29 sierpnia 2013

A. D'Avenia - Biała jak mleko, czerwona jak krew

Tytuł: Biała jak mleko, czerwona jak krew
Autor: Alessandro D'Avenia
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2011

Alessandro D'Avenia to typowy humanista, można by nawet rzec - człowiek renesansu. Z zawodu jest nauczycielem, ale zajmował się także kręceniem krótkich filmów, prowadzeniem teatru oraz nauczaniem. Widać to także w jego debiutanckiej i bestsellerowej zarazem książce, która pełna jest pięknie sformułowanych przemyśleń. Nie dziwne, że spodobała się milionom czytelników w 20 krajach świata, gdzie dotarła po przetłumaczeniu.

Biała jak mleko, czerwona jak krew opowiada o pierwszej miłości. Leo, szesnastoletni Włoch, zakochuje się w koleżance ze szkoły, Beatrice. Choć nieśmiałość nie pozwala mu na bliższe poznanie ukochanej, w głębi duszy chłopak marzy o wspólnej przyszłości, opowiada o swoich uczuciach i analizuje swój stan. Rozterkami dzieli się z najbliższą przyjaciółką, Silvią. Jednak, jak to zwykle w życiu bywa, miłość nie jest łatwa, a Leo musi dojrzeć i stawić czoła tej prawdzie.

Czytałam wiele pozytywnych opinii o tej książce, ale jakoś nie został mi w głowie zarys fabuły. Dlatego sięgając po nią, nie wiedziałam, czego się spodziewać. Okazało się, że D'Avenia stworzył przepiękną, delikatną, ciepłą opowieść o pierwszej miłości. Opowieść, która jest zupełnie inna, niż zalewające rynek czytelniczy erotyki, czy też paranormal romance. Przede wszystkim dlatego, że jest prawdziwa, realistyczna. A przez to bardzo poruszająca. Jej magia tkwi właśnie w tych pozytywnych emocjach i życiowej mądrości, które płyną z każdej strony. Prosta, właściwie jednowątkowa fabuła jest w tym przypadku atutem, pozwala bowiem skupić się na przesłaniu i dać się wciągnąć w historię. Ważną rolę odgrywają także bohaterowie, którzy są autentyczni, obecność każdego z nich jest przemyślana i wnosi do powieści jakąś wartość. Wszystkie te elementy składają się w spójną całość, którą czyta się bardzo przyjemnie i szybko.

Dużym plusem tej książki jest jej forma. Autor używa w miarę prostego, choć efektywnego języka. Mimo, że wielokrotnie ociera się o tematykę filozoficzną i używa metafor, nietrudno jest zrozumieć sedno przekazu. Odwołanie do barw, które są motywem przewodnim Białej jak mleko, czerwonej jak krew sprawia, że prościej jest pojąć system wartości głównego bohatera, a przez to zrozumieć pobudki, jakimi się kieruje. Wydaje mi się, że jest to swego rodzaju ukłon w stronę młodszych czytelników, ale muszę przyznać, że i mnie dzięki temu czytało się bardzo dobrze.

Bestsellerowy utwór Alessandra D'Avenii ląduje na mojej półce z ulubionymi książkami. Opowiedziana w nim historia naprawdę mi się podobała i wzbudziła we mnie wiele ciepłych emocji. Nie zdarza mi się wracać do raz przeczytanych pozycji, ale w tym wypadku nie mówię nie, a to chyba najlepsza rekomendacja! Polecam!

27 sierpnia 2013

E. Spindler - Naśladowca

Tytuł: Naśladowca
Autor: Erica Spindler
Wydawnictwo: Arlekin
Rok wydania: 2006

Nie ma to jak dobry kryminał! Za każdym razem, kiedy sięgam po książkę z tego gatunku, przekonuję się, że nic nie wciąga tak, jak historia tajemniczej zbrodni. Zwłaszcza, historia w wykonaniu Ericy Spindler. Tym razem wybór padł na czternastą powieść w dorobku amerykańskiej autorki - Naśladowcę.

Kilka lat wcześniej w amerykańskim miasteczku Rockford grasował Morderca Śpiących Aniołków. Zbrodniarz z zimną krwią mordował 10-letnie, niewinne dziewczynki. Nigdy go nie schwytano, ale pasmo krwawych morderstw ustało. Teraz znów ktoś zabija dziewczynkę w jej własnym łózku, ale Kitt Lundgren, która prowadziła poprzednie śledztwo, dostrzega na miejscu zbrodni znaczące różnice... Wszystko wskazuje na to, że w mieście pojawił się naśladowca.

Cóż mogę napisać - Spindler po raz kolejny pozytywnie mnie zaskoczyła. Jej książka ma w sobie ten magnetyzm, który nie pozwala się oderwać od czytania. A to przede wszystkim za sprawą ciekawej, biegnącej dwutorowo fabuły. Sam wątek kryminalny jest niebanalny. Poza morderczą zagadką (której jak zwykle nie umiałam rozwiązać) oraz dynamiczną akcją związaną z  czynnościami śledczymi, zawiera także interesujące spostrzeżenia dotyczące relacji jakie występują między policjantami. Równolegle autorka opowiada historie obu głównych bohaterek. Na pierwszy plan wysuwa się Kitt Lundgren, doświadczona przez los policjantka, która dla śledztwa poświęciła swoje szczęście. Drugą protagonistką jest Mary Catherine Riggio, która w czasie trwania dochodzenia poddaje się całej gamie emocji – od zazdrości o pozycję starszej i bardziej doświadczonej koleżanki, aż po zupełnie niespodziewane zauroczenie nowym kolegą. Te wstawki obyczajowe ubarwiają powieść i sprawiają, że bohaterowie wydają się czytelnikowi bardziej ludzcy. W końcu też mają swoje zmartwienia, które nierzadko przysłaniają im otaczającą ich rzeczywistość. Ukoronowaniem powieści jest świetny język, jakim posługuje się Spindler. Jest on zarówno prosty, miejscami nawet kolokwialny, jak i plastyczny, świetnie oddający opisy oraz przebieg dynamicznych wydarzeń. Może to właśnie dzięki niemu strony topnieją w niesamowitym tempie.

Naśladowca to kolejny dobry, niewymagający kryminał. Idealny na letnie popołudnie, kiedy oczekujemy lekkiej i przyjemnej czytelniczej rozrywki. Zaskakująca intryga urozmaicona wątkiem obyczajowym, a miejscami także romantycznym naprawdę przykuwa uwagę. Można chyba śmiało stwierdzić, że Spindler uzależnia – wychodzi na to, że na końcu każdej recenzji jej powieści piszę, że chętnie sięgnę po kolejną! ;)

22 sierpnia 2013

T. Valko - Arabska księżniczka


Tytuł: Arabska księżniczka
Autor: Tanya Valko
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2013

Dokładnie rok czekałam na to, żeby poznać dalsze losy bohaterów serii Arabska żona autorstwa Tanyi Valko. Pojawienie się tej książki na rynku było dla mnie nie lada niespodzianką - przypuszczałam tylko, że autorka może się pokusić o napisanie kolejnej części, ale nie wiedziałam tego na pewno. A tu proszę, zupełnie przypadkowo natknęłam się na reklamę zamieszczoną przez wydawnictwo i jeszcze okazało się, że to całkiem opasły tom. Czego chcieć więcej? Nie czekałam zbyt długo, zdobyłam Arabską księżniczkę, delektowałam się nią nad Adriatykiem, a teraz podzielę się z Wami wrażeniami.

Powieść rozpoczyna się przypomnieniem najbardziej kluczowego zdarzenia z poprzedniej części i postępuje naprzód. Przeskakujemy w czasie o kilka miesięcy i znów spotykamy Marysię vel Miriam Ahmed Salimi Bin Laden, jej męża Hamida oraz zwariowaną polską rodzinkę z Dorotą na czele. Nadal młodzi małżonkowie niecierpliwie oczekują narodzin swojego pierwszego dziecka. Temu, wydawałoby się, radosnemu okresowi towarzyszą jednak również zmartwienia - Marysia boi się, że jej sekret ujrzy światło dzienne i zniszczy jej życie, a na dodatek martwi się o swoją mamę, która przechodzi załamanie nerwowe. W końcu mała Nadia postanawia pojawić się na świecie. Wraz z nią, w życiu rodziny pojawiają się także nowi ludzie, w tym tytułowa księżniczka, oraz nowe problemy.

Cóż, muszę przyznać, że mam do tych książek jakąś niezrozumiałą słabość. Wszystkie bez wyjątku czytałam z zapartym tchem i wypiekami na twarzy. I o ile trzy pierwsze tomy przedstawiały historię dramatyczną, niejednokrotnie przerażającą i zdumiewającą, o tyle tom czwarty sprowadza wątek obyczajowy na odrobinę spokojniejsze tory. Żadna bohaterka nie angażuje się w działania wojenne, pojawia się dużo mniej tragicznych wypadków oraz przemocy. Co nie znaczy, że powiewa nudą. Wręcz przeciwnie. Życie bohaterów wykreowanych przez Valko nie jest łatwe - na każdym kroku spotykają ich różne trudności i niebezpieczeństwa. Na dodatek, fabuła książki bazuje na głównym temacie poruszanym przez autorkę, czyli  kwestii zderzenia kultury europejskiej i arabskiej. W momencie, kiedy czytelnik choć trochę interesuje się tym, co nowe i nieznane (dla znakomitej większości osób będą to arabskie tradycje, zwyczaje, religia, prawo szariatu itp.), a na dodatek zżyje się z bohaterami, przepada. Historię Marysi chłonie się w tempie natychmiastowym, lekko, przyjemnie i naprawdę ciężko się oderwać. Valko używa języka prostego, momentami wręcz swojskiego, potocznego, nacechowanego emocjonalnie, zwłaszcza w przypadku dialogów. Momentami może nawet aż za bardzo. Ja miałam wrażenie, że najzwyczajniej w świecie słucham najnowszych plotek z życia mojej dawno niewidzianej znajomej.

Wspomniałam, że wątek obyczajowy jest odrobinę spokojniejszy, niż w poprzednich tomach serii, ale muszę przyznać, że autorka nie zrezygnowała zupełnie ze szczegółowego obrazowania ludzkich krzywd. Arabska księżniczka opowiada nie tylko o losach rodziny Bin Laden, ale także wprowadza nową bohaterkę, księżniczkę Lamię. Tym razem to właśnie ona staje się ofiarą surowych zasad moralnych i prawnych panujących w Arabii Saudyjskiej. Jej wątek jest ciekawą odskocznią od dotychczasowego sposobu przedstawiania sytuacji kobiet w krajach arabskich. Pokazuje on, że nie tylko cudzoziemki cierpią przez prawo szariatu. Okazuje się, że można mieć obywatelstwo, tytuł książęcy, mnóstwo pieniędzy, wykształcenie, a w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko fakt, że nie jest się mężczyzną. Smutne i wstrząsające, ale też pouczające i dające do myślenia.

Podsumowując w kilku słowach - Arabska księżniczka to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów serii. Zwłaszcza, że tym razem autorka wyraźnie dała znać, że to jeszcze nie koniec jej opowieści. Tych, którzy jeszcze nie mieli okazji poczytać utworów Valko, odsyłam do tomu pierwszego. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę warto poznać tą dramatyczną historię od początku, wciągnąć się w nią i dać się jej porwać. Gorąco polecam!     

20 sierpnia 2013

Stosik na koniec wakacji (#24)

Co prawda, moje wakacje jeszcze oficjalnie trwają do października, ale ja powoli przechodzę w stan oczekiwania na kolejne lato. A to dlatego, że urlop już za mną, a wrzesień i resztę roku spędzę w pracy oraz na studiach.

Urlop okazał się dla mnie czytelniczo owocny. Podobnie, jak w zeszłym roku odwiedziliśmy z Narzeczonym piękną, ciepłą, słoneczną Chorwację. W ciągu 9 dni zdążyłam przeczytać Arabską księżniczkę i Naśladowcę (recenzje już wkrótce!). Wróciliśmy wczoraj i jeszcze ciągle czuję ciepło bijące od kamieni na plaży. ;) Dlatego też na dobry początek notki dzielę się z Wami kilkoma zdjęciami południowej przyrody:

Podwodne życie :)

 Wyspa Krk

 Południowe wybrzeże wyspy - morze + góry ©

 Podwodne życie vol. 2 :)

Widooooki! ©

No dobra, koniec zachwytów, trzeba czekać kolejny rok na takie wakacje... Ale przynajmniej jest co czytać. ;) Tak więc, przechodząc do meritum - oto moje najświeższe zdobycze:


  • Spuśćmy psy, M. Jennings - egzemplarz recenzyjny od wydawnictwa Oficynka, który po długiej pocztowej tułacze zrobił mi mega niespodziankę i dziś przybył do mnie. :)
  • Motyl, L. Genova - prezent urodzinowy od Narzeczonego;
  • 1Q84 (tom 1), H. Murakami - j.w.;
  • Róża z Wolskich. Podróż do miasta świateł, M. Gutowska - Adamczyk - podkradzione z maminej biblioteczki;
  • Dowód, E. Alexander - pożyczone od Szwagierki zupełnie spontanicznie, a okazało się, że to podobno bestseller ostatniego miesiąca;
  • Saga wyklętych, Ch. Llorens - sama też robię sobie prezenty urodzinowe, a to jeden z dwóch. Kupno drugiego odłożyłam na teraz ze względu na wyjazd. Pojawi się pewnie w kolejnym stosiku. :)
Ot i taki mały stosik na mojej półce sobie urósł. Cieszy oko i nie mogę się doczekać, kiedy będę go konsumować. Mam nadzieję, że umili mi koniec wakacji.

Pozdrawiam ciepło!

15 sierpnia 2013

M. Pagnol - Żona piekarza


Tytuł: Żona piekarza
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2010


Żona piekarza to moje kolejne, zupełnie przypadkowe odkrycie. Książka wpadła mi w ręce w czasie tegorocznego bookcrossingu i ostatecznie wylądowała na mojej półce. Zupełnie nie znałam jej autora, ale Marcel Pagnol niejako sam mi się przedstawił we wstępie do swojej powieści. Już na pierwszej stronie okazało się, że ta lektura to pozycja wyjątkowa - nie powstała bowiem z oryginalnego pomysłu autora, lecz została przez niego zaadaptowana na scenariusz filmowy (i w takiej wersji dostaje ją czytelnik). Pierwowzorem była krótka historyjka zamieszczona we francuskiej prasie.

Historia opisana przez Pagnola opowiada o dramatycznym zdarzeniu, które wstrząsa małym francuskim miasteczkiem. Otóż, żona piekarza porzuca swojego męża i wraz z kochankiem ucieka z w niewiadome miejsce. Piekarz, zakochany w swojej kobiecie na zabój, niesamowicie cierpi. I nie jest w tym cierpieniu odosobniony - wraz z nim brak piekarzowej odczuwa całe miasteczko. Dlaczego? A dlatego, że zrozpaczony piekarz nie piecze chleba... Jak poradzą sobie w tej sytuacji mieszkańcy? Czy zdołają przekonać zrozpaczonego mężczyznę, aby wrócił do wykonywania swojej pracy?

Żona piekarza odrobinę mnie zdziwiła. Przede wszystkim, formą. Nie spodziewałam się, że historia o takiej tematyce może zostać zaprezentowana jako scenariusz filmowy. Czytając, miałam wrażenie,  że mam przed sobą coś w rodzaju przypowieści - fabuła jest bowiem prosta, liczba bohaterów ograniczona, a przesłanie trudne, ważne, ale też na swój sposób piękne. Podanie takiej historii w formie czystych dialogów, przetykanych tylko gdzieniegdzie krótkimi uwagami, zupełnie mi się nie spodobało. Samej opowieści nie można jednak odmówić uroku. Pagnol porusza bardzo powszechny temat zdrady w małżeństwie. Mimo, że problem jest skomplikowany, autor pisze o nim w sposób prosty, a może nawet odrobinę infantylny. Stosuje metaforę, pod którą skrywa cały wachlarz ludzkich emocji, z miłością i przebaczeniem na czele. I to właśnie te emocje są esencją tej krótkiej powieści. Bo cała reszta - prosty, lekki język, przewidywalność wydarzeń, stereotypowi bohaterowie - tak naprawdę schodzi na drugi plan. To tylko zachęta dla czytelnika, aby pochylił się nad ponadczasowym przesłaniem, przemyślał sytuację i może wyciągnął jakieś wnioski dla siebie. Osobiście, byłam oczarowana tym podstępem zastosowanym przez Pagnola. Dzięki niemu nie tylko z zaciekawieniem czekałam na zakończenie historii (które niejedną osobę może zaskoczyć) i mogłam na spokojnie przemyśleć jego wymowę, ale także dałam się porwać atmosferze pozytywnych, ciepłych uczuć, które zalewają czytelnika w momencie przerzucenia ostatniej strony.

Lekturę powieści francuskiego pisarza wspominam bardzo pozytywnie. Mimo, że książka ma niewielką objętość, a jej forma jest odrobinę nietrafiona, to jednak uważam, że jest wartościowa - niesie ogromnie ważne przesłanie, a poza tym wzbudza w czytelniku piękne uczucia. Oby więcej takich pozycji, które potrafią poruszać trudne sprawy w sympatyczny sposób. Polecam!

7 sierpnia 2013

R. Kapuściński - Cesarz

Tytuł: Cesarz
Autor: Ryszard Kapuściński
Wydawnictwo: Agora - Kolekcja Gazety Wyborczej
Rok: 2010

Ryszarda Kapuścińskiego zna chyba każdy Polak. Nawet taki, który czyta niewiele. A to za sprawą faktu, iż dziennikarz, nazywany cesarzem reportażu, był wielokrotnie nagradzany za swoje utwory. Otrzymywał wyróżnienia nawet za czasów PRL – pierwszy raz w 1956 roku! Ciężko więc nie wiedzieć, o kogo chodzi.Nie dziwne też, że jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków obcych, czyniąc go drugim najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem.


Na drugie spotkanie z twórczością Kapuścińskiego wybrałam Cesarza. Jest to zbiór reportaży opowiadających o funkcjonowaniu władzy cesarskiej w Etiopii na przestrzeni kilku lat przed upadkiem. Książka ma formę zbioru komentarzy autora i wypowiedzi osób, które były blisko ośrodka władzy, pełniły rozmaite funkcje w najbliższym otoczeniu cesarza i niejednokrotnie na własnej skórze czuły blask bijący od najjaśniejszej osoby w państwie.

Szczerze mówiąc, moje wrażenia po lekturze są słodko-gorzkie. Doceniam przekaz utworu. Jest on trudny, ale jednocześnie niezmiernie interesujący. Kapuściński, nie szczędząc ironii, opisuje swego rodzaju absurd – bo nie da się inaczej nazwać tego, co działo się na szczycie etiopskiej hierarchii politycznej. Momentami nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Ale po chwili przychodziła mi do głowy refleksja – są ludzie, dla których to jest codzienność. Którzy każdego ranka wstają z myślą o tym, że będą cierpieć głód, którego władza nie widzi. Albo, że spędzą dzień na podkładaniu poduszki po cesarskie buty… Trzeba przyznać, że autor otwiera czytelnikom oczy na ważne, trudne i w pewnym sensie smutne sprawy.

Z drugiej jednak strony, książka zmęczyła mnie trochę. Przede wszystkim, ze względu na język. Wielu krytyków bardzo go chwali, ale mi wydał się ciężki. Wypowiedzi różnych osób oddają ich styl mówienia, charakterystyczny dla pozycji społecznej, czy też stopnia wykształcenia. Przez to niektóre fragmenty są monotonne i ciężko skupić się na treści. Mimo, że wypowiedzi są uszeregowane w sposób chronologiczny, to jednak duża ilość dygresji dotyczących samego cesarza spowodowała, że miałam problem z nadążaniem za wydarzeniami i kiepsko wciągnęłam się w opowieść.

Cesarz nie jest lekturą lekką. Powiedziałabym, że to raczej książka, która trochę uświadamia ludzi żyjących w krajach demokratycznych o tym, co dzieje się w innych zakątkach świata. Skłania do myślenia, pozwala dostrzec w Afryce coś innego, niż majestatyczną Saharę i safari z egzotycznymi zwierzętami. Podziwiam Kapuścińskiego za fakt, że potrafił dostrzec ten etiopski absurd i opisać go tak, żeby czytelnik chciał się nad nim zastanowić. Mimo kilku drobnych wad, polecam.

2 sierpnia 2013

H. Coben - Shelter [Schronienie]

Tytuł: Shelter
Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Orion
Rok wydania: 2011

Książki Cobena wpadają mi w ręce w zupełnie przypadkowej kolejności. Mimo, że chciałabym się trzymać chronologii, to i tak ulegam i czytam jak się uda. Tym razem z półki zdjęłam właściwie najświeższą powieść amerykańskiego pisarza wydaną w Polsce. Shelter jest też tytułem otwierającym nową serię, w której pierwsze skrzypce gra Mickey Bolitar.

Fabuła książki jest kontynuacją wydarzeń z Wszyscy mamy tajemnice (Live Wire). Mickey mieszka ze swoim wujkiem Myronem. Choć ta sytuacja zupełnie mu się nie podoba, 15-latek zgodnie z umową zagryza zęby i stara się przeczekać aż do czasu wyjścia matki z odwyku. W międzyczasie, staje się jednak czynnym uczestnikiem zagadkowych wydarzeń. Dziewczyna Mickey'a, Ashley, znika bez wieści, więc chłopak postanawia na własną rękę odszukać ją. Pomagają mu w tym nowo poznani przyjaciele.

Shelter okazało się naprawdę dobrą powieścią, choć na początku miałam co do tego pewne obawy. Po przeczytaniu kilku książek Cobena, zdążyłam już zauważyć, że autor stawia na mocne, sensacyjne wątki, nierzadko doprawione brutalnymi elementami walk, w których uczestniczą bohaterowie. Moje skojarzenie - typowo męska literatura (choć może to zbyt mocne określenie). Dlatego też, kiedy okazało się, że głównym protagonistą i zarazem narratorem w tej opowieści jest 15-latek, nie byłam przekonana, czy całość zagra tak, jak powinna. Na szczęście, Coben wiedział, co robi. Fakt, że trzeba przymknąć oczy na pewną dozę konfabulacji (bo jaki nastolatek pod czujnym rodzicielskim okiem biega sobie po nocach poza domem, jeździ samochodem bez prawa jazdy i konfrontuje się z lokalnymi typami spod ciemnej gwiazdy?), ale poza tym Shelter jest jak najbardziej historią wciągającą, dynamiczną i ciekawą. 

Najbardziej spodobał mi się wątek, który, jak podejrzewam, będzie motywem przewodnim dla serii. Może dlatego, że zawiera element historii, a może dlatego, że Coben zrobił z niego zagadkę, którą czytelnik odkrywa wraz z biegiem fabuły. Przede wszystkim ze względu na niego wiem, że z chęcią sięgnę po kolejny tom cyklu - Seconds Away. Pozostałe wątki nie zaskoczyły mnie zanadto. Dużo fizycznej konfrontacji Mickey'a z bandziorami, trochę melodramatu w kwestii obyczajowej. Duży plus za wydarzenia związane z postacią Ashley - choć to pewnie mogłabym podciągnąć pod wątek główny, o którym wspominam wyżej.

Podsumowując - Shelter to kolejna dobra powieść Cobena. Autor jak zawsze funduje czytelnikom dynamiczną akcję i fascynujące tajemnice. Prosty język (nawet w oryginale!) i sympatyczni bohaterowie sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem, szybko wsiąka się w historię i naprawdę ciężko się oderwać. Dla mnie była to lekka i przyjemna lektura, także na pewno nastąpi u mnie ciąg dalszy spotkań z twórczością Cobena.