Suzanne Collins to amerykańska pisarka, która w literackim świecie debiutowała w 2003 roku. Jej pierwsze książki pochodziły z serii o Gregorze i podziemnym świecie. Jednak, dopiero w 2008 roku, kiedy to ukazała się pierwsza część serii Igrzyska Śmierci, autorka zdobyła światową sławę. Trylogia bardzo szybko podbiła serca czytelników, więc Collins zdecydowała się napisać scenariusz do adaptacji filmowej, którą będziemy mogli zobaczyć w kinach już w przyszły weekend.
Fabuła powieści rozgrywa się w futurystycznym państwie Panem, które powstało w dawnej Ameryce Północnej, składa się z dwunastu Dystryktów i jest rządzone przez Kapitol. Katniss i jej młodsza siostra, Prim przygotowują się do corocznej uroczystości z okazji dożynek. W jej trakcie, podczas publicznego losowania, wybierani są trybuci - po jednej dziewczynie i chłopaku z każdego dystryktu. Trybuci zostają zmuszeni do udziału w Igrzyskach Śmierci, swoistej grze, walce o przetrwanie, którą wygrać może tylko jeden, najsprytniejszy, najsilniejszy uczestnik. Kiedy z puli zostaje wylosowana karteczka z imieniem Prim, Katniss podejmuje decyzję, która zmieni całe jej przyszłe życie...
Igrzyska Śmierci to zdecydowanie przyjemna, ale też intrygująca powieść. Jej największym atutem jest sensacyjna, bardzo dynamiczna fabuła, opowiadająca o zmaganiach Katniss z rzeczywistością, na którą się zdecydowała. Pełna niesamowitych wydarzeń, obfitująca w nagłe, zaskakujące zwroty akcji, od razu wciąga czytelnika i trzyma go w napięciu aż do ostatnich stron. Ponadto, urzekł mnie plastyczny, pełen kolorów i dźwięków język, jakim napisana jest książka. W fabule dużą rolę odgrywa arena, na której odbywają się igrzyska, czyli ujmując to inaczej - tło wydarzeń. Gdyby nie była tak perfekcyjnie dopracowana, opowieść straciłaby co najmniej połowę swojej magii. Nie miałam jednak żadnego problemu z wyobrażeniem sobie zróżnicowanego pod względem przyrodniczym terenu, czy nieznanych nam stworzeń, które pojawiają się w literackiej rzeczywistości Collins.
Po lekturze odniosłam wrażenie, że przedstawiona historia to swego rodzaju karykatura powieści przygodowych. Dlaczego karykatura? Ano dlatego, że w powieściach przygodowych trudności, jakie spotykają bohaterów, bywają niebezpieczne, niełatwe do pokonania, ale też czasem śmieszne i w ostatecznym rozrachunku, prowadzące do pozytywnego zakończenia. W przypadku prozy Collins jest nieco inaczej - brak tutaj jakiegokolwiek optymizmu. Bohaterowie walczą ze sobą na śmierć i życie, nie powstrzymując się przed brutalnością, nie ma mowy o chwili wytchnienia, czy radości... Nie możemy pozbyć się wrażenia, że autorka w metaforyczny sposób chce nam uzmysłowić, do czego zdolny jest człowiek walczący o swoje przetrwanie. W dodatku, codzienność, z jaką zmagali się bohaterowie przed igrzyskami, wydaje się być beznadziejna. Uświadamiamy sobie więc, że poświęcenie tych młodych ludzi tak naprawdę niczego nie zmieni... Wszystkie te elementy tworzą niesamowity efekt - książkę czyta się przyjemnie i z zapartym tchem, ale ciężko jest pozbyć się towarzyszącej nam ponurej świadomości, którą współdzielimy z bohaterami. Świadomości, że nic nie jest takie, jak powinno być, a oni są tylko pionkami w grze.
Mimo tego, że książka wzbudza pozytywne odczucia, autorce nie udało się uniknąć kilku niedociągnięć. Przede wszystkim, pomimo nieprzewidywalnej akcji, już na początku nietrudno się domyślić, jakiego zakończenia możemy się spodziewać. Może wymagam zbyt dużo, bo w końcu Igrzyska Śmierci mają kontynuację, ale uważam, że niektóre wątki można było poprowadzić i zakończyć inaczej. Po drugie, jestem bardzo zawiedziona wątkiem miłosnym, o ile w ogóle można go tak nazwać. Według mnie, autorka zrobiła to, co najgorsze. Nie chciała opisywać typowego romansu, więc stworzyła... takie nie-wiadomo-co. Bohaterowie, uwikłani w tą dziwną relację, są irytujący, a ich zachowanie zupełnie nie pasuje do ogólnej charakterystyki każdego z nich. Mam wrażenie, że lepiej by było, gdyby w tej książce w ogóle zrezygnowano z romansu. No i wreszcie ostatnia wada - Katniss, główna bohaterka. Mimo, że kibicowałam jej poczynaniom, nie poczułam do niej sympatii. Niby nie mogę nic zarzucić jej sposobowi patrzenia na świat i staraniom, aby zachować resztki człowieczeństwa, ale odniosłam wrażenie, że dziewczyna jest kompletnie pozbawiona pozytywnych emocji. Nie podobało mi się, jak traktowała Peetę, jak udawała w różnych sytuacjach, mówiąc wprost, sprawiała wrażenie wyrachowanej.
Czas na podsumowanie (bo trochę się rozpisałam ;) ). Książka bardzo mi się podobała, głównie ze względu na wartką akcję i zmuszające do myślenia przesłanie. Drobne minusy, o których wspomniałam, mogą być zupełnie subiektywnymi odczuciami i raczej nie wpływają na ogólne wrażenie po lekturze. Z niecierpliwością będę wypatrywać okazji, żeby zakupić kolejne części trylogii i z chęcią wybiorę się do kina na film. Tymczasem polecam książkę wszystkim, którzy lubią niebanalne powieści przygodowe.
Fabuła powieści rozgrywa się w futurystycznym państwie Panem, które powstało w dawnej Ameryce Północnej, składa się z dwunastu Dystryktów i jest rządzone przez Kapitol. Katniss i jej młodsza siostra, Prim przygotowują się do corocznej uroczystości z okazji dożynek. W jej trakcie, podczas publicznego losowania, wybierani są trybuci - po jednej dziewczynie i chłopaku z każdego dystryktu. Trybuci zostają zmuszeni do udziału w Igrzyskach Śmierci, swoistej grze, walce o przetrwanie, którą wygrać może tylko jeden, najsprytniejszy, najsilniejszy uczestnik. Kiedy z puli zostaje wylosowana karteczka z imieniem Prim, Katniss podejmuje decyzję, która zmieni całe jej przyszłe życie...
Igrzyska Śmierci to zdecydowanie przyjemna, ale też intrygująca powieść. Jej największym atutem jest sensacyjna, bardzo dynamiczna fabuła, opowiadająca o zmaganiach Katniss z rzeczywistością, na którą się zdecydowała. Pełna niesamowitych wydarzeń, obfitująca w nagłe, zaskakujące zwroty akcji, od razu wciąga czytelnika i trzyma go w napięciu aż do ostatnich stron. Ponadto, urzekł mnie plastyczny, pełen kolorów i dźwięków język, jakim napisana jest książka. W fabule dużą rolę odgrywa arena, na której odbywają się igrzyska, czyli ujmując to inaczej - tło wydarzeń. Gdyby nie była tak perfekcyjnie dopracowana, opowieść straciłaby co najmniej połowę swojej magii. Nie miałam jednak żadnego problemu z wyobrażeniem sobie zróżnicowanego pod względem przyrodniczym terenu, czy nieznanych nam stworzeń, które pojawiają się w literackiej rzeczywistości Collins.
Po lekturze odniosłam wrażenie, że przedstawiona historia to swego rodzaju karykatura powieści przygodowych. Dlaczego karykatura? Ano dlatego, że w powieściach przygodowych trudności, jakie spotykają bohaterów, bywają niebezpieczne, niełatwe do pokonania, ale też czasem śmieszne i w ostatecznym rozrachunku, prowadzące do pozytywnego zakończenia. W przypadku prozy Collins jest nieco inaczej - brak tutaj jakiegokolwiek optymizmu. Bohaterowie walczą ze sobą na śmierć i życie, nie powstrzymując się przed brutalnością, nie ma mowy o chwili wytchnienia, czy radości... Nie możemy pozbyć się wrażenia, że autorka w metaforyczny sposób chce nam uzmysłowić, do czego zdolny jest człowiek walczący o swoje przetrwanie. W dodatku, codzienność, z jaką zmagali się bohaterowie przed igrzyskami, wydaje się być beznadziejna. Uświadamiamy sobie więc, że poświęcenie tych młodych ludzi tak naprawdę niczego nie zmieni... Wszystkie te elementy tworzą niesamowity efekt - książkę czyta się przyjemnie i z zapartym tchem, ale ciężko jest pozbyć się towarzyszącej nam ponurej świadomości, którą współdzielimy z bohaterami. Świadomości, że nic nie jest takie, jak powinno być, a oni są tylko pionkami w grze.
Mimo tego, że książka wzbudza pozytywne odczucia, autorce nie udało się uniknąć kilku niedociągnięć. Przede wszystkim, pomimo nieprzewidywalnej akcji, już na początku nietrudno się domyślić, jakiego zakończenia możemy się spodziewać. Może wymagam zbyt dużo, bo w końcu Igrzyska Śmierci mają kontynuację, ale uważam, że niektóre wątki można było poprowadzić i zakończyć inaczej. Po drugie, jestem bardzo zawiedziona wątkiem miłosnym, o ile w ogóle można go tak nazwać. Według mnie, autorka zrobiła to, co najgorsze. Nie chciała opisywać typowego romansu, więc stworzyła... takie nie-wiadomo-co. Bohaterowie, uwikłani w tą dziwną relację, są irytujący, a ich zachowanie zupełnie nie pasuje do ogólnej charakterystyki każdego z nich. Mam wrażenie, że lepiej by było, gdyby w tej książce w ogóle zrezygnowano z romansu. No i wreszcie ostatnia wada - Katniss, główna bohaterka. Mimo, że kibicowałam jej poczynaniom, nie poczułam do niej sympatii. Niby nie mogę nic zarzucić jej sposobowi patrzenia na świat i staraniom, aby zachować resztki człowieczeństwa, ale odniosłam wrażenie, że dziewczyna jest kompletnie pozbawiona pozytywnych emocji. Nie podobało mi się, jak traktowała Peetę, jak udawała w różnych sytuacjach, mówiąc wprost, sprawiała wrażenie wyrachowanej.
Czas na podsumowanie (bo trochę się rozpisałam ;) ). Książka bardzo mi się podobała, głównie ze względu na wartką akcję i zmuszające do myślenia przesłanie. Drobne minusy, o których wspomniałam, mogą być zupełnie subiektywnymi odczuciami i raczej nie wpływają na ogólne wrażenie po lekturze. Z niecierpliwością będę wypatrywać okazji, żeby zakupić kolejne części trylogii i z chęcią wybiorę się do kina na film. Tymczasem polecam książkę wszystkim, którzy lubią niebanalne powieści przygodowe.