O książkach Cobena słyszałam dość sporo. Ale nic konkretnego. A to, że ciekawe, a to, że dobre, ale w sumie, nie miałam nawet pojęcia, o czym ten amerykański autor pisze. Na Bez śladu trafiłam przypadkowo - na wyprzedaży. Książka była w stanie idealnym i miała dobrą cenę, więc wzięłam. I muszę przyznać, że była to całkiem przyjemna lektura.
Jeśli chodzi o samego autora, to specjalizuje się on w powieściach kryminalnych. W swoim dorobku ma już 21 pozycji, z czego 10 stanowią tytuły tworzące cykl o śledztwach prowadzonych przez Myrona Bolitara. Bez śladu to trzecia w kolejności książka z tej serii. Harlan Coben jest laureatem prestiżowej nagrody im. Edgara Allena Poe, przyznawanej m.in. w kategorii literatury kryminalnej, a na dodatek, oprócz niej, otrzymał jeszcze dwie inne, co uczyniło go jedynym, tak docenionym w swojej dziedzinie, pisarzem współczesnym.
Akcja Bez śladu rozgrywa się we współczesnych Stanach Zjednoczonych. Myron Bolitar jakiś czas temu musiał zrezygnować z koszykówki z powodu kontuzji kolana. Jednak teraz, zupełnie niespodziewanie, właściciel znanej drużyny powołuje go do składu na miejsce jego największego rywala, który zniknął w nieznanych okolicznościach. Okazuje się, że Myron, mający doświadczenie z FBI, ma odszukać zaginionego. W trakcie swojej misji, bohater przenika do świata gwiazd koszykówki, odkrywa wiele mrocznych tajemnic i natrafia na paskudne morderstwo...
Przyznam się bez bicia, że po książkę sięgałam bez przekonania. Lubię kryminały, ale do nowych autorów muszę się najpierw przekonać, co przychodzi mi niełatwo. Ale już przy pierwszych stronach, zanotowałam ogromy plus dla Cobena - potrafił mnie zainteresować i wciągnąć. Mimo, że początkowe wydarzenia mogą się zdawać nudne, to jednak tworzą swoistą otoczkę dla całej akcji powieści, wprowadzają czytelnika. Trzeba też przyznać, że historia nie jest rozwleczona - zdarzenia następują po sobie dynamicznie, bohaterowie co chwilę dokonują jakiegoś odkrycia. Dobre tempo akcji to clue cenionego kryminału!
Tym, co rzuciło mi się w oczy w trakcie czytania, jest specyficzny język, jakim posługuje się autor. Dużo mowy potocznej i znaczna przewaga dialogów nad opisami dają wrażenie, że książka jest typowo "męska". Na szczęście obyło się bez wulgaryzmów, ale bez trudu można się domyśleć, że całą historię wykreował mężczyzna. Osobiście, wcale nie odebrałam tego negatywnie - ot, miła odmiana po typowo kobiecej literaturze, która ostatnio mnie pochłonęła. :)
Trzecim argumentem za Cobenem jest dla mnie postać głównego bohatera w Bez śladu. Myron zaintrygował mnie. Tak bardzo różni się od "zawodowych" detektywów, z jakimi dane mi było się spotkać. I trzeba przyznać, że wcale nie wypada przy nich źle. Jak na, powiedzmy, amatora, jest całkiem bystry, a na dodatek otacza się odpowiednimi i charakterystycznymi osobami, które spieszą mu z pomocą. Przy tym, ma też własne rozterki, co nadaje mu wizerunek człowieka z krwi i kości, a nie tylko maszyny do rozwiązywania zagadek kryminalnych.
Podsumowując, moje pierwsze spotkanie z amerykańskim autorem uważam za udane. Lektura Bez śladu była zdecydowanie miłą odmianą, nie tylko od powieści obyczajowych, ale nawet od moich ulubionych kryminałów Christie. Na pewno sporą rolę odegrał fakt, iż cała akcja ma miejsce w czasach współczesnych - to było dla mnie swoistą nowością, jako, że do tej pory chwytałam raczej za tego typu powieści o zbrodniach z przeszłości. Sądzę, że jeszcze nie raz będę na wyprzedażach i w bibliotekach będę wypatrywać pozycji z dorobku Harlana Cobena, zwłaszcza tych, w których Myron Bolitar gra pierwsze skrzypce. ;)
Przyznam się bez bicia, że po książkę sięgałam bez przekonania. Lubię kryminały, ale do nowych autorów muszę się najpierw przekonać, co przychodzi mi niełatwo. Ale już przy pierwszych stronach, zanotowałam ogromy plus dla Cobena - potrafił mnie zainteresować i wciągnąć. Mimo, że początkowe wydarzenia mogą się zdawać nudne, to jednak tworzą swoistą otoczkę dla całej akcji powieści, wprowadzają czytelnika. Trzeba też przyznać, że historia nie jest rozwleczona - zdarzenia następują po sobie dynamicznie, bohaterowie co chwilę dokonują jakiegoś odkrycia. Dobre tempo akcji to clue cenionego kryminału!
Tym, co rzuciło mi się w oczy w trakcie czytania, jest specyficzny język, jakim posługuje się autor. Dużo mowy potocznej i znaczna przewaga dialogów nad opisami dają wrażenie, że książka jest typowo "męska". Na szczęście obyło się bez wulgaryzmów, ale bez trudu można się domyśleć, że całą historię wykreował mężczyzna. Osobiście, wcale nie odebrałam tego negatywnie - ot, miła odmiana po typowo kobiecej literaturze, która ostatnio mnie pochłonęła. :)
Trzecim argumentem za Cobenem jest dla mnie postać głównego bohatera w Bez śladu. Myron zaintrygował mnie. Tak bardzo różni się od "zawodowych" detektywów, z jakimi dane mi było się spotkać. I trzeba przyznać, że wcale nie wypada przy nich źle. Jak na, powiedzmy, amatora, jest całkiem bystry, a na dodatek otacza się odpowiednimi i charakterystycznymi osobami, które spieszą mu z pomocą. Przy tym, ma też własne rozterki, co nadaje mu wizerunek człowieka z krwi i kości, a nie tylko maszyny do rozwiązywania zagadek kryminalnych.
Podsumowując, moje pierwsze spotkanie z amerykańskim autorem uważam za udane. Lektura Bez śladu była zdecydowanie miłą odmianą, nie tylko od powieści obyczajowych, ale nawet od moich ulubionych kryminałów Christie. Na pewno sporą rolę odegrał fakt, iż cała akcja ma miejsce w czasach współczesnych - to było dla mnie swoistą nowością, jako, że do tej pory chwytałam raczej za tego typu powieści o zbrodniach z przeszłości. Sądzę, że jeszcze nie raz będę na wyprzedażach i w bibliotekach będę wypatrywać pozycji z dorobku Harlana Cobena, zwłaszcza tych, w których Myron Bolitar gra pierwsze skrzypce. ;)