28 marca 2011

P. Simons - Ogród Letni

Niestety. Tak, jak przewidywałam, trzecia część trylogii autorstwa Paulliny Simons nie zachwyca. Wręcz przeciwnie - czytałam tak naprawdę tylko po to, aby dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. I przykro mi to przyznać, ale chyba tego żałuję.

Ogród Letni opowiada o dalszych losach Tatiany i Aleksandra w Stanach Zjednoczonych. Zmęczeni wojennymi przeżyciami, wraz z synem Anthony'm podróżują po Ameryce i starają się ułożyć swoje życie na nowo. Nie jest to jednak łatwe. Aleksander nie potrafi przystosować się do realiów pokoju, Tatiana rzuca się w wir pracy, zapominając o mężu i dziecku. Oboje nadal niosą ze sobą bagaż wspomnień z Leningradu, nie pozwalający im uwierzyć, że koszmar wojny mają już za sobą... Jednakże, przy tej książce stajemy się także świadkami trywialnych, codziennych problemów małżeńskich Tani i Aleksandra, widzimy jak rodzą się i dorastają ich dzieci oraz jak ich wybory wpływają na życie rodziny. I właściwie to jedno zdanie wystarczy, aby opisać całą fabułę ciągnącej się przez blisko 800 stron powieści... Rozczarowanie, prawda?

Dla mnie ogromne. Na moich oczach przepiękny, epicki wręcz romans zamienił się w zwyczajną książkę obyczajową, jakich wiele. Fenomen dwóch pierwszych części trylogii polegał na wspaniałym pomyśle autorki i zgrabnej realizacji - historia miłości, która narodziła się i rozwinęła w dramacie wojny. Wiele tragicznych wydarzeń, wiele pięknych słów, radość, cierpienie, happy end i kropka. Koniec. Niestety, autorka postanowiła pociągnąć powieść dalej i najzwyczajniej w świecie nie sprostała zadaniu. W Ogrodzie Letnim pokazała nam aż za dużo. Poprzez przeniesienie bohaterów do nudnej codzienności, jaką każdy z nas dobrze zna, pokazanie ich walczących z trudnościami zwyczajnego życia, które nie są nam obce, Simons obdarła swoją historię z magii i piękna. Cukierkowe zakończenie, obejmujące powieść klamrą, jest realne, ale bez polotu, napisane tak, by w pełni usatysfakcjonować czytelnika. Czytając, zapominamy o tym, że Tatiana i Aleksander przeżyli piekło, zapominamy o ich czynach dokonanych w imię wzajemnej miłości. Mamy przed sobą zupełnie inną opowieść, nie mającą nic wspólnego z tym, co poznaliśmy wcześniej. Zupełnie inny klimat. Dlatego właśnie jestem bardzo rozczarowana. Owszem, książka zaspokoiła moją ciekawość dotyczącą dalszych losów bohaterów. Ale z drugiej strony, nie odczuwałam niedosytu po skończeniu Tatiany i Aleksandra. Epilog, którym kończy się drugi tom, był wystarczający. Nie było potrzeby rozwlekać go na kolejną książkę. W dodatku, mam wrażenie,że tym razem pisarka przeholowała z polityką - zwłaszcza pod koniec książki natykamy się na długie, nużące dyskusje Aleksandra i jego synów, dotyczące zimnej wojny i wyścigu zbrojeń.
Muszę być jednak sprawiedliwa i przyznać Paullinie Simons jedną, niekwestionowaną umiejętność. Autorka nieźle poradziła sobie z opisaniem kampanii wojskowych. Zwykle nie przepadam za literaturą, w której głównym wątkiem jest sposób rozmieszczenia żołnierzy na polu bitwy. Tym razem jednak, z zapartym tchem śledziłam poczynania bohaterów w Wietnamie. Dynamizm, niespodziewane i dramatyczne zwroty akcji sprawiły, że uwierzyłam w opisane wydarzenia i z niecierpliwością czekałam na ich efekt. Szkoda tylko, że był to jedyny fragment książki, który naprawdę mnie wciągnął.

Moja przygoda z trylogią o Tatianie i Aleksandrze dobiegła końca. Mimo to, że finisz był fatalny, nie udało mu się zatrzeć pozytywnego wrażenia, które pozostawiły po sobie dwie pierwsze części. Niecodzienne ujęcie miłości, osadzenie zakochanych w bardzo trudnych dla nich czasach i okolicznościach budzi w nas refleksje, każe przyjrzeć się z bliska uczuciom, które towarzyszą nam każdego dnia. I to jest niewątpliwie największy atut powieści. A jeśli chodzi o sam Ogród Letni...? Tym, którzy chcą pozostać pod wpływem magii miłości, zdecydowanie odradzam.