13 maja 2011

C. Ahern - P.S. Kocham cię

Nareszcie wracam, po dłuższej, niż zwykle, przerwie. Niestety, obowiązki na uczelni skutecznie przeszkodziły mi w szybkim pochłonięciu kolejnej książki. A na dodatek, Blogger się zbuntował i nie chce współpracować. No, ale dziś nie mam już nic do roboty i chętnie podzielę się wrażeniami odnośnie polecanej przez wszystkich książki PS. Kocham cię.

O tej pozycji słyszałam za sprawą dosyć popularnego filmu. Nie skusiłam się, aby poznać historię na ekranie i, szczerze mówiąc, nie ciągnęło mnie też do książki. Jednak ostatnio, buszując między bibliotecznymi półkami, natknęłam się na nią i postanowiłam dać jej szansę. Czy słusznie - uczucia mam mieszane.

Nieczęsto zdarza mi się wczytywać w pokrótce opisane biografie autorów. Tym razem, z ciekawością zerknęłam na tylną okładkę, aby poznać sylwetkę Cecylii Ahern, której wcześniej nie znałam. Uderzyło mnie przede wszystkim to, że autorka ma zaledwie... 22 lata! Zważywszy na to, o czym pisze, spodziewałam się kobiety co najmniej 40-letniej, doświadczonej przez życie. Okazuje się, że dobre książki pisze nie tylko życie, że ważna jest także wyobraźnia.

PS Kocham cię to historia miłości silniejszej niż śmierć. Holly, młoda wdowa, nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanego męża. Życie zdaje się nie mieć dla niej sensu, a każde wspomnienie powoduje wybuch rozpaczy. Mimo wsparcia ze strony rodziny i przyjaciół, kobieta - młoda, ładna i pragnąca szczęścia - nie umie pozbierać się i podjąć decyzji dotyczących przyszłości. Wszystko zmienia się, kiedy Holly dostaje list od zmarłego męża...

Generalnie, książka okazała się lekką i przyjemną lekturą. W tej kwestii zostałam miło zaskoczona - kiedy dowiedziałam się, że tematem jest rozpacz po śmierci bliskiej osoby, spodziewałam się łzawego i dołującego wywodu o tym, jak to jest źle i niedobrze. A jednak, autorce udało się opowiedzieć o tej trudnej kwestii w sposób przyswajalny, z dużą dozą humoru i optymizmu. Szybko wciągnęłam się w akcję, która, choć niezbyt dynamiczna, pełna jest wydarzeń znaczących w życiu głównej bohaterki. Jeśli chodzi o samą Holly, czytelnik może szybko się z nią zaprzyjaźnić. Choć na początku jesteśmy pełni współczucia dla cierpiącej wdowy, to z czasem z całego serca dopingujemy ją, aby zmieniła dotychczasowe życie na lepsze. Co więcej, patrząc jej oczami na codzienne sytuacje, uczymy się dostrzegać pozytywy. Dla wielu z nas są one czymś oczywistym, a dzięki Holly i jej walce o powrót do szczęśliwej egzystencji, na nowo odkrywamy magię tkwiącą w rzeczach zwyczajnych. Wszystko to sprawia, że książka okazuje się być pełną ciepła i pozytywnych uczuć historią o tym, jak poradzić sobie z tęsknotą za najukochańszą osobą.
Drugim zaskoczeniem było dla mnie niejako określenie książki mianem "romansu". Owszem, miłość jest motywem przewodnim, na którym opiera się cała historia. Czytamy o sile uczucia, jakie łączyło główną bohaterkę z mężem i przez pryzmat tego patrzymy na całą opowieść. Jednak mam wrażenie, że większość z nas będzie się spodziewać czegoś innego. Nie chciałabym zbytnio wdawać się w szczegóły, żeby nie zdradzić najciekawszego. ;)
Trzecim i ostatnim zaskoczeniem okazało się samo zakończenie powieści. Autorka pozostawiła sobie furtkę do kolejnych części, ale tak naprawdę... urwała wątek w połowie. Owszem, najważniejsze problemy autorki w pewien (ale nie powiem, czy zły, czy dobry) sposób zostają rozwiązane, ale cała historia sprawia wrażenie niezamkniętej.

Ogólnie, nie żałuję, że poznałam tą pozycję. Zdecydowanie poleciłabym ją każdemu, kto przeżywa smutny okres. PS Kocham cię to nie tylko idealna "instrukcja", jak naprawić to, co uważamy za złe. To także piękne przesłanie, mówiące, że warto wierzyć w prawdziwą miłość i oddawać się jej.