10 lipca 2011

Ch. Llorens - Władca Barcelony

Wakacje wakacjami, a ja wbrew pozorom, nie mam zbyt dużo czasu na czytanie. Jak pisałam poprzednio, zaczęłam pracę (choć w tej chwili mam małe zamieszanie i prawdopodobnie ją zmienię na inną) i przez to mój wolny czas, niestety, mocno się ograniczył. Ale - Władca Barcelony już od dawna kusił mnie z maminej półki, więc w końcu go porwałam. :)

O samym pisarzu wcześniej nie słyszałam, chociaż obiło mi się o uszy, że jego bestseller to książka stylem bardzo podobna do Katedry w Barcelonie. Ten argument sprawił, że z ciekawością spojrzałam na opasły, brązowy tom. Okazało się, że jego autor, Chufo Llorens, swoją działalność literacką rozpoczął już w 1986 roku. W Polsce stał się znany właśnie dzięki Władcy Barcelony, który ukazał się w 2009 r.

Akcja powieści rozgrywa się w X w., w Barcelonie. Poznajemy 19-letniego Martiego Barbany, który, dowiedziawszy się o pokaźnym spadku pozostawionym przez prawie nieznanego mu ojca, przybywa do miasta, aby zawalczyć o lepszy los. Pewnego dnia, na targu niewolników zauważa piękną dziewczynę, Laię, i daje się uwieść jednemu jej spojrzeniu. Wiedząc, że to córka wysoko postawionego urzędnika, postanawia zdobyć bogactwo i prestiż, żeby stać się godnym kandydatem do jej ręki. Podporządkowuje swoje działania temu jedynemu celowi. Cała historia toczy się równolegle z wydarzeniami na dworze barcelońskiego władcy - Ramona Berenguera, który postanawia porzucić swoją małżonkę i związać się z kobietą poślubioną przez innego hrabiego, wywołując tym samym publiczny skandal.

Książka, to kolejne dzieło, które uwiodło mnie historią i urokiem Barcelony. Ponownie mogę zaczytywać się w przeszłości tego jednego z najsłynniejszych miast świata, poznając jego początki, podziwiając magiczną atmosferę... i żałując, że jeszcze tam nie byłam. Władca Barcelony jest napisany językiem prostym i przystępnym. Łatwo się go czyta, niezwykle szybko i bez reszty można wciągnąć się w historię, która toczy się przez kilka lat. Rozpoczynając lekturę, czytelnik wpada w specyficzny, dwoisty świat. Z jednej strony porywa go wir dworskich intryg i tajemnic, z drugiej - może zobaczyć miasto okiem zwykłego mieszkańca; takie, jakie było na co dzień. Wydawałoby się, że to dwa odrębne wątki, ale nie. Losy możnych przeplatają się z losami obywateli, Żydów, przyjezdnych handlarzy z całego świata. Na naszych oczach powstaje siatka, w której każde wydarzenie jest jednocześnie powodem i skutkiem innego zdarzenia. To sprawia, że opowieść Llorensa jest dynamiczna, nie ma czasu na przestoje, czy dłużyzny. Każdy dzień, każda strona, przynosi bohaterom coś nowego i tym samym skutecznie przykuwa uwagę czytelnika.
Mocną stroną powieści zdecydowanie są jej postacie. Jest ich wiele, o różnych osobowościach, odgrywają przeróżne role. Mimo, że na początku czytelnik otrzymuje jasną informację o tym, kto jest dobry, a kto niekoniecznie, wraz z upływem czasu, sytuacja zmienia się diametralnie. Najłatwiej zaprzyjaźnić się z Martim - w końcu to jego życiu towarzyszymy najczęściej i to on, tak naprawdę, jest centralną osobą w opowieści. Od początku kibicowałam mu gorąco, aby udało mu się to, co sobie zaplanował. Moją sympatię obudził również ojciec Llobet, oddany przyjaciel młodzieńca, zmagający się z walką między czystością sumienia, moralnością i lojalnością wobec Martiego. Także rodzina Benvenistów, Żydów z dzielnicy Call, była mi bliska. Zwłaszcza Baruch i Ruth, najodważniejsi, o najpiękniejszych, czystych charakterach. Wbrew pozorom, na dworze hrabiowskim,  kojarzącym się zwykle w tego typu historiach z siedliskiem rozpusty i zepsucia, również znalazły się osoby, które można polubić. Zaintrygowała mnie zwłaszcza Almodis z Marchii - kobieta silna, zdeterminowana, o niezupełnie kryształowym charakterze, ale jednocześnie będąca uosobieniem piękna i oddania ukochanemu mężczyźnie. Mogłabym o tych wszystkich osobach pisać jeszcze długo i dużo, ale najlepiej ich sylwetki poznać w realiach opowieści; takie, jakimi stworzył je autor.
Zakończenie, które dla Władcy Barcelony wymyślił pisarz, usatysfakcjonowało mnie. Mimo, że już w połowie powieści domyśliłam się, w jaki sposób zamkną się niektóre wątki. Historia to zrównoważona mieszanka radości i sukcesów ze smutkiem, intryg i tajemnic z dobrem i uczciwością. Mieszanka, która nadzwyczaj się udała.

Z ogromnym przekonaniem mogę Władcę Barcelony polecić. Nie trzeba się obawiać, że to kopia Katedry w Barcelonie - choć obie historie dzieją się w tym samym mieście, w każdej z nich znajdziemy nieco inną sytuację i nieco inny sposób jej przedstawienia. Myślę, że wielbicielom literatury hiszpańskiej i iberyjskiej ta książka przypadnie do gustu. Ja sama z niecierpliwością będę się rozglądać za Uciekinierką z San Benito  - drugą, przetłumaczoną na polski, pozycją z dorobku Chufo Llorensa.

Ta recenzja została nagrodzona w 20. edycji konkursu na recenzję tygodnia, organizowanego przez portal nakanapie.pl oraz księgarnię internetową Kumiko. Bardzo dziękuję! :)