Na moim blogu nastał czas na przygodę z rodzimym kryminałem. Nie czytam zbyt wielu autorów polskich i, jak się okazuje, jest to mój błąd. O twórczości Marka Krajewskiego dowiedziałam się przypadkowo z blogów czytelniczych. W pierwszej chwili opisy jego powieści przywiodły mi na myśl jedynie kryminały historyczne Piotra Schmandta (recenzje tu i tu). Ostatecznie, okazało się, że książki obu autorów różnią się znacząco, ale o tym zaraz... W każdym razie, muszę przyznać, że zaskoczyła mnie własna niewiedza na temat polskich twórców literatury z gatunku kryminałów i powieści sensacyjnych - otóż okazało się, że sięgnęłam po powieść jednego z bardziej poczytnych polskich pisarzy, bo książki Krajewskiego są tak popularne, że zostały przetłumaczone na aż 18 języków!
Liczby Charona to trzecia część cyklu opowiadającego o pracy komisarza Edwarda Popielskiego. Co prawda, w tej części mężczyzna nie pracuje już w policji i prowadzi raczej smętny żywot człowieka bezrobotnego, chwytającego się każdego zajęcia. Dlatego też, na prośbę swojej dawnej uczennicy, Renaty Sperling, zajmuje się tajemniczym zniknięciem pewnej hrabiny, co okazuje się nie lada wyzwaniem. Niemniej jednak, Popielski nie traci nadziei na powrót do komendy. W wyniku zbiegu okoliczności, w tym samym czasie nadarza mu się okazja do przekonania byłych pracodawców o swojej wartości. Eks-komisarz zostaje poproszony o pomoc w rozwikłaniu tajemnicy dwóch wstrząsających morderstw, opatrzonych przez mordercę komentarzami w języku hebrajskim.
Jak widać, po raz kolejny zaczynam przygodę z serią "od środka". Książkę zdobyłam zupełnie przypadkowo na bookcrossingu i mimo, że już trzymałam w rękach Erynie (tom drugi cyklu), to ostatecznie, nie wiedzieć, czemu, zdecydowałam się na Liczby Charona. Czy żałuję? Chyba nie, bo w gruncie rzeczy, nie znając wcześniejszych perypetii głównego bohatera, i tak da się zrozumieć fabułę oraz czerpać radość z czytania.
Historia składa się z dwóch głównych wątków - kryminalnego, opartego na morderstwach i śledztwie oraz obyczajowego, związanego z życiem osobistym Popielskiego. Wydawać by się mogło, że ten pierwszy stanowi bazę oraz większość opowieści, a drugi jest tylko dopełnieniem. Nic bardziej mylnego! Czytając, można wręcz odnieść wrażenie, że najważniejsze są losy głównego bohatera, a kryminalna intryga to tylko tło dla wydarzeń. Z tego powodu książka może nie przypaść do gustu miłośnikom klasycznych powieści sensacyjnych, czy detektywistycznych. Co prawda, cała historia kończy się zaskakująco, ale tak naprawdę, tożsamość mordercy i jego pobudki poznajemy zdecydowanie zbyt wcześnie. Dalsza część opowieści nadal trzymała mnie w napięciu, ale to już nie było to. Nie mogę nic zarzucić drugiemu aspektowi fabuły, bo prywatne życie Popielskiego jest również ciekawe, na pewno niejednego czytelnika wciągnie i skłoni do zapoznania się z poprzednimi oraz następnymi częściami serii. Ale, mimo wszystko, spodziewałam się po tej pozycji czegoś odrobinę innego.
Bohaterowie wykreowani przez Krajewskiego są specyficzni. Sam Popielski to po prostu charakterystyczny facet - ma swoje słabości, przyzwyczajenia, umiejętności, ale przy tym pozostaje ludzki, niewyidealizowany. Reszta postaci stoi w jego cieniu i, poza kilkoma wyjątkami, pozwala się poznać czytelnikowi jedynie od tej strony, która jest ważna dla fabuły. Można by więc powiedzieć, że są to raczej bohaterowie jednowymiarowi. Szczerze przyznam, że nie zapałałam do nikogo specjalną sympatią - ale to wcale nie znaczy, że nie śledziłam z ciekawością poczynań wszystkich osób wspomnianych w opowieści.
Jak zawsze, zwróciłam uwagę na aspekt historyczny powieści. Tu przede wszystkim uderzyła mnie różnica, jaka pojawia się między książką Krajewskiego, a powieściami Schmandta. Podczas czytania pozycji z dorobku tego drugiego, oczami wyobraźni widziałam świat sprzed stu lat i odczuwałam jego magiczny, tajemniczy klimat. Niestety, rzeczywistość Edwarda Popielskiego nie ma z tą wizją nic wspólnego. Przedstawiony w powieści XIX-wieczny Lwów to miasto brudu i zbrodni. To, co widzimy oczami bohaterów, nie jest zachęcające nawet w najmniejszym stopniu. Trzeba przyznać, że Krajewski postarał się o realizm - z lekcji historii wiemy, że w tamtych czasach nikt nie słyszał o higienie i ten czytelnik, który ma podatną wyobraźnię, przekona się o tym prawie naocznie. Za to ogromny plus. Podobał mi się także plastyczny i sugestywny język powieści, zwłaszcza w dialogach, które były naszpikowane wypowiedziami w tradycyjnej gwarze lwowskiej.
Liczby Charona to książka, którą w ogólnym rozrachunku można określić jako specyficzny kryminał. Jest dobra - wciąga, trzyma w napięciu, zaskakuje. Ale z drugiej strony, zawiera aspekty, które w klasycznym utworze z gatunku nie pojawiają się. Zaskoczyło mnie to, ale nie uważam, żeby to było jej wadą. Dla mnie był to swego rodzaju powiew świeżości w dobrze znanym schemacie. Z pewnością mogę powiedzieć, że w przyszłości sięgnę po kolejne tomy z serii o Edwardzie Popielskim i zdecydowanie polecam tą pozycję, chociażby dlatego, że warto zapoznać się z charakterystycznym stylem Marka Krajewskiego.
Historia składa się z dwóch głównych wątków - kryminalnego, opartego na morderstwach i śledztwie oraz obyczajowego, związanego z życiem osobistym Popielskiego. Wydawać by się mogło, że ten pierwszy stanowi bazę oraz większość opowieści, a drugi jest tylko dopełnieniem. Nic bardziej mylnego! Czytając, można wręcz odnieść wrażenie, że najważniejsze są losy głównego bohatera, a kryminalna intryga to tylko tło dla wydarzeń. Z tego powodu książka może nie przypaść do gustu miłośnikom klasycznych powieści sensacyjnych, czy detektywistycznych. Co prawda, cała historia kończy się zaskakująco, ale tak naprawdę, tożsamość mordercy i jego pobudki poznajemy zdecydowanie zbyt wcześnie. Dalsza część opowieści nadal trzymała mnie w napięciu, ale to już nie było to. Nie mogę nic zarzucić drugiemu aspektowi fabuły, bo prywatne życie Popielskiego jest również ciekawe, na pewno niejednego czytelnika wciągnie i skłoni do zapoznania się z poprzednimi oraz następnymi częściami serii. Ale, mimo wszystko, spodziewałam się po tej pozycji czegoś odrobinę innego.
Bohaterowie wykreowani przez Krajewskiego są specyficzni. Sam Popielski to po prostu charakterystyczny facet - ma swoje słabości, przyzwyczajenia, umiejętności, ale przy tym pozostaje ludzki, niewyidealizowany. Reszta postaci stoi w jego cieniu i, poza kilkoma wyjątkami, pozwala się poznać czytelnikowi jedynie od tej strony, która jest ważna dla fabuły. Można by więc powiedzieć, że są to raczej bohaterowie jednowymiarowi. Szczerze przyznam, że nie zapałałam do nikogo specjalną sympatią - ale to wcale nie znaczy, że nie śledziłam z ciekawością poczynań wszystkich osób wspomnianych w opowieści.
Jak zawsze, zwróciłam uwagę na aspekt historyczny powieści. Tu przede wszystkim uderzyła mnie różnica, jaka pojawia się między książką Krajewskiego, a powieściami Schmandta. Podczas czytania pozycji z dorobku tego drugiego, oczami wyobraźni widziałam świat sprzed stu lat i odczuwałam jego magiczny, tajemniczy klimat. Niestety, rzeczywistość Edwarda Popielskiego nie ma z tą wizją nic wspólnego. Przedstawiony w powieści XIX-wieczny Lwów to miasto brudu i zbrodni. To, co widzimy oczami bohaterów, nie jest zachęcające nawet w najmniejszym stopniu. Trzeba przyznać, że Krajewski postarał się o realizm - z lekcji historii wiemy, że w tamtych czasach nikt nie słyszał o higienie i ten czytelnik, który ma podatną wyobraźnię, przekona się o tym prawie naocznie. Za to ogromny plus. Podobał mi się także plastyczny i sugestywny język powieści, zwłaszcza w dialogach, które były naszpikowane wypowiedziami w tradycyjnej gwarze lwowskiej.
Liczby Charona to książka, którą w ogólnym rozrachunku można określić jako specyficzny kryminał. Jest dobra - wciąga, trzyma w napięciu, zaskakuje. Ale z drugiej strony, zawiera aspekty, które w klasycznym utworze z gatunku nie pojawiają się. Zaskoczyło mnie to, ale nie uważam, żeby to było jej wadą. Dla mnie był to swego rodzaju powiew świeżości w dobrze znanym schemacie. Z pewnością mogę powiedzieć, że w przyszłości sięgnę po kolejne tomy z serii o Edwardzie Popielskim i zdecydowanie polecam tą pozycję, chociażby dlatego, że warto zapoznać się z charakterystycznym stylem Marka Krajewskiego.