30 czerwca 2011

P. Schmandt - Fotografia

Nareszcie! Udało mi się wybrać się na czytanie pod chmurką i złapać trochę słońca. Na koc zabrałam ze sobą Fotografię Piotra Schmandta. Wcześniej nie spotkałam się z utworami tego autora, dlatego byłam książki bardzo ciekawa. Okazała się ona być przyjemną lekturą na leniwe popołudnie.

Na początek kilka słów o samym pisarzu. Zadebiutował stosunkowo niedawno, wydając Pruską zagadkę, historię, której akcja poprzedza wydarzenia z Fotografii. Schmandt  okazuje się być osobą o bardzo licznych i ciekawych zainteresowaniach. Jednym z nich jest historia XX wieku, na tle której chętnie snuje swoje opowieści. Dorobek pisarza to jak na razie tylko dwie książki, ale mam nadzieję, że na tym nie poprzestanie.

Akcja powieści rozgrywa się na początku XX wieku w Wejherowie, należącym ówcześnie do Prus. Inspektor Ignaz Braun przypadkowo natyka się na zbrodnię popełnioną na wieczorze towarzyskim. Ginie znany miejscowy fotograf, a winnym morderstwa może być każdy z gości zaproszonych przez panią Neiss. Pruski policjant staje przed kryminalną zagadką...

Ogólnie, kryminał okazał się być lekki i przyjemny. Cała akcja skupia się wokół jednego wątku, który rozwija się dosyć leniwie, ale ciekawie. Szczerze przyznam, że wciągnęłam się w śledztwo inspektora Brauna i z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie zagadki. Atutem książki jest prosty język - obawiałam się, że klimat XX wieku wprowadzi ciężki, trochę pompatyczny sposób wyrażania się towarzyskiej śmietanki wejherowskiej. Na szczęście, nic takiego się nie stało i historię, która w dużej mierze składa się z przesłuchań i rozmów, czyta się szybko i łatwo. Zakończenie okazało się dla mnie zaskakujące - choć z długiej przyjaźni z Agathą Christie znałam takie zwroty akcji, jakie zastosował Schmandt, to jednak nie udało mi się zgadnąć, kto zabił.
Bardzo spodobali mi się bohaterowie Fotografii. Każdy z nich okazał się być indywidualnością, o konkretnych cechach charakteru, poglądach, każdy z nich skrywał jakiś swój mały, prywatny sekrecik. No, i oczywiście, z początku każdy idealnie pasował do roli tajemniczego zabójcy. Zaprzyjaźniłam się też z miłym i sprytnym Ignazem, głównym bohaterem, który mimo pracy nad krwawym przestępstwem, nie zatracił swojej dżentelmeńskiej natury i nawet wobec podejrzanych zachowywał najwyższą kulturę. Musze przyznać, że czytanie o tych wszystkich konwenansach ubiegłego stulecia było miłą odmianą - dziś nie raz zdarza się w książkach niewybredny język. Może dlatego właśnie lubię wracać do opowieści, które rozegrały się w przeszłości? ;)
I jak zwykle na zakończenie recenzji, muszę się zachwycić aspektem historycznym. Tym razem w trochę innym wydaniu, gdyż skupiłam się na samym Wejherowie. Miasto (dziś; wtedy miasteczko) znam z wakacyjnych podróży. Wielokrotnie je odwiedzałam i przyznaję, że byłam ciekawa tego, jak zmieniło się przez ponad sto lat. Porównanie ułatwiły mi czarno-białe fotografie uzupełniające tekst powieści. Uważam, że to świetny pomysł, choć żałuję, że nie były na nich przedstawione miejsca, o których mowa w historii, ale niezwiązane z nią budynki Nowego Miasta.

Z całym przekonaniem mogę polecić Fotografię wszystkim amatorom kryminalnych zagadek. Myślę, że nawet ci czytelnicy, którzy chcą uciec w przeszłość i poczytać o urokach wieku XX, znajdą tu coś dla siebie. Ja książkę odkładam na półkę i z niecierpliwością czekam na okazję do przeczytania Pruskiej zagadki i nowe publikacje autora.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Funky Books. Dziękuję!


27 czerwca 2011

J. Picoult - Second Glance [Drugie spojrzenie]

Z ogromną przyjemnością sięgnęłam na moją półkę z książkami "do przeczytania" i zdjęłam z niej kolejną pozycję z literackiego dorobku Jodi Picoult. Second Glance kupiłam już jakiś czas temu, jak wspominałam w poście stosikowym - specjalnie w oryginalnej, angielskiej wersji. Muszę przyznać, że lubię czytać Picoult, i nie tylko, po angielsku. Marzy mi się też czytanie po hiszpańsku, ale na to jestem jeszcze za mało zaawansowana... ;) No, to tyle osobistych wynurzeń, a teraz przejdę do meritum.

O Jodi Picoult napisałam już sporo w poprzednich recenzjach jej książek. Uznawana przez New York Times'a za najlepiej sprzedającego się autora, nie próżnuje. Co chwilę publikuje nową powieść. Ostatnio spod pióra pisarki wyszła Sing you home, której premiera miała miejsce 1 marca. Oczywiście, polscy czytelnicy muszą zaczekać na tłumaczenie jeszcze przez chwilę. Przeczytane przeze mnie Second Glance na swoją polską wersję językową czekało aż 8 lat!

Drugie spojrzenie to zagmatwana historia, w której losy pozornie niezwiązanych ze sobą osób tworzą splot nieprzewidzianych wydarzeń. Poznajemy szereg bohaterów, których wątki pozornie nie mają nic wspólnego, każdy z nich wprowadza nas w problemy, z jakimi się zmagają. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że łączy ich historia pewnego kawałka ziemi nawiedzanego przez duchy i zbrodnia sprzed siedemdziesięciu lat.

Czytając, miałam wrażenie, że ta powieść Picoult nieco różni się od innych. Jest to w pewnym sensie totalny miks różnych gatunków - mamy tutaj zarówno niekiepski kryminał, jak i ulubiony przez autorkę wątek obyczajowy, dotyczący rzadkich chorób, odnajdziemy także elementy romansu, a nawet szczyptę historii i odrobinę nauki. Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało. Dzięki temu, dostajemy do ręki rozbudowaną, wielowątkową historię, która tym bardziej przykuwa czytelnika, wręcz dosłownie wciąga go w wir wydarzeń.
Ogromny plus należy się Picoult za wartką akcję - ciągle coś się dzieje, nawet pozorne przestoje wprowadzają do fabuły ważne elementy. Właściwie do ostatniej chwili jesteśmy trzymani w napięciu. Mimo, że wątek przedawnionej zbrodni i... duchów zostaje rozwiązany na kilkanaście stron przed końcem lektury, następujące po nim wydarzenia tym bardziej nas zadziwiają i przykuwają naszą uwagę.
Urzekli mnie bohaterowie. Trudno wyróżnić jednego lub dwóch głównych, wszyscy przedstawieni bliżej, okazali się ważni. Bardzo polubiłam Shelby i Eli'a oraz pełnego wątpliwości Ross'a. Wspaniały klimat książki powstał właśnie dzięki niesamowitej chemii, jaką pisarce udało się obudzić między postaciami, ale także dzięki ich złożonym osobowościom, a nawet realistycznym trudnościom codziennego życia, z którymi się mierzyli. Czytając, byłam prawie pewna, że każda z tych osób jest stuprocentowo prawdziwa.
Nie sposób nie wspomnieć o bardzo interesującym wątku naukowo-historycznym. Jak zwykle, autorka przyłożyła się do swojej pracy. Tym razem zostajemy dokładnie zapoznani z sytuacją Indian w społeczeństwie oraz związaną z tym kwestią prawa o sterylizacji (link do Wikipedii, dla ciekawych, którzy chcą wiedzieć więcej o tej sprawie), które na początku XX w. było rozpowszechniane w stanie Vermont w USA. Z lektury możemy się sporo dowiedzieć, m.in. o tym, jaka była geneza tego zjawiska, a także poznać towarzyszące mu kontrowersje. Nie jest to temat łatwy, dlatego tym bardziej autorce należą się wielkie brawa za sprawne wplecenie go w opowieść. 
Do tego pochwalnego elaboratu dodam jednak gorzki akcent. Dwie kwestie nie spodobały mi się w Second Glance. Po pierwsze, wstawki z różnych dokumentów, mające na celu uzupełnienie tematu sterylizacji. Były zwyczajnie nudne i po przeczytaniu kilku pierwszych, kolejne pomijałam. Po drugie, wątek Ross'a i wydarzenia, które się w nim pojawiły, wydały mi się mało realistyczne. Wiem, że w książce o duchach musi być trochę zjawisk paranormalnych, ale chyba Picoult tym razem zbyt mocno popuściła wodze fantazji.

Serdecznie polecam tą książkę. Ogólnie oceniam ją bardzo pozytywnie i cieszę się, że i tym razem nie zawiodłam się na mojej ulubionej pisarce. Myślę, że jej stali fani podzielą moje zdanie. A tym, którzy dopiero poznają jej twórczość, mogę z czystym sumieniem zarekomendować Drugie spojrzenie, jako jedną z lepszych pozycji w jej dorobku. :)

Ta recenzja została nagrodzona w 18. edycji konkursu na recenzję tygodnia, organizowanego przez portal nakanapie.pl oraz księgarnię internetową Kumiko. Bardzo dziękuję! :)

20 czerwca 2011

Stosik wakacyjny + dokładka - odsłona 1 (4)

 Koniec sesji, koniec nauki, błogie lenistwo - innymi słowy, nareszcie wakacje! Jako, że czasu będę miała dużo, zapewne zacznę częściej odwiedzać bibliotekę i inne przybytki z książkami. Dlatego też, wielki (w perspektywie) stos wakacyjny postanowiłam podzielić na mniejsze części. Dziś więc odsłona pierwsza.
 
  • Second Glance Jodi Picoult, czyli jedna z ostatnio przetłumaczonych pozycji mojej ulubionej autorki. Tą książkę zakupiłam już jakiś czas temu, specjalnie w oryginale, bo od czasu do czasu lubię poczytać po angielsku i przy okazji odświeżyć sobie ten język. Książka już w czytaniu, nie mogłam się jej doczekać!
  • Szafranowe niebo Lesley Lokko - pożyczona z maminych zbiorów, choć nie wiem, czy przypadnie mi do gustu. Lubię tzw. kobiecą literaturę, ale historie kobiet w średnim wieku, żyjących w wiecznej pogoni za drugą młodością (patrz: Dom nad rozlewiskiem, Nigdy w życiu!) jakoś mnie nie kręcą. Tak czy siak, dam jej szansę, zobaczymy z jakim skutkiem.
  • Władca Barcelony, autorstwa Chufo LLorensa, to również wykopalisko z regału Mamy. Jako, że bardzo podobała mi się Katedra w Barcelonie, a ta pozycja porusza podobny temat, postanowiłam się z nią zapoznać. Dodatkowo, pokaźna ilość stron przekonała mnie, że to może być dobra lektura. ;)
Stosik, choć niewielki na ilość, to jednak spory objętościowo. Mimo tego, liczę, że już niedługo będę miała okazję wybrać się na biblioteczne łowy.
Tymczasem, miłego letniego czytania! :)

DOKŁADKA 



  • W roli dokładki występuje moja pierwsza książka z współpracy z wydawnictwem Funky Books - Fotografia P. Schmandta. Czekałam na nią z niecierpliwością, głównie z tego względu, że to kryminał rozgrywający się w Wejherowie, miasteczku, które znam z wojaży wakacyjnych. Ciekawa jestem, jak wypadnie, jako tło dla wydarzeń w historii. Zdecydowałam się dołożyć Fotografię do pierwszego wakacyjnego stosiku, bo na pewno sięgnę po nią w najbliższym czasie. :)

19 czerwca 2011

S. Fleszarowa-Muskat - Wizyta

W dzisiejsze szare i chłodne, niedzielne popołudnie pożegnałam się z losami Magdaleny, Piotra i Gastona. Poprzednie części bardzo chwaliłam, jednak recenzja trzeciej nie będzie, niestety, aż tak pozytywna.

W Wizycie w dalszym ciągu śledzimy poczynania Magdaleny. Jednak, jej życie diametralnie różni się od tego, które wiodła w Przerwie na życie. Jako żona Gastona, obraca się w środowisku dyplomatów, jest bogata i może pozwolić sobie praktycznie na wszystko. Pomimo tego, zamiast sielankowego urlopu w Karlowych Warach, wybiera powrót do Edelheim. Zastaje tam sytuację, która, po raz kolejny, zmusza ją do walki o prawdę i dobro oraz o spokój przyjaciół.

Cóż... ostatnia część cyklu bardzo mnie rozczarowała. Spodziewałam się ciekawego zamknięcia wątku Magdaleny, a dostałam... książkę opowiadającą o zupełnie innych wydarzeniach, losy dotychczasowych głównych bohaterów traktującą marginalnie! Na początku nie zrażałam się, licząc na rozwój akcji, jednak po przebrnięciu przez 1/3 powieści, nie zauważyłam żadnych zmian... Czytając, odnosiłam wrażenie, że pani Fleszarowa-Muskat nie do końca miała pomysł na tą część cyklu - zaczęła ciekawie, ale, wraz z upływem stron, historia staje się coraz bardziej wydumana i więcej w niej "zapychaczy" odciągających uwagę od głównego wątku, niż tego wątku właśnie.
Główną wadą tego tomu okazały się nudnawe i przydługie opisy rozmyślań Gastona. Związane z dyplomacją i historią, skutecznie zabiły dynamizm. Oprócz tego, same wydarzenia rozwijały się nadzwyczaj wolno, cała akcja opierała się właściwie o dialogi, jakie miały miejsce między różnymi osobami. Nawet pojawiające się sceny buntu lokalnych pracowników nie miały w sobie tego dramatyzmu, który znam z pierwszej części.
Ogromnym minusem, w moim mniemaniu, okazał się brak znanych mi wcześniej (i lubianych) bohaterów. Poza postaciami Magdaleny, Gastona oraz Erny Friesen, reszta przewijających się w książce osób jest nam całkowicie obca. I choć pisarka nadała im takie same, żywotne i prawdziwe charaktery i osobowości, to już nie to samo. Nowi bohaterowie najczęściej w ogóle nie pamiętają wydarzeń opisanych w pierwszym tomie - i to, niestety, w Wizycie zabija atmosferę całego cyklu. Moją uwagę zwróciła jednak księżniczka Uschi - to za jej sprawą pojawiały się rzadkie momenty, w których coś się działo; coś, co na nowo, po długich przestojach, wprawiało czytelnika w zaciekawienie.
Zawiodła mnie także, wspaniała dotąd, otoczka historyczna opowieści. W tomie pierwszym i drugim ten aspekt był naprawdę ciekawie i starannie przez autorkę omówiony. W części trzeciej natomiast, czytelnik ma poczucie, że czas się zatrzymał, a Edelheim i wstrząsające nim wydarzenia, są zupełnie oderwane od świata. Świata, na którym, notabene, działo się wiele ciekawych rzeczy.

Podsumowując, muszę z przykrością przyznać, że po raz kolejny trafiam na bardzo słabe zakończenie bardzo dobrego cyklu. Tym, którzy w lekturze serii Fleszarowej-Muskat dobrnęli do Wizyty, polecam książkę, choćby dla wiedzy o tym, w jaki sposób autorka zamknęła niektóre wątki. Tym, którzy chcą po tą historię sięgnąć ot tak, zdecydowanie odradzam.

13 czerwca 2011

S. Fleszarowa-Muskat - Przerwa na życie

Druga część cyklu Stanisławy Fleszarowej-Muskat okazała się tak samo dobra, jak pierwsza. Również "wypożyczona" z maminej biblioteczki, umiliła mi chwilę odpoczynku od sesyjnej nauki, która daje się we znaki. Ale miejmy nadzieję, że już niedługo. ;)

O autorce pisałam nieco w poprzedniej części. Tym razem, uważam, że warto wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie jej biografii - a mianowicie, o jej działalności w PZPR. Ta kwestia okazuje się mieć spore znaczenie z perspektywy historii przedstawionej w Przerwie na życie - po raz kolejny autorka raczy nas niejako swoimi wspomnieniami i doświadczeniami.

Sama historia to kontynuacja niełatwych losów Magdaleny, Piotra i Gastona. Nie chciałabym zdradzać zbyt dużo, żeby zainteresowanym nie popsuć frajdy z czytania. Powiem więc tylko, że w drugiej części nadal będziemy śledzić ich zmagania z życiem, ale już w zupełnie innej, niż wojenna, rzeczywistości, w zupełnie innej konfiguracji uczuciowej, jaka wytworzyła się między nimi. A w tle - Polska. Polska powojenna.

Jak zwykle, na początku nie byłam przekonana do drugiej części. Moim zdaniem, trzeba nie lada umiejętności, żeby z oryginalnej historii stworzyć równie ciekawy i świeży ciąg dalszy. Dlatego z rezerwą i trochę obawą, że stracę pozytywne wspomnienie pierwszego tomu, podchodziłam do Przerwy na życie. Na szczęście, niepotrzebnie. Autorka znowu wciągnęła mnie w zagmatwane losy Polaków, którzy przeżyli wojnę i szukali swojego sposobu na życie. Obie powieści łączą się - osobie, która nie czytała Pozwólcie nam krzyczeć byłoby ciężko zorientować się w sytuacji. Ale jednocześnie, tom drugi to zupełnie nowa historia, tocząca się w innych czasach. Pisarka połączyła gatunek obyczajowy z historycznym, jednocześnie rozwijając poprzednio wprowadzone wątki. Bohaterowie są starsi, starają się zapomnieć o wojennym koszmarze, który przeżyli, układają sobie życie. Wciąż są autentyczni, wciąż mają w sobie to "coś", co sprawia, że ich egzystencja wydaje się realna. Mimo, że zmieniła się ich sytuacja, pozostali tacy sami. Problemy, z którymi się zmagają, są trudne, ale prawdziwe.
I po raz kolejny zachwycam się historią. Tym razem tłem dla opowieści jest powojenna Polska, w której budują się podstawy komunizmu. Dla mnie, osoby urodzonej już po upadku tego reżimu, to żywa lekcja o przeszłości. Dużo łatwiej jest mi wyobrazić sobie właśnie takie codzienne życie i to, jak władza starała się je kontrolować, jak omamiała Polaków. Z podręcznika szkolnego tak naprawdę nigdy nie dowiedziałam się, jak wyglądała rzeczywistość pospolitego obywatela w tamtych czasach. Dzięki Fleszarowej-Muskat, temat stał mi się przynajmniej trochę bliższy.

Na zakończenie mogę tylko dodać, że ci, którym podobała się część pierwsza, na pewno będą zadowoleni z lektury tomu drugiego. Ja, ze swojej strony, serdecznie polecam.

10 czerwca 2011

Zaproszenie do zabawy, czyli zdradzam kilka tajemnic!

Dziś dostałam zaproszenie od Klaudyny do zabawy, krążącej ostatnio na blogach. Polega ona na napisaniu kilku ciekawych rzeczy o sobie... Nie przepadam za takimi grami, ale jako, że mój blog jest jeszcze młody, to z chęcią zdradzę moim czytelnikom kilka tajemnic. :)

  • Czytać lubiłam od zawsze. Jako maluch, ganiałam rodziców i dziadków z książeczką pod pachą, a kiedy już ulegali mojej perswazji, z lubością cytowałam zapamiętane fragmenty. :)
  • Nie przepadam za fantastyką - zwłaszcza za wiedźmami, krasnoludami, wampirami i innymi tego typu. Nie zdarza mi się sięgać po taką literaturę. Wyjątkiem był Harry Potter (choć nie wiem, czy to się zalicza) i Zmierzch.
  • Uwielbiam... wąchać książki. :D Zwłaszcza te nowe, świeżo z księgarni. Mają specyficzny zapach tuszu drukarskiego, który przypomina mi o przyjemności czytania. To "zboczenie" odziedziczyłam po Tacie.
  • Zachodzę do księgarni nawet, jeśli nie planuję nic kupić. Lubię pochodzić między półkami załadowanymi literaturą, podpatrzyć nowości i czasem (spontanicznie) zapolować na okazje cenowe. ;)
  • Wstyd się przyznać, ale praktycznie nie mam własnych książek. Jest to spowodowane moim szybkim czytaniem - potrafię "połknąć" książkę w dzień lub dwa i w związku z tym, częściej bywam w bibliotece, niż kupuję nowe pozycje. To też nawyk z dzieciństwa - biblioteka jest obok mojej byłej szkoły, tak więc zawsze było mi do niej po drodze.
  • Ciekawostka, wynikająca niejako z poprzedniej - mój "zbiór literatury" liczy tylko kilkanaście pozycji. Od jakiegoś czasu rozbudowuję go, z myślą o przyszłym własnym domu, w którym obowiązkowo znajdzie się miejsce na regał zapakowany dobrymi książkami. Idzie mi to powoli, właśnie dlatego, że zostawiam sobie tylko książki wartościowe, takie, które mnie szczególnie zachwyciły. Resztę puszczam "w obieg".
  • Książka jest jednym ze stałych elementów wyposażenia mojej torebki. :) Znajomi i rodzina śmieją się ze mnie, bo nigdy nie ruszam się z domu bez lektury, nawet jeśli to kilkusetstronowe tomiszcze. ;) A plecy bolą... ;)
  • Czytanie to dla mnie najlepszy relaks na świecie, dlatego dbam o jego odpowiednią oprawę. Uwielbiam herbatę, więc do dobrej lektury mam zawsze kubek z parującym napojem. Najlepiej czyta mi się w łóżku, wieczorem, pod kołderką albo kocykiem. 
  • Ostatnio zaczęłam przykładać wagę do tego, jak wygląda moja zakładka. Zdarzało mi się zaznaczać lekturę czymkolwiek - chusteczką, patyczkiem po lodzie, rachunkami. Teraz mam kilka zakładek do wyboru, obecnie towarzyszy mi kotek. :)
Myślę, że starczy już tych odkrytych sekrecików. Nie chciałabym Was zanudzić, a poza tym, może jeszcze kiedyś pojawi się podobna zabawa, dlatego muszę mieć coś w zanadrzu. ;)
Do zabawy zapraszam Dosiaka i Papierową Latarnię :)

4 czerwca 2011

S. Fleszarowa-Muskat - Pozwólcie nam krzyczeć

Tym razem, czas spędzony na bardzo ciekawej lekturze zawdzięczam Mamie. Swego czasu rozmawiałyśmy o książkach i po mojej uwadze, iż lubię literaturę związaną z historią, Mama z przekonaniem poleciła mi właśnie cykl Stanisławy Fleszarowej-Muskat. Ucieszyłam się, bo, po pierwsze, rzadko czytam polskich autorów, a chciałabym to zmienić. A po drugie - Mama już kilka razy polecała mi powieści i nigdy się nie zawiodłam na jej guście. :)

Wcześniej nie znałam samej autorki ani innych jej powieści. Zasięgnąwszy informacji, dowiedziałam się, że Pozwólcie nam krzyczeć zostało niejako oparte na doświadczeniach pisarki, która sama została wywieziona na przymusowe roboty do Niemiec. Z radością zanotowałam też fakt, że dorobek literacki Fleszarowej-Muskat liczy ok. 700 pozycji - będzie się z czym zapoznawać.

Historia przedstawiona w książce opowiada losy Magdaleny - młodej warszawianki, która zostaje wysłana do przymusowej pracy, do Niemiec. Z początku doskwiera jej samotność i tęsknota za domem, zwłaszcza, że wciąż jest przenoszona z miejsca na miejsce. Dopiero w małym miasteczku przemysłowym Edelheim, gdzie zostaje zatrudniona w fabryce obuwia, odnajduje przyjaźń i stawia czoło trudnej sytuacji, w jakiej się znajduje.

Muszę przyznać, że książka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Akcja rozwija się szybko i właściwie od pierwszej strony pochłaniają nas losy młodej Polki. Ciągle coś się dzieje, a same wydarzenia mają duży wpływ na życie społeczności cudzoziemców w niemieckim miasteczku. Nie brak dramatów, wojennej niepewności, ale zdarzają się także chwile pełne piękna. Ze współczuciem, ale także z podziwem śledzimy poczynania głównej bohaterki na obczyźnie i przez to zaprzyjaźniamy się z nią. Zarówno postać Magdaleny, jak i jej przyjaciół - Philomeny, Gastona, Piotra, Marysi - to nie tylko papierowi bohaterowie. Mamy do czynienia z prawdziwymi ludźmi, indywidualnościami, nieraz trudnymi charakterami... To sprawia, że historia staje się jeszcze bardziej autentyczna, a przez to - wciągająca.
Jak zwykle, zachwyciłam się historycznym aspektem powieści. Dotąd nie spotkałam się z książką opowiadającą o egzystencji i pracy Polaków na przymusowych robotach, dlatego tym bardziej Pozwólcie nam krzyczeć zainteresowało mnie. Życie Magdaleny i jej znajomych zostało opisane ze wszystkimi szczegółami, bardzo realistycznie. Nie można mieć wątpliwości, że autorka doświadczyła tego osobiście. Ciekawy jest też sposób, w jaki pokazani zostali niemieccy obywatele miasteczka. Ich historie nie zostały pominięte, wręcz przeciwnie - autorka pokazuje, że i dla nich wojna często była powodem problemów, niezadowolenia, a czasem rozpaczy. Okazuje się, że nie wszyscy Niemcy pałali nienawiścią do cudzoziemców. Byli także tacy, którzy traktowali ich jak przyjaciół, pomagali i życzyli im jak najlepiej... Szczerze mówiąc, był to bardzo pozytywny aspekt powieści, który zaskoczył mnie, ale jednocześnie przypomniał podobny motyw ze Złodziejki książek.

Z wielką chęcią i ciekawością sięgnę po kolejną część serii - Pozwólcie nam krzyczeć jest bowiem tomem pierwszym z trzech (i w dodatku kończy się bardzo niejednoznacznie!). Tymczasem, polecam serdecznie spotkanie z Magdaleną. :)

1 czerwca 2011

Tymczasem...

Sesyjna nauka pełną parą, tymczasem...

miło mi ogłosić, że w dniu wczorajszym ruszyła Facebookowa strona mojego bloga!

Planuję nie tylko udostępnianie linków do notek na blogu, ale też komentowanie ciekawych wydarzeń dotyczących mojej przygody z literaturą.

Polubić stronę można w ramce obok. Zapraszam do odwiedzania i dodawania komentarzy! :)