalnie! Na początku nie zrażałam się, licząc na rozwój akcji, jednak po przebrnięciu przez 1/3 powieści, nie zauważyłam żadnych zmian... Czytając, odnosiłam wrażenie, że pani Fleszarowa-Muskat nie do końca miała pomysł na tą część cyklu - zaczęła ciekawie, ale, wraz z upływem stron, historia staje się coraz bardziej wydumana i więcej w niej "zapychaczy" odciągających uwagę od głównego wątku, niż tego wątku właśnie.
Główną wadą tego tomu okazały się nudnawe i przydługie opisy rozmyślań Gastona. Związane z dyplomacją i historią, skutecznie zabiły dynamizm. Oprócz tego, same wydarzenia rozwijały się nadzwyczaj wolno, cała akcja opierała się właściwie o dialogi, jakie miały miejsce między różnymi osobami. Nawet pojawiające się sceny buntu lokalnych pracowników nie miały w sobie tego dramatyzmu, który znam z pierwszej części.
Ogromnym minusem, w moim mniemaniu, okazał się brak znanych mi wcześniej (i lubianych) bohaterów. Poza postaciami Magdaleny, Gastona oraz Erny Friesen, reszta przewijających się w książce osób jest nam całkowicie obca. I choć pisarka nadała im takie same, żywotne i prawdziwe charaktery i osobowości, to już nie to samo. Nowi bohaterowie najczęściej w ogóle nie pamiętają wydarzeń opisanych w pierwszym tomie - i to, niestety, w Wizycie zabija atmosferę całego cyklu. Moją uwagę zwróciła jednak księżniczka Uschi - to za jej sprawą pojawiały się rzadkie momenty, w których coś się działo; coś, co na nowo, po długich przestojach, wprawiało czytelnika w zaciekawienie.
Zawiodła mnie także, wspaniała dotąd, otoczka historyczna opowieści. W tomie pierwszym i drugim ten aspekt był naprawdę ciekawie i starannie przez autorkę omówiony. W części trzeciej natomiast, czytelnik ma poczucie, że czas się zatrzymał, a Edelheim i wstrząsające nim wydarzenia, są zupełnie oderwane od świata. Świata, na którym, notabene, działo się wiele ciekawych rzeczy.
Podsumowując, muszę z przykrością przyznać, że po raz kolejny trafiam na bardzo słabe zakończenie bardzo dobrego cyklu. Tym, którzy w lekturze serii Fleszarowej-Muskat dobrnęli do Wizyty, polecam książkę, choćby dla wiedzy o tym, w jaki sposób autorka zamknęła niektóre wątki. Tym, którzy chcą po tą historię sięgnąć ot tak, zdecydowanie odradzam.
W Wizycie w dalszym ciągu śledzimy poczynania Magdaleny. Jednak, jej życie diametralnie różni się od tego, które wiodła w Przerwie na życie. Jako żona Gastona, obraca się w środowisku dyplomatów, jest bogata i może pozwolić sobie praktycznie na wszystko. Pomimo tego, zamiast sielankowego urlopu w Karlowych Warach, wybiera powrót do Edelheim. Zastaje tam sytuację, która, po raz kolejny, zmusza ją do walki o prawdę i dobro oraz o spokój przyjaciół.
Cóż... ostatnia część cyklu bardzo mnie rozczarowała. Spodziewałam się ciekawego zamknięcia wątku Magdaleny, a dostałam... książkę opowiadającą o zupełnie innych wydarzeniach, losy dotychczasowych głównych bohaterów traktującą marginalnie! Na początku nie zrażałam się, licząc na rozwój akcji, jednak po przebrnięciu przez 1/3 powieści, nie zauważyłam żadnych zmian... Czytając, odnosiłam wrażenie, że pani Fleszarowa-Muskat nie do końca miała pomysł na tą część cyklu - zaczęła ciekawie, ale, wraz z upływem stron, historia staje się coraz bardziej wydumana i więcej w niej "zapychaczy" odciągających uwagę od głównego wątku, niż tego wątku właśnie.
Główną wadą tego tomu okazały się nudnawe i przydługie opisy rozmyślań Gastona. Związane z dyplomacją i historią, skutecznie zabiły dynamizm. Oprócz tego, same wydarzenia rozwijały się nadzwyczaj wolno, cała akcja opierała się właściwie o dialogi, jakie miały miejsce między różnymi osobami. Nawet pojawiające się sceny buntu lokalnych pracowników nie miały w sobie tego dramatyzmu, który znam z pierwszej części.
Ogromnym minusem, w moim mniemaniu, okazał się brak znanych mi wcześniej (i lubianych) bohaterów. Poza postaciami Magdaleny, Gastona oraz Erny Friesen, reszta przewijających się w książce osób jest nam całkowicie obca. I choć pisarka nadała im takie same, żywotne i prawdziwe charaktery i osobowości, to już nie to samo. Nowi bohaterowie najczęściej w ogóle nie pamiętają wydarzeń opisanych w pierwszym tomie - i to, niestety, w Wizycie zabija atmosferę całego cyklu. Moją uwagę zwróciła jednak księżniczka Uschi - to za jej sprawą pojawiały się rzadkie momenty, w których coś się działo; coś, co na nowo, po długich przestojach, wprawiało czytelnika w zaciekawienie.
Zawiodła mnie także, wspaniała dotąd, otoczka historyczna opowieści. W tomie pierwszym i drugim ten aspekt był naprawdę ciekawie i starannie przez autorkę omówiony. W części trzeciej natomiast, czytelnik ma poczucie, że czas się zatrzymał, a Edelheim i wstrząsające nim wydarzenia, są zupełnie oderwane od świata. Świata, na którym, notabene, działo się wiele ciekawych rzeczy.
Podsumowując, muszę z przykrością przyznać, że po raz kolejny trafiam na bardzo słabe zakończenie bardzo dobrego cyklu. Tym, którzy w lekturze serii Fleszarowej-Muskat dobrnęli do Wizyty, polecam książkę, choćby dla wiedzy o tym, w jaki sposób autorka zamknęła niektóre wątki. Tym, którzy chcą po tą historię sięgnąć ot tak, zdecydowanie odradzam.