8 listopada 2014

K. Bielecki - Rezydencja

Źródło
Tytuł: Rezydencja
Autor: Krzysztof Bielecki
Wydawnictwo: Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości
Rok wydania: 2014

Mieszkanie głównego bohatera skrywa sekret, którym ten nie chce (albo po prostu nie może?) podzielić się z innymi.
Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy w jego życiu pojawia się pewna postać z przeszłości, która może być, jak również może nie być tym, za kogo się podaje - i nie wiadomo, która myśl jest bardziej niepokojąca.
Witaj w świecie artystów performatywnych, pokręconych relacji międzyludzkich, sekretnych grup i związków łamiących konwencje.
Ta historia jest jak mała układanka, której każdy element w odpowiednim momencie wyląduje na swoim miejscu.
Cokolwiek wydarzy się w tej książce, jednego możesz być pewien: podczas jej pisania - wbrew pozorom - nie wykorzystano żadnych substancji psychoaktywnych. Nie zmienia to faktu, że na koniec i tak spojrzały z uznaniem. (Źródło)

Do tej pory za każdym razem chwaliłam Krzysztofa Bieleckiego za nowatorskie podejście do pisarstwa. Cóż, tym razem niestety nie pochwalę. A wręcz przeciwnie - wprost przyznam, że jestem rozczarowana Rezydencją. Brakuje tu wszystkiego, co podobało mi się wcześniej. Przede wszystkim - dynamicznej i wciągającej fabuły. Mam wrażenie, że tym razem autor trochę przekombinował. Wątki, które postanowił połączyć, niezbyt się kleją. Owszem, historia układa się w logiczną całość i przyznam, że na końcu byłam nawet trochę zaskoczona obrotem spraw, ale podczas lektury towarzyszyło mi wrażenie kompletnie nieprzemyślanej przypadkowości. Na dodatek mało tu akcji, a dużo gadania.

Autor potraktował też swoją książkę minimalistycznie. Zarówno wydarzenia, jak i bohaterowie, naszkicował bardzo pobieżnie. Po skończeniu lektury odniosłam wrażenie, że o głównym bohaterze-narratorze nie wiem nic, o reszcie postaci trochę więcej, ale niekoniecznie dużo, a samej historii nie potrafiłabym streścić. Nie jestem fanką rozlazłego, zbyt kwiecistego stylu pisania, ale taka oszczędność w słowach też nie wychodzi książce na dobre - w końcu w literaturze szukamy jakiegoś piękna, jakiejś przyjemności z lektury. Bielecki zawsze stawiał na prosty język, ale tym razem przesadził - Rezydencję przeczytałam i bardzo szybko o niej zapomniałam.

Może się czepiam, ale dla mnie książka, która nie wzbudza we mnie żadnych emocji, ani pozytywnych, ani negatywnych, jest kiepska. A tak właśnie odebrałam tą krótką opowieść. Szkoda, bo jak dotąd autor zwykle trafiał w moje gusta, serwując w swoich utworach prawdziwą ucztę dla logiki i zmuszając czytelnika do aktywnej lektury. Mam nadzieję, że słabiutka Rezydencja to tylko małe potknięcie Bieleckiego, a nie początek równi pochyłej.