Źródło |
I cóż... Znów nastaje smutny dzień, w którym jestem zmuszona wystawić Agacie Christie niezbyt pochlebną opinię. Powodem ku temu okazała się jedna z jej powieści tworzących serię o Tommy'm i Tuppence Berestfordach, czyli N czy M?
Akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej. Thomas i Tuppence są małżeństwem w średnim wieku, które w swoim życiu brało udział w wielu misjach szpiegowskich. Teraz, kiedy są już zbyt starzy, aby służyć swojemu krajowi, doskwiera im nuda. Jednak pewnego dnia Thomas dostaje pracę. Z początku sam, a potem wraz z żoną, musi zdemaskować niemieckiego szpiega, członka groźnej organizacji pod nazwą Piąta kolumna. Berestfordowie nie wiedzą jednak, kogo szukają - tajemniczego N czy M...
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że powieść szpiegowska w wykonaniu Christie będzie równie dobra, jak jej kryminały, a na dodatek, będzie stanowić miłą odmianę. W moim przypadku te założenia zupełnie się nie sprawdziły. Fabuła wydała mi się zwyczajnie nudna - mało dynamiczna, oparta raczej na domniemaniach bohaterów, niż rzeczywistych wydarzeniach. Owszem, nie mogę odmówić autorce jej słynnej przewrotności, bo zastosowała kilka klasycznych zmyłek, które nie pozwoliły mi odgadnąć zakończenia. Pod tym względem, powieść trzyma poziom. Muszę jednak przyznać, że brak namacalnego morderstwa i idea poszukiwania zakamuflowanego szpiega nie przypadły mi do gustu.
Co więcej, nie polubiłam się także z małżeństwem Berestfordów, które w powieści odgrywa główne role. To moje pierwsze spotkanie z tymi postaciami i może stąd moje rozczarowanie - powinnam zacząć znajomość od pierwszej powieści, w której występują Tommy i Tuppence, a nie wskakiwać w sam środek ich fikcyjnej egzystencji. Niemniej jednak, brakowało mi u nich wyrazistości i przebiegłości Herkulesa Poirota lub panny Marple.
Nie mogę nie wspomnieć o kwestii technicznej, która w tym przypadku znacząco wpłynęła na mój odbiór historii. Powieść była czytana w wyjątkowo nieudolny sposób. Lektorką była pani o niesamowicie skrzekliwym, nieprzyjemnym głosie (nie jestem w stanie przypomnieć sobie jej nazwiska, może to i lepiej), interpretująca dialogi w dziwny sposób i robiąca przerwy nie tam, gdzie być powinny. Na dodatek, na nagraniu słychać było szelest przewracanych kartek, co według mnie jest niedopuszczalne.
Podsumowując, N czy M? nie było zbyt przyjemną lekturą. Być może odebrałabym tą historię lepiej, gdybym skusiła się na przeczytanie tradycyjnej książki, a nie na audiobooka. Jednak sama powieść też niezbyt przypadła mi do gustu ze względu na niezbyt interesującą fabułę, której nie uratował nawet akcent historyczny. Jako wielka fanka Christie, nie przekreślam jej, ale zaczynam dostrzegać, że nawet Królowej Kryminału zdarzały się słabsze książki.
Akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii w czasie II wojny światowej. Thomas i Tuppence są małżeństwem w średnim wieku, które w swoim życiu brało udział w wielu misjach szpiegowskich. Teraz, kiedy są już zbyt starzy, aby służyć swojemu krajowi, doskwiera im nuda. Jednak pewnego dnia Thomas dostaje pracę. Z początku sam, a potem wraz z żoną, musi zdemaskować niemieckiego szpiega, członka groźnej organizacji pod nazwą Piąta kolumna. Berestfordowie nie wiedzą jednak, kogo szukają - tajemniczego N czy M...
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że powieść szpiegowska w wykonaniu Christie będzie równie dobra, jak jej kryminały, a na dodatek, będzie stanowić miłą odmianę. W moim przypadku te założenia zupełnie się nie sprawdziły. Fabuła wydała mi się zwyczajnie nudna - mało dynamiczna, oparta raczej na domniemaniach bohaterów, niż rzeczywistych wydarzeniach. Owszem, nie mogę odmówić autorce jej słynnej przewrotności, bo zastosowała kilka klasycznych zmyłek, które nie pozwoliły mi odgadnąć zakończenia. Pod tym względem, powieść trzyma poziom. Muszę jednak przyznać, że brak namacalnego morderstwa i idea poszukiwania zakamuflowanego szpiega nie przypadły mi do gustu.
Co więcej, nie polubiłam się także z małżeństwem Berestfordów, które w powieści odgrywa główne role. To moje pierwsze spotkanie z tymi postaciami i może stąd moje rozczarowanie - powinnam zacząć znajomość od pierwszej powieści, w której występują Tommy i Tuppence, a nie wskakiwać w sam środek ich fikcyjnej egzystencji. Niemniej jednak, brakowało mi u nich wyrazistości i przebiegłości Herkulesa Poirota lub panny Marple.
Nie mogę nie wspomnieć o kwestii technicznej, która w tym przypadku znacząco wpłynęła na mój odbiór historii. Powieść była czytana w wyjątkowo nieudolny sposób. Lektorką była pani o niesamowicie skrzekliwym, nieprzyjemnym głosie (nie jestem w stanie przypomnieć sobie jej nazwiska, może to i lepiej), interpretująca dialogi w dziwny sposób i robiąca przerwy nie tam, gdzie być powinny. Na dodatek, na nagraniu słychać było szelest przewracanych kartek, co według mnie jest niedopuszczalne.
Podsumowując, N czy M? nie było zbyt przyjemną lekturą. Być może odebrałabym tą historię lepiej, gdybym skusiła się na przeczytanie tradycyjnej książki, a nie na audiobooka. Jednak sama powieść też niezbyt przypadła mi do gustu ze względu na niezbyt interesującą fabułę, której nie uratował nawet akcent historyczny. Jako wielka fanka Christie, nie przekreślam jej, ale zaczynam dostrzegać, że nawet Królowej Kryminału zdarzały się słabsze książki.