18 marca 2012

R. Ward - Numery. Przyszłość

No i dotarłam do końca serii Numery. Debiutancka, trzytomowa powieść brytyjskiej pisarki Rachel Ward podbiła nie tylko moje serce - od 2009 roku każda część zostaje obsypana nagrodami i zyskuje miano bestsellera. Aż trudno uwierzyć, że autorka wpadła na pomysł fabuły podczas porannego spaceru z psem, a inspiracją był dla niej serial Sześć stóp pod ziemią

Jak nietrudno się domyślić, fabuła Numerów. Przyszłości to kontynuacja wydarzeń z drugiego tomu. Jest rok 2029. Wielka Brytania wciąż nie pozbierała się po Chaosie - ludzie nie mają co jeść, gdzie się schronić, brakuje wszystkiego. Adam, Sara, jej córeczka Mia i dwaj młodsi bracia nadal żyją w strachu, ukrywając się przed ludźmi. Próbują radzić sobie w trudnych warunkach, stworzyć choć namiastkę rodziny. Nie mają jednak pojęcia, że ci, którzy ich ścigają, są na ich tropie, bardzo blisko...

Tak jak w przypadku dwóch poprzednich części, tak i teraz moja recenzja będzie raczej entuzjastyczna. Czytając trzeci tom serii, doceniłam minimalizm, jaki zastosowała autorka. Okazuje się, że w niezbyt długiej książce można zawrzeć wszystko to, co niezbędne do stworzenia świetnej powieści. Numery. Przyszłość składają się właściwie z jednego wątku fantastyczno-przygodowego. To prawda, że pojawiają się elementy romansu, które mają bardzo ważne znaczenie dla fabuły, ale odniosłam wrażenie, że są one raczej swego rodzaju bazą, na której zbudowano akcję. Zauważamy ich obecność i zdajemy sobie sprawę z ich wagi, ale tak naprawdę skupiamy się na punktach zwrotnych wątku i z zapartym tchem śledzimy kolejne wydarzenia, następujące po sobie bardzo dynamicznie. Książka, tak jak poprzednie części serii, okazała się dla mnie - miłośniczki opasłych tomów, skrywających wielowątkowe opowieści - miłą odmianą. Elementy fantastyczne są przez autorkę umiejętnie dawkowane. Nie przeobrażają historii w niewiarygodną, futurystyczną bajkę, lecz nadają jej oryginalności i świeżości, a na dodatek intrygują czytelnika. Ogromnym plusem jest też wieloosobowa narracja, która dodaje powieści dynamizmu i realizmu, sprawia, że łatwiej nam uwierzyć w to, co przytrafia się głównym bohaterom. Przyjemny, lekki, momentami kolokwialny język jest wisienką na torcie w tym literackim daniu.

Dosyć mała ilość bohaterów również działa na korzyść książki. Mimo, że po dwóch tomach czytelnik posiada już garść informacji dotyczących głównych postaci, to jednak sposób ich przedstawienia przywodzi na myśl szkic. Nie dowiadujemy się o nich niczego więcej ponad to, co niezbędne w fabule. Bohaterowie drugoplanowi mają najczęściej tylko imiona i przejawiają pozytywne lub negatywne nastawienie wobec Adama i Sary. Nic poza tym. Spodobał mi się ten zabieg, gdyż potęguje wrażenie wiecznego biegu, w którym znajdują się nasi, uciekający przecież, główni bohaterowie. Nie mogę się też przyczepić do zakończenia. Jest może odrobinę przewidywalne, ale zawiera też element zaskoczenia, potrafi wzruszyć i wydaje mi się, że dzięki temu usatysfakcjonuje czytelników.

Numery. Przyszłość dały mi dużo radości. To naprawdę porywająca, emocjonująca powieść, w którą czytelnik wciąga się momentalnie, od pierwszej strony. Podobało mi się w niej też to, że bohaterowie, mimo przeciwności losu, nie zapominają o tym, co najważniejsze. Wydało mi się to bardzo pozytywne. Optymistyczne. Szkoda mi tylko, że to już koniec czytelniczej przygody z serią Numery. Pozostaje mi czekać na kolejne publikacje Rachel Ward.