Mercy to trzecia powieść w dorobku amerykańskiej pisarki, Jodi Picoult. Po raz pierwszy ukazała się w 1996 roku i jak to zwykle bywa z książkami tej autorki, momentalnie została uznana za bestseller. Polecali ją recenzenci z najważniejszych amerykańskich gazet, łącznie z kultowym New York Times'em.
Tym razem Picoult opowiada nam historię kilku członków klanu MacDonaldów, którzy zamieszkują miasteczko Wheelock w stanie Massachusetts. Cameron jest lokalnym szeryfem. Pewnego dnia, pod jego komendą pojawia się jego kuzyn, Jamie, wraz ze zwłokami swojej żony. Mężczyzna twierdzi, że to on ją zabił. Cam i społeczność miasteczka muszą więc uporać się z niecodzienną i nad wyraz delikatną zbrodnią. Na dodatek, szeryf powinien również zadbać o swoje życie małżeńskie, gdyż zbierają się nad nim ciemne chmury.
Ku mojemu własnemu zaskoczeniu, Mercy nie spodobało mi się aż tak, jak inne książki Picoult. Ci, którzy śledzą mojego bloga, doskonale wiedzą, że jestem ogromną fanką twórczości Amerykanki i zazwyczaj rozpływam się w zachwytach nad jej powieściami. Tym razem jest jednak inaczej. Po części, winna jest fabuła. Składa się ona z dwóch głównych wątków: prawniczo-kryminalno-etycznego, w którym prowadzone jest dochodzenie, a potem proces sądowy w sprawie zabójstwa Maggie MacDonald oraz obyczajowo-miłosnego, poświęconego małżeństwu Camerona z Allie. Czytając miałam wrażenie, że autorce nie udało się odpowiednio ich zbalansować. Na początku aspekt kryminalny jest zepchnięty na margines i, co tu dużo mówić, zwyczajnie nudny. Za to, bezustannie towarzyszymy poczynaniom Cama. Pod koniec książki, sytuacja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni - wątek miłosny zostaje praktycznie pominięty, zakończony w niezbyt satysfakcjonujący sposób, a cała uwaga czytelnika zostaje skupiona na postępowaniu sądowym w sprawie morderstwa. Być może ten zabieg był celowy, ale nie przypadł mi do gustu - sprawiał, że lektura momentami stawała się jednowymiarowa, monotonna i nie wciągała tak, jak powinna. Sam moralny problem, który Picoult rozważa w tej książce, jest intrygujący, ale sposób jego przedstawienia sprawia, że czytelnik może czuć niedosyt i rozczarowanie.
Niestety, nie polubiłam bohaterów. Przede wszystkim, Cama. Irytowało mnie jego zachowanie, nie zgadzałam się z podejmowanymi przez niego decyzjami i w realnym życiu, na pewno nie darzyłabym go takim szacunkiem, jaki mieli wobec niego mieszkańcy Wheelock. Jego poczynania były zupełnie sprzeczne z moimi poglądami. W tym miejscu muszę jednak oddać Picoult, że poprzez tą postać przynajmniej potrafiła we mnie wzbudzić dosyć gwałtowne emocje i za to plus. Ale niestety, reszta występujących w opowieści osób wydała mi się nijaka. Z tego powodu nikogo specjalnie nie polubiłam, nie przywiązałam się i w związku z tym, czytałam raczej, żeby poznać zakończenie historii, niż żeby towarzyszyć konkretnemu bohaterowi.
Jak zawsze w przypadku książek po angielsku, nie mogę nie wspomnieć o wielkim zawodzie, jaki za każdym razem sprawia mi tłumaczenie tytułu. Mercy, czyli tytuł angielski, idealnie oddaje problem, jaki porusza książka. Natomiast polskie tłumaczenie Deszczowa noc nijak nie wiąże się z treścią, jest zupełnie oderwane od tematyki. Jeżeli chodzi o sam język, którym napisano historię, to jest on prosty, potoczny i plastyczny, przyjemny do czytania.
Ze smutkiem muszę przyznać, że Mercy to jedna z gorszych książek autorstwa Jodi Picoult, które miałam okazję czytać. Nie chciałabym jej nie polecić - być może ktoś inny wciągnie się w fabułę, bardziej zainteresuje go problem mercy killing, czyli swego rodzaju eutanazji. Nie można jednak nie zauważyć, że pisarka trochę "odpłynęła" od tego tematu, który sam w sobie miał duży potencjał i mógł być podstawą dla porywającej powieści.
I na koniec jeszcze trochę ogłoszeń parafialnych - jutro wybywam na mój długo wyczekiwany wyjazd wakacyjny do Chorwacji. W związku z urlopem od internetu ;) , raczej nie przewiduję publikowania recenzji w przeciagu najbliższych dwóch tygodni. Za to we wrześniu będziecie mogli poczytać o czterech książkach, które w tej chwili pokazuję Wam w kategorii "Teraz czytam". Jeśli dobrze pójdzie, to może uda mi się również skończyć audiobooki i o nich również napisać parę słów.
Tak więc, życzę Wam miłej końcówki sierpnia i do zobaczenia! :)
Tym razem Picoult opowiada nam historię kilku członków klanu MacDonaldów, którzy zamieszkują miasteczko Wheelock w stanie Massachusetts. Cameron jest lokalnym szeryfem. Pewnego dnia, pod jego komendą pojawia się jego kuzyn, Jamie, wraz ze zwłokami swojej żony. Mężczyzna twierdzi, że to on ją zabił. Cam i społeczność miasteczka muszą więc uporać się z niecodzienną i nad wyraz delikatną zbrodnią. Na dodatek, szeryf powinien również zadbać o swoje życie małżeńskie, gdyż zbierają się nad nim ciemne chmury.
Ku mojemu własnemu zaskoczeniu, Mercy nie spodobało mi się aż tak, jak inne książki Picoult. Ci, którzy śledzą mojego bloga, doskonale wiedzą, że jestem ogromną fanką twórczości Amerykanki i zazwyczaj rozpływam się w zachwytach nad jej powieściami. Tym razem jest jednak inaczej. Po części, winna jest fabuła. Składa się ona z dwóch głównych wątków: prawniczo-kryminalno-etycznego, w którym prowadzone jest dochodzenie, a potem proces sądowy w sprawie zabójstwa Maggie MacDonald oraz obyczajowo-miłosnego, poświęconego małżeństwu Camerona z Allie. Czytając miałam wrażenie, że autorce nie udało się odpowiednio ich zbalansować. Na początku aspekt kryminalny jest zepchnięty na margines i, co tu dużo mówić, zwyczajnie nudny. Za to, bezustannie towarzyszymy poczynaniom Cama. Pod koniec książki, sytuacja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni - wątek miłosny zostaje praktycznie pominięty, zakończony w niezbyt satysfakcjonujący sposób, a cała uwaga czytelnika zostaje skupiona na postępowaniu sądowym w sprawie morderstwa. Być może ten zabieg był celowy, ale nie przypadł mi do gustu - sprawiał, że lektura momentami stawała się jednowymiarowa, monotonna i nie wciągała tak, jak powinna. Sam moralny problem, który Picoult rozważa w tej książce, jest intrygujący, ale sposób jego przedstawienia sprawia, że czytelnik może czuć niedosyt i rozczarowanie.
Niestety, nie polubiłam bohaterów. Przede wszystkim, Cama. Irytowało mnie jego zachowanie, nie zgadzałam się z podejmowanymi przez niego decyzjami i w realnym życiu, na pewno nie darzyłabym go takim szacunkiem, jaki mieli wobec niego mieszkańcy Wheelock. Jego poczynania były zupełnie sprzeczne z moimi poglądami. W tym miejscu muszę jednak oddać Picoult, że poprzez tą postać przynajmniej potrafiła we mnie wzbudzić dosyć gwałtowne emocje i za to plus. Ale niestety, reszta występujących w opowieści osób wydała mi się nijaka. Z tego powodu nikogo specjalnie nie polubiłam, nie przywiązałam się i w związku z tym, czytałam raczej, żeby poznać zakończenie historii, niż żeby towarzyszyć konkretnemu bohaterowi.
Jak zawsze w przypadku książek po angielsku, nie mogę nie wspomnieć o wielkim zawodzie, jaki za każdym razem sprawia mi tłumaczenie tytułu. Mercy, czyli tytuł angielski, idealnie oddaje problem, jaki porusza książka. Natomiast polskie tłumaczenie Deszczowa noc nijak nie wiąże się z treścią, jest zupełnie oderwane od tematyki. Jeżeli chodzi o sam język, którym napisano historię, to jest on prosty, potoczny i plastyczny, przyjemny do czytania.
Ze smutkiem muszę przyznać, że Mercy to jedna z gorszych książek autorstwa Jodi Picoult, które miałam okazję czytać. Nie chciałabym jej nie polecić - być może ktoś inny wciągnie się w fabułę, bardziej zainteresuje go problem mercy killing, czyli swego rodzaju eutanazji. Nie można jednak nie zauważyć, że pisarka trochę "odpłynęła" od tego tematu, który sam w sobie miał duży potencjał i mógł być podstawą dla porywającej powieści.
I na koniec jeszcze trochę ogłoszeń parafialnych - jutro wybywam na mój długo wyczekiwany wyjazd wakacyjny do Chorwacji. W związku z urlopem od internetu ;) , raczej nie przewiduję publikowania recenzji w przeciagu najbliższych dwóch tygodni. Za to we wrześniu będziecie mogli poczytać o czterech książkach, które w tej chwili pokazuję Wam w kategorii "Teraz czytam". Jeśli dobrze pójdzie, to może uda mi się również skończyć audiobooki i o nich również napisać parę słów.
Tak więc, życzę Wam miłej końcówki sierpnia i do zobaczenia! :)