Różne niespodziewane przypadki powstrzymywały mnie ostatnio od czytania, ale w końcu udało mi się spędzić kilka przyjemnych chwil na lekturze. Tym razem relaksowałam się przy kolejnej powieści Jodi Picoult. Salem Falls została wydana w 2001 roku i jest ostatnią starszą książką tej autorki, którą przyszło mi czytać. Poza nią, zostały mi tylko trzy najnowsze pozycje z dorobku Amerykanki - Pół życia, Z innej bajki i nieprzetłumaczony jeszcze The Storyteller.
Tym razem Picoult opowiada nam historię intrygi, która zawładnęła miasteczkiem Salem Falls. Jego mieszkańcy nie mogą pogodzić się z faktem, że Jack, który dopiero co opuścił więzienie po odbyciu wyroku za gwałt na nieletniej, wybrał sobie akurat to miejsce na odbudowanie swojego życia. Mężczyzna stara się jednak nie wchodzić nikomu w drogę i mimo powszechnej nienawiści, zapracować na swoją pozycję w społeczeństwie. Jednak pewnej nocy, Jack zostaje oskarżony o zgwałcenie jednej z miejscowych nastolatek - Gillian. Koszmar niesprawiedliwych oszczerstw zaczyna się dla niego od nowa...
Książki Picoult niezmiennie wciągają mnie i zaskakują. Mimo, że przeczytałam ich już kilkanaście, wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla lekkości pióra i pomysłowości autorki, ale także dla jej wnikliwej analizy ludzkich charakterów i struktur społecznych. Salem Falls jest pod tym względem jedną z ciekawszych oraz bardziej złożonych opowieści. Fabuła składa się bowiem z kilku wątków głównych i z mnóstwa pobocznych, o mniejszym znaczeniu, ale równie ciekawych. Na pierwszy plan wysuwają się losy Jacka oraz przebieg wydarzeń związanych z oskarżeniem go o gwałt. Jak zwykle Picoult stawia na dramatyczny przebieg procesu sądowego, w którym pojawiają się niespodziewane zwroty akcji, wpływające nie tylko na losy bohaterów, ale też skutecznie zbijające z tropu czytelników. Drugim ważnym elementem historii jest wątek miłosny pomiędzy Jackiem i Addie. Być może wiele osób zauważy, że nie jest on szczególnie rozbudowany, czy romantyczny, ale mi przypadł do gustu przede wszystkim ze względu na ciekawie przedstawioną kwestię wzajemnego zaufania w związku. No i oczywiście element trzeci, czyli sprawa tytułowych (przynajmniej wg tytułu polskiego ;) ) czarownic. Autorka podejmuje nie tylko kwestię psychiki nastoletnich dziewcząt, łatwo ulegających wpływom i poddających się manipulacjom, ale także pokazuje, jak niewinne, dziewczęce zabawy mogą stać się źródłem poważnych, dorosłych kłopotów. Dodam jeszcze, że ta fabularna mieszanka została ze smakiem doprawiona garścią ciekawych bohaterów o bardzo różnych, intrygujących osobowościach i o bardzo różnych życiowych historiach. I voila! Mamy wspaniałą, poruszającą i dającą do myślenia powieść, która pochłania czytelnika na długie godziny i dosłownie przenosi go w realia miasteczka Salem Falls.
Mimo, że lektura przypadła mi do gustu, muszę wspomnieć o kilku nieścisłościach, które rzuciły mi się w oczy. Przede wszystkim, nie podobał mi się wątek opowiadający o przeszłości Addie. Bez wchodzenia w szczegóły powiem tylko, że odniosłam wrażenie, iż autorka zapomniała go dokończyć. Owszem, wspomina ważne wydarzenia, które teoretycznie mają sporo wspólnego z głównym wątkiem, ale nic z tego nie wynika. Brakuje puenty. Addie wydaje się mało wyraźna i jakby odsunięta na drugi plan. Trochę mi to przeszkadzało, bo widziałam w tej postaci spory potencjał. Druga zastanawiająca dla mnie kwestia, to wątek matki Jacka. Niby coś zostało powiedziane, niby coś się wydarzyło, ale tak naprawdę nie miało to sensu. Nie rozumiałam ani postępowania Annalise, ani optymizmu, który Jack prezentuje pod koniec opowieści... (może to trochę mgliste, co piszę, ale nie chcę nikomu zaspoilować, a kto przeczytał, ten pewnie wie, o co mi chodzi ;) ). I na koniec wątek Meg, który wydał mi się mało logiczny (albo czegoś nie zrozumiałam). Co właściwie się wydarzyło? I czy wydarzyło się naprawdę? Jeżeli było tak, jak myślę, to zachowanie bohaterki oraz jej ojca, dorosłego i ponoć rozważnego mężczyzny, wydaje mi się mocno przesadzone...
Salem Falls naprawdę mi się podobało. Choć udało mi się przewidzieć część wydarzeń, zakończenie zupełnie mnie zaskoczyło. Jak już pisałam, książka nie tylko umożliwia przyjemne spędzenie wolnego czasu, kompletne zagłębienie się w wielowymiarowej opowieści, ale także skłania do myślenia. Ja zawsze wynoszę z lektury Picoult wiele przemyśleń i traktuję je jako wartość dodaną jej książek. Zgodnie ze zwyczajem, gorąco polecam tą powieść i nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce trafi jeden z najnowszych tytułów z dorobku Amerykanki.
Tym razem Picoult opowiada nam historię intrygi, która zawładnęła miasteczkiem Salem Falls. Jego mieszkańcy nie mogą pogodzić się z faktem, że Jack, który dopiero co opuścił więzienie po odbyciu wyroku za gwałt na nieletniej, wybrał sobie akurat to miejsce na odbudowanie swojego życia. Mężczyzna stara się jednak nie wchodzić nikomu w drogę i mimo powszechnej nienawiści, zapracować na swoją pozycję w społeczeństwie. Jednak pewnej nocy, Jack zostaje oskarżony o zgwałcenie jednej z miejscowych nastolatek - Gillian. Koszmar niesprawiedliwych oszczerstw zaczyna się dla niego od nowa...
Książki Picoult niezmiennie wciągają mnie i zaskakują. Mimo, że przeczytałam ich już kilkanaście, wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla lekkości pióra i pomysłowości autorki, ale także dla jej wnikliwej analizy ludzkich charakterów i struktur społecznych. Salem Falls jest pod tym względem jedną z ciekawszych oraz bardziej złożonych opowieści. Fabuła składa się bowiem z kilku wątków głównych i z mnóstwa pobocznych, o mniejszym znaczeniu, ale równie ciekawych. Na pierwszy plan wysuwają się losy Jacka oraz przebieg wydarzeń związanych z oskarżeniem go o gwałt. Jak zwykle Picoult stawia na dramatyczny przebieg procesu sądowego, w którym pojawiają się niespodziewane zwroty akcji, wpływające nie tylko na losy bohaterów, ale też skutecznie zbijające z tropu czytelników. Drugim ważnym elementem historii jest wątek miłosny pomiędzy Jackiem i Addie. Być może wiele osób zauważy, że nie jest on szczególnie rozbudowany, czy romantyczny, ale mi przypadł do gustu przede wszystkim ze względu na ciekawie przedstawioną kwestię wzajemnego zaufania w związku. No i oczywiście element trzeci, czyli sprawa tytułowych (przynajmniej wg tytułu polskiego ;) ) czarownic. Autorka podejmuje nie tylko kwestię psychiki nastoletnich dziewcząt, łatwo ulegających wpływom i poddających się manipulacjom, ale także pokazuje, jak niewinne, dziewczęce zabawy mogą stać się źródłem poważnych, dorosłych kłopotów. Dodam jeszcze, że ta fabularna mieszanka została ze smakiem doprawiona garścią ciekawych bohaterów o bardzo różnych, intrygujących osobowościach i o bardzo różnych życiowych historiach. I voila! Mamy wspaniałą, poruszającą i dającą do myślenia powieść, która pochłania czytelnika na długie godziny i dosłownie przenosi go w realia miasteczka Salem Falls.
Mimo, że lektura przypadła mi do gustu, muszę wspomnieć o kilku nieścisłościach, które rzuciły mi się w oczy. Przede wszystkim, nie podobał mi się wątek opowiadający o przeszłości Addie. Bez wchodzenia w szczegóły powiem tylko, że odniosłam wrażenie, iż autorka zapomniała go dokończyć. Owszem, wspomina ważne wydarzenia, które teoretycznie mają sporo wspólnego z głównym wątkiem, ale nic z tego nie wynika. Brakuje puenty. Addie wydaje się mało wyraźna i jakby odsunięta na drugi plan. Trochę mi to przeszkadzało, bo widziałam w tej postaci spory potencjał. Druga zastanawiająca dla mnie kwestia, to wątek matki Jacka. Niby coś zostało powiedziane, niby coś się wydarzyło, ale tak naprawdę nie miało to sensu. Nie rozumiałam ani postępowania Annalise, ani optymizmu, który Jack prezentuje pod koniec opowieści... (może to trochę mgliste, co piszę, ale nie chcę nikomu zaspoilować, a kto przeczytał, ten pewnie wie, o co mi chodzi ;) ). I na koniec wątek Meg, który wydał mi się mało logiczny (albo czegoś nie zrozumiałam). Co właściwie się wydarzyło? I czy wydarzyło się naprawdę? Jeżeli było tak, jak myślę, to zachowanie bohaterki oraz jej ojca, dorosłego i ponoć rozważnego mężczyzny, wydaje mi się mocno przesadzone...
Salem Falls naprawdę mi się podobało. Choć udało mi się przewidzieć część wydarzeń, zakończenie zupełnie mnie zaskoczyło. Jak już pisałam, książka nie tylko umożliwia przyjemne spędzenie wolnego czasu, kompletne zagłębienie się w wielowymiarowej opowieści, ale także skłania do myślenia. Ja zawsze wynoszę z lektury Picoult wiele przemyśleń i traktuję je jako wartość dodaną jej książek. Zgodnie ze zwyczajem, gorąco polecam tą powieść i nie mogę się doczekać, kiedy w moje ręce trafi jeden z najnowszych tytułów z dorobku Amerykanki.
Ta recenzja została nagrodzona w konkursie na najlepszą recenzję na stronie internetowej wydawnictwa Prószyński i S-ka