23 marca 2011

A. C. Doyle - Pies Baskerville'ów

Otóż w końcu sam Sherlock Holmes stanął na mojej drodze! Długo nie ciągnęło mnie, aby go poznać - wystarczały mi wysublimowane zagadki mistrzyni Agathy Christie - ale w końcu wyłowiłam go z bibliotecznej półki i postanowiłam zawrzeć znajomość. I co? Szczerze mówiąc, jestem troszkę rozczarowana. Może to przytłaczająca sława detektywa, a może zachwyty rzesz czytelników z całego świata wzbudziły we mnie zbyt wysokie oczekiwania w stosunku do A.C. Doyle'a i jego twórczości? 

Samego autora nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Brytyjski dżentelmen z tytułem szlacheckim zapracował na swoje dobre imię wieloma utworami, zarówno powieściami, jak i opowiadaniami. Pomimo, że najbardziej znane z nich traktują o przygodach sprytnego detektywa, sir Arthur ma w swoim dorobku także powieści historyczne, fantastyczne, a nawet powieści grozy w stylu romansów gotyckich! Sam Sherlock Holmes pojawił się po raz pierwszy w książce Studium w szkarłacie, wydanej jeszcze w XIX wieku (choć Polacy swej wersji doczekali się dopiero w latach 50. XX w.).

No, ale przejdźmy do rzeczy...
Pies Baskerville'ów jest jedną z najbardziej znanych powieści Doyle'a. Tym razem Holmes i Watson stają przed obliczem zagadkowej klątwy, która ciąży od wielu pokoleń nad zamożnym rodem Baskerville'ów. Stara legenda o piekielnym psie, ścigającym nieszczęsnych członków rodziny, zdaje się mieć w sobie sporo prawdy. Detektyw i jego przyjaciel muszą nie tylko odkryć, kto stoi za tajemniczym morderstwem, ale także zapobiec śmierci ostatniego potomka familii, który właśnie przejął majątek swego zmarłego krewnego i na którego ewidentnie czyha niebezpieczeństwo. I co najważniejsze - jaką rolę w całym tym zamieszaniu odgrywa mityczny, piekielny pies, widziany wielokrotnie na moczarach, tuż obok zamku Baskerville'ów? 

Zagadka, jaką autor raczy nas w tej książce, jest niewątpliwie intrygująca, dzięki czemu historia wciąga już od pierwszej strony. Akcja jest dynamiczna - nie ma tu miejsca na przestoje, niepotrzebne wydłużanie, ale z drugiej strony, mamy do czynienia z opowieścią jednowątkową. Każde wydarzenie prowadzi nieuchronnie do rozwiązania sprawy, nie ma tu słów "niepotrzebnych", nie wnoszących nic do powieści. Czytając, miałam więc wrażenie, że jestem w teatrze, a cała historia rozgrywa się na jednej scenie, na tle jednej scenografii i w  małej grupie aktorów... W pewien sposób brakowało mi chociaż minimalnego rozszerzenia wątku. Mimo to, trzeba przyznać, że autor skonstruował bardzo ciekawą intrygę, która trzyma czytelnika w napięciu i nie pozwala oderwać się od lektury na dłużej.
Muszę też uczciwie przyznać, że nie do końca polubiłam samego Sherlocka Holmesa. Brakuje mi w nim  klasy... Naturalnym porównaniem jest dla mnie Mały Belg - Herkules Poirot, którą to postać wykreowała Christie. Poirot, oprócz nadzwyczajnego talentu do rozwiązywania tajemnic, ma też osobowość. Choć nie wszystkie cechy jego charakteru są pozytywne, to razem tworzą człowieka, który sam w sobie budzi nasze zainteresowanie. Co więcej, Mały Belg wyjaśnia mroczne zagadki z polotem i finezją, zawsze ujawnia efekt swojej pracy w iście teatralnym stylu, co dodatkowo nadaje historii specyficzny klimat. Tego wszystkiego zabrakło mi u Sherlocka. Niestety, wydał mi się postacią jednowymiarową i pozbawioną tego "czegoś", co sprawiłoby, że przypadłby mi do gustu. Możliwe, że moje nastawienie wynika ze złego doboru książki - w Psie Baskerville'ów detektyw wydaje się być wręcz postacią drugoplanową. Choć jego niewątpliwy geniusz przyczynia się do odkrycia zawiłości dotyczących zbrodni, to tak naprawdę nie mamy szansy dobrze go poznać.

Mimo, że po przeczytaniu książki dopadły mnie mieszane uczucia, na pewno jeszcze sięgnę po przygody Sherlocka Holmesa. Póki co, nie jestem w stu procentach usatysfakcjonowana. Ale zdaję sobie sprawę, że na powieści detektywistyczne i kryminalne zawsze będę patrzeć przez pryzmat twórczości Agathy Christie. Może stąd moja krytyczna opinia. A może po prostu nie przypadliśmy sobie do gustu z Holmesem. Cóż... I tak bywa.