7 marca 2013

V.C. Andrews - Płatki na wietrze

Tak szybko, jak połknęłam pierwszą część cyklu o Dollangrangerach, tak samo szybko uporałam się z kontynuacją. Nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób autorka, Virginia C. Andrews, pociągnie ewidentnie ucięty wątek losów trójki rodzeństwa. Płatki na wietrze ukazały się rok po publikacji poprzedniego tomu, historia była więc nadal świeża i wciąż wzbudzała zainteresowanie.

Jej fabuła rozpoczyna się dokładnie w tym miejscu, w którym urwała się w Kwiatach na poddaszu. Chris, Cathy i Carrie uciekają jak najdalej od okrutnej matki. Planują dotrzeć do Kalifornii. Jednak pogarszający się stan zdrowia najmłodszej siostry krzyżuje im plany. Zrządzeniem losu dzieci znajdują schronienie w domu doktora Paula Shaffielda, który ofiarowuje im nie tylko swoje bogactwo, ale także rodzicielską miłość. Czy to jednak wystarczy, aby Dollangrangerowie zapomnieli o koszmarze dzieciństwa?

Płatki na wietrze niestety potwierdzają regułę mówiącą, że tom drugi serii zazwyczaj jest gorszy od tomu pierwszego. Wielka szkoda, bo historia miała potencjał, a wygląda to tak, jakby autorka nie mogła się opędzić od idei wszechobecnego romansu, im bardziej nieprawdopodobnego, tym lepszego. Fabuła dużo przez to traci. Aspekt psychologiczny, za który tak chwaliłam Kwiaty na poddaszu, tutaj został zmarginalizowany, a jeśli już się pojawia, to tylko w kontekście zemsty. Z jednej strony, przedstawione konsekwencje wydarzeń z pierwszej części mogą wydawać się wiarygodne, ale z drugiej strony - wydaje mi się, że autorka potraktowała ten wątek powierzchownie. Irytowała mnie też postać Cathy. Główna bohaterka przeszła niesamowitą przemianę - z mądrej, dojrzałej dziewczyny, zamieniła się w niezdecydowaną, zagubioną we własnych uczuciach nastolatkę, która nie raz postępuje naiwnie i głupio. Można by się pokusić o stwierdzenie, że Andrews w ten sposób chciała uwiarygodnić zmiany psychiczne, które zaszły w dzieciach. Mnie to jednak irytowało, zwłaszcza, że to właśnie Cathy jest narratorką i praktycznie przez całą opowieść przewijają się jej przemyślenia i rozterki, utwierdzające nas w przekonaniu, że ta postać ma mało wspólnego z Cathy Dollangranger jeszcze niedawno żyjącą w mroku poddasza.

Nie można jednak odmówić historii dynamizmu oraz zaskakujących zwrotów akcji. Czytelnicy, którzy polubili bohaterów podczas lektury pierwszego tomu, na pewno będą śledzić ich dalsze poczynania z zapartym tchem. Ja, kiedy już przymknęłam oko na drobne mankamenty, nie mogłam oderwać się od czytania. Historia rozwija się ciekawie, dosyć zaskakująco, a jej punkt kulminacyjny wzbudza prawdziwe emocje. Język powieści również jest przyjazny czytelnikowi - autorka postawiła na dialogi i plastyczne opisy relacji między postaciami, które nie spowalniają biegu opowieści.

Płatki na wietrze nie są idealną kontynuacją serii o Dollangrangerach. Spodziewałam się czegoś bardziej realistycznego, rozsądnego i kładącego nacisk na psychiczne dojrzewanie bohaterów. Co dostałam? Powieść romansowo-obyczajowo-sensacyjną, do której trzeba podejść z pobłażliwością. Niemniej jednak, świetnie bawiłam się przy lekturze. Wciągnęła mnie od pierwszej strony i z powrotem zabrała do skomplikowanego świata Cathy, Chrisa i Carrie. Po skończeniu lektury od razu chwyciłam za tom trzeci - może więc coś jest w tej serii. Coś, dzięki czemu każdy z łatwością przymknie oko na niedociągnięcia i będzie się cieszył lekką, przyjemną lekturą.