Tytuł: Zdobywam zamek
Autor: Dodie Smith
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2013
Zdobywam zamek to kolejna książka, którą odkryłam dzięki czytelniczym blogom. Najpierw spodobała mi się okładka, potem moją ciekawość wzbudziło porównanie do Błękitnego zamku L.M. Montgomery, a dopiero na samym końcu zainteresowałam się fabułą. Przy okazji dowiedziałam się też, że to debiutancka powieść brytyjskiej autorki, Dodie Smith, wydana w 1949 roku. Okazuje się jednak, że pisarka zdobyła rozgłos dopiero siedem lat później dzięki innej swojej książce - Sto jeden dalmatyńczyków. Tak, to właśnie tą historię Walt Disney przeniósł na szklany ekran w postaci animowanej bajki.
Zdobywam zamek jest swego rodzaju pamiętnikiem nastoletniej Cassandry. Jej codzienność upływa w latach 30. XX w, na angielskiej wsi, w murach zrujnowanego zamku, w którym dziewczyna mieszka wraz ze swoją cokolwiek ekscentryczną i mocno zubożałą rodziną. W ramach ćwiczenia swoich umiejętności pisarskich, Cassandra przelewa na karty swojego zeszytu otaczającą ją rzeczywistość: różne wydarzenia z życia swojej rodziny, swoje własne uczucia, marzenia i wątpliwości. Nie brak jej przy tym zmysłu obserwacji i inteligentnego poczucia humoru.
Siła przekonywania tej niepozornej książki kryje się w zaledwie dwóch elementach. Tylko tyle (i aż tyle!) potrzeba, żeby wykreować historię, która stanie się bestsellerem. Dodie Smith po mistrzowsku przemyciła ogromny ładunek pozytywnych emocji w prostej opowieści. Połączenie burzliwych rozterek wieku młodzieńczego, dotyczących głównie chłopców i przyszłego zamążpójścia, ze słodkim posmakiem dziewczęcych marzeń oraz gorzkimi problemami codzienności sprawia, że niespieszna, rozwijająca się leniwie fabuła szybko wciąga czytelnika. Nietrudno poddać się ciepłej, trochę magicznej i odrobinę zwariowanej atmosferze, która otacza tytułowy zamek i wsiąknąć w malowniczą, prowincjonalną, angielską wieś.
Powieść nie byłaby tak dobra, gdyby nie wyraziści bohaterowie. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Cassandra. To ona przybliża nam wszystkie wydarzenia. Jest dynamicznym narratorem, który nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Dziewczyna posiada niecodzienny zmysł obserwacji i nieco ironiczne poczucie humoru, a przy tym zachowuje wrażliwość, zarówno w stosunku do innych ludzi, jak i do otaczającego ją świata. To wszystko sprawia, że jej opowieść jest realistyczna, a czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Oprócz Cassandry w książce pojawia się też korowód innych, równie barwnych postaci. Już sami członkowie rodziny Mortmain są specyficzni - każda osoba posiada unikalne cechy charakteru i wnosi do historii coś nowego. Na dodatek, w pewnym momencie pojawiają się także absztyfikanci i ich krewni, którzy stanowią wyraźny kontrast dla mieszkańców zamku Belmote. Dodie Smith należą się słowa uznania za ten aspekt książki - naprawdę dopracowała sylwetki swoich bohaterów, co nadało historii głębszego wymiaru.
Słowem podsumowania - Zdobywam zamek to przyjemna i lekka książka, wręcz idealna na lato. Rozwijająca się miarowo fabuła wciąga czytelnika, wprowadzając go w sielski nastrój przesiąknięty błahym smakiem młodzieńczej miłości, radości i beztroski. Realistyczni i charakterystyczni bohaterowie od pierwszego pojawienia się wzbudzają sympatię, dzięki czemu w pewnym momencie czujemy się w tytułowym zamku jak u siebie. To właśnie ta atmosfera stała się przyczyną porównań do Błękitnego zamku. Obie książki są równie pozytywne i gwarantują czas miło spędzony na niezobowiązującej lekturze.
Zdobywam zamek jest swego rodzaju pamiętnikiem nastoletniej Cassandry. Jej codzienność upływa w latach 30. XX w, na angielskiej wsi, w murach zrujnowanego zamku, w którym dziewczyna mieszka wraz ze swoją cokolwiek ekscentryczną i mocno zubożałą rodziną. W ramach ćwiczenia swoich umiejętności pisarskich, Cassandra przelewa na karty swojego zeszytu otaczającą ją rzeczywistość: różne wydarzenia z życia swojej rodziny, swoje własne uczucia, marzenia i wątpliwości. Nie brak jej przy tym zmysłu obserwacji i inteligentnego poczucia humoru.
Siła przekonywania tej niepozornej książki kryje się w zaledwie dwóch elementach. Tylko tyle (i aż tyle!) potrzeba, żeby wykreować historię, która stanie się bestsellerem. Dodie Smith po mistrzowsku przemyciła ogromny ładunek pozytywnych emocji w prostej opowieści. Połączenie burzliwych rozterek wieku młodzieńczego, dotyczących głównie chłopców i przyszłego zamążpójścia, ze słodkim posmakiem dziewczęcych marzeń oraz gorzkimi problemami codzienności sprawia, że niespieszna, rozwijająca się leniwie fabuła szybko wciąga czytelnika. Nietrudno poddać się ciepłej, trochę magicznej i odrobinę zwariowanej atmosferze, która otacza tytułowy zamek i wsiąknąć w malowniczą, prowincjonalną, angielską wieś.
Powieść nie byłaby tak dobra, gdyby nie wyraziści bohaterowie. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Cassandra. To ona przybliża nam wszystkie wydarzenia. Jest dynamicznym narratorem, który nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Dziewczyna posiada niecodzienny zmysł obserwacji i nieco ironiczne poczucie humoru, a przy tym zachowuje wrażliwość, zarówno w stosunku do innych ludzi, jak i do otaczającego ją świata. To wszystko sprawia, że jej opowieść jest realistyczna, a czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Oprócz Cassandry w książce pojawia się też korowód innych, równie barwnych postaci. Już sami członkowie rodziny Mortmain są specyficzni - każda osoba posiada unikalne cechy charakteru i wnosi do historii coś nowego. Na dodatek, w pewnym momencie pojawiają się także absztyfikanci i ich krewni, którzy stanowią wyraźny kontrast dla mieszkańców zamku Belmote. Dodie Smith należą się słowa uznania za ten aspekt książki - naprawdę dopracowała sylwetki swoich bohaterów, co nadało historii głębszego wymiaru.
Słowem podsumowania - Zdobywam zamek to przyjemna i lekka książka, wręcz idealna na lato. Rozwijająca się miarowo fabuła wciąga czytelnika, wprowadzając go w sielski nastrój przesiąknięty błahym smakiem młodzieńczej miłości, radości i beztroski. Realistyczni i charakterystyczni bohaterowie od pierwszego pojawienia się wzbudzają sympatię, dzięki czemu w pewnym momencie czujemy się w tytułowym zamku jak u siebie. To właśnie ta atmosfera stała się przyczyną porównań do Błękitnego zamku. Obie książki są równie pozytywne i gwarantują czas miło spędzony na niezobowiązującej lekturze.