Tym razem, czas spędzony na bardzo ciekawej lekturze zawdzięczam Mamie. Swego czasu rozmawiałyśmy o książkach i po mojej uwadze, iż lubię literaturę związaną z historią, Mama z przekonaniem poleciła mi właśnie cykl Stanisławy Fleszarowej-Muskat. Ucieszyłam się, bo, po pierwsze, rzadko czytam polskich autorów, a chciałabym to zmienić. A po drugie - Mama już kilka razy polecała mi powieści i nigdy się nie zawiodłam na jej guście. :)
Wcześniej nie znałam samej autorki ani innych jej powieści. Zasięgnąwszy informacji, dowiedziałam się, że Pozwólcie nam krzyczeć zostało niejako oparte na doświadczeniach pisarki, która sama została wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec. Z radością zanotowałam też fakt, że dorobek literacki Fleszarowej-Muskat liczy ok. 700 pozycji - będzie się z czym zapoznawać.
Historia przedstawiona w książce opowiada losy Magdaleny - młodej warszawianki, która zostaje wysłana do przymusowej pracy, do Niemiec. Z początku doskwiera jej samotność i tęsknota za domem, zwłaszcza, że wciąż jest przenoszona z miejsca na miejsce. Dopiero w małym miasteczku przemysłowym Edelheim, gdzie zostaje zatrudniona w fabryce obuwia, odnajduje przyjaźń i stawia czoło trudnej sytuacji, w jakiej się znajduje.
Muszę przyznać, że książka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Akcja rozwija się szybko i właściwie od pierwszej strony pochłaniają nas losy młodej Polki. Ciągle coś się dzieje, a same wydarzenia mają duży wpływ na życie społeczności cudzoziemców w niemieckim miasteczku. Nie brak dramatów, wojennej niepewności, ale zdarzają się także chwile pełne piękna. Ze współczuciem, ale także z podziwem śledzimy poczynania głównej bohaterki na obczyźnie i przez to zaprzyjaźniamy się z nią. Zarówno postać Magdaleny, jak i jej przyjaciół - Philomeny, Gastona, Piotra, Marysi - to nie tylko papierowi bohaterowie. Mamy do czynienia z prawdziwymi ludźmi, indywidualnościami, nieraz trudnymi charakterami... To sprawia, że historia staje się jeszcze bardziej autentyczna, a przez to - wciągająca.
Jak zwykle, zachwyciłam się historycznym aspektem powieści. Dotąd nie spotkałam się z książką opowiadającą o egzystencji i pracy Polaków na przymusowych robotach, dlatego tym bardziej Pozwólcie nam krzyczeć zainteresowało mnie. Życie Magdaleny i jej znajomych zostało opisane ze wszystkimi szczegółami, bardzo realistycznie. Nie można mieć wątpliwości, że autorka doświadczyła tego osobiście. Ciekawy jest też sposób, w jaki pokazani zostali niemieccy obywatele miasteczka. Ich historie nie zostały pominięte, wręcz przeciwnie - autorka pokazuje, że i dla nich wojna często była powodem problemów, niezadowolenia, a czasem rozpaczy. Okazuje się, że nie wszyscy Niemcy pałali nienawiścią do cudzoziemców. Byli także tacy, którzy traktowali ich jak przyjaciół, pomagali i życzyli im jak najlepiej... Szczerze mówiąc, był to bardzo pozytywny aspekt powieści, który zaskoczył mnie, ale jednocześnie przypomniał podobny motyw ze Złodziejki książek.
Z wielką chęcią i ciekawością sięgnę po kolejną część serii - Pozwólcie nam krzyczeć jest bowiem tomem pierwszym z trzech (i w dodatku kończy się bardzo niejednoznacznie!). Tymczasem, polecam serdecznie spotkanie z Magdaleną. :)