30 stycznia 2013

K. Bielecki - Rekonstrukcja

Pamiętacie, jak pisałam o Defekcie pamięci? Książka była oryginalna, zupełnie inna od tych pozycji, które czytam na co dzień. Mimo to, odebrałam ją bardzo pozytywnie. Dlatego też, bardzo się ucieszyłam, kiedy pojawiła się okazja zapoznania się z kolejną pozycją z dorobku Krzysztofa Bieleckiego, czyli Rekonstrukcją. Okazuje się, że pisarz poszedł o krok dalej i tym razem przedstawił nam krótką powieść, opartą na koncepcji testów projekcyjnych. Jak sam pisze:
Psychologowie mawiają o testach projekcyjnych, niejednoznacznych obrazach i zdaniach, w których każdy może dostrzec coś innego, to, co sam chce zobaczyć. Na pewno kojarzysz plamy atramentowe i pytanie, co pan tu widzi. Jeśli chcesz zrozumieć istotę tej opowieści, spójrz na »Rekonstrukcję« jak na literacki test projekcyjny.

Dlatego też, ciężko jest jednoznacznie powiedzieć, o czym opowiada ta książka. Każdy czytelnik zobaczy w niej zupełnie inną historię. I tu, moim zdaniem, tkwi cała magia.

Powieść składa się z siedmiu krótkich opowiadań. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie są one ze sobą powiązane. Z czasem okaże się jednak, że możemy wyodrębnić elementy, które w mniej lub bardziej oczywisty sposób spajają poszczególne części, tworząc przewrotną, niekompletną fabułę. Fabułę, która zmusza nas, czytelników, do czynnego w niej udziału. W jaki sposób? Otóż, bardzo prosty. Musimy użyć wyobraźni. A właściwie, można by powiedzieć, że w tej książce więcej jest używania wyobraźni, niż czytania. Bo każde opowiadanie tak naprawdę tylko sygnalizuje nam pewien problem. To, jak go zinterpretujemy oraz jakie zakończenie mu dopowiemy, zależy tylko od nas. W pewnym sensie to my tworzymy tą historię w naszych głowach. Fajne? Fajne. Osobiście, lubię taką umysłową gimnastykę. Na dodatek, Rekonstrukcja ma nam służyć jako już wspominany test projekcyjny. W psychologii tego rodzaju badanie pozwala na dotarcie do głębokich warstw podświadomości człowieka i poznanie tych myśli, o które nigdy w życiu by się nie podejrzewał. Z czytaniem tej książki jest podobnie. Po skończonej lekturze każdy czytelnik może się zastanowić nad tym, dlaczego w akurat taki, a nie inny sposób zrozumiał dane opowiadanie i co może z tego wynikać... Tak więc, ta powieść może się okazać lekturą, o której nie będziecie mogli zapomnieć jeszcze długo po zakończeniu czytania.

Muszę też przyznać, że jestem zadziwiona tym, jak różnorodne treści, tematy, problemy udało się autorowi zasugerować w tak krótkiej, bo zaledwie 200-stronicowej, książce. Choć o żadnej nie pisze wprost, poddaje pod nasze rozważania najważniejsze bolączki współczesnego świata. To sprawia, że powieść nabiera świeżości i jest na czasie, dlatego sądzę, że każdy, kto interesuje się choć trochę tym, jaka jest otaczająca go rzeczywistość, uzna tą pozycję za wartościową. Na plus zaliczam także język użyty w książce. Jest on lekki, łatwy w odbiorze i przyjemny do czytania. To czyni fabułę bardziej przystępną - w mojej ocenie, dużo bardziej przyjazną czytelnikowi, niż w Defekcie pamięci. Nie ma przydługich ani zbyt zakręconych zdań, którymi można by się zmęczyć. Jednym słowem, bogata treść została podana we właściwy sposób.

Podsumowując, uważam, że Rekonstrukcja to porcja prawdziwie inteligentnej lektury, nie będącej dla czytelnika jedynie przyjemnością, ale wymagająca od niego też nieco pracy umysłowej, pobudzająca wyobraźnię i skłaniająca do refleksji nad własnym spojrzeniem na świat. Nietuzinkowa, ale intrygująca forma już od pierwszej chwili przykuwa naszą uwagę i zaostrza ciekawość, przez co ciężko jest się oderwać od lektury. Myślę, że po raz kolejny Krzysztofowi Bieleckiemu należą się brawa. Oby kolejne jego książki trzymały poziom. :)

23 stycznia 2013

K. Hosseini - Tysiąc wspaniałych słońc

Źródło
Tysiąc wspaniałych słońc to nie tylko druga książka w dorobku Khaleda Hosseiniego. To także moje drugie spotkanie z jego twórczością, choć tym razem w formie słuchanej. I chyba nawet bardziej udane, niż poprzednie. Bo nie byłam niczym rozczarowana, a raczej oczarowana.

Książka opowiada historię życia dwóch afgańskich kobiet. Mariam, urodzona jako harami, czyli nieślubne dziecko, przynoszące wstyd swoim rodzicom, dzieciństwo spędza w biednym domu swojej matki. W wyniku splotu różnych wydarzeń, jeszcze jako dziewczynka zostaje wbrew swojej woli wydana za mąż za zupełnie obcego i dużo starszego człowieka. Laila pierwsze lata swojego życia spędza w inteligenckiej rodzinie, otoczona miłością i obdarzona przyjaźnią Tariqua, chłopca z sąsiedztwa. Jedynym cieniem w jej życiu jest wojna. To właśnie ona odbierze Laili wszystko, na czym dziewczynie zależy. Ale jednocześnie, będzie dla niej początkiem zupełnie innego życia. Życia, które Laila będzie dzielić z Mariam.

Tak jak wspomniałam na początku, Tysiąc wspaniałych słońc to powieść, która oczarowała mnie w wielu wymiarach. Osoby, które już wcześniej poznały tą historię, mogą się zdziwić, widząc takie stwierdzenie. Dlaczego? A dlatego, że książka nie jest łatwą i przyjemną lekturą. To opowieść o trudnym życiu w realiach wojny. Życiu, w którym zamiast chwil szczęśliwych pojawia się cierpienie, gdzie miłości bardzo rzadko udaje się wydostać spod pokładów nienawiści, a ludzie, zamiast czynić dobro, starają się przetrwać za wszelką cenę. Na dodatek, wojna jest krwawa, nie oszczędza nikogo, doprowadza społeczeństwo na skraj wytrzymałości... Całości dopełnia wgląd w kulturę muzułmańską i związany z nią problem niskiego statusu kobiet. Czytamy więc o smutku, o braku perspektyw, poddaniu się niezbyt sprzyjającemu losowi, a nawet walce o życie swoje i najbliższych. Słowem, nie są to tematy, z którymi chcielibyśmy mieć do czynienia. A już na pewno nie takie, które mogłyby nas oczarować.

Ale... powieść Hosseiniego ma też drugi, zupełnie inny wydźwięk. Czytelnik dostaje bowiem do rąk historię piękną, krzepiącą, z pozytywnym przesłaniem. Przepełnioną ciepłymi emocjami. Bohaterki okazują się osobami posiadającymi życiową mądrość, urzekają nas swoją duchową siłą i wolą życia. Mimo niesprzyjających warunków, są w stanie wykrzesać z siebie wspaniałe, potężne uczucia, które stają się dla nich ostoją i źródłem siły. Mówię przede wszystkim o głębokiej przyjaźni, opartej na wspólnej walce o lepsze jutro. Ale także o miłości rodzicielskiej, o ambicji, o przywiązaniu do własnych przekonań, o poświęceniu dla innych. Wszystkie te emocje pojawiają się na kartach Tysiąca wspaniałych słońc, przenikają do umysłu czytelnika, utwierdzając go w przekonaniu o tym, że są prawdziwe. Muszę przyznać, że po zakończeniu odsłuchiwania audiobooka czułam się naprawdę pokrzepiona i naładowana pozytywną energią. Bo ta książka, choć momentami smutna lub przerażająca, potrafi zaszczepić w umyśle przekonanie, że nie ma trudności, których nie da się pokonać.

Tego pozytywnego obrazu powieści dopełnia element historyczny. Autor daje nam możliwość zobaczenia wojny w Afganistanie oczami mieszkańców Kabulu. Jesteśmy więc w samym środku wydarzeń, możemy dosłownie poczuć siłę uderzeniową wybuchów i rozpacz rodzin, które każdego dnia tracą bliskich. Ale też w pewnym sensie zrozumieć, jakie znaczenie i implikacje ten konflikt miał dla samego Afganistanu, spoglądając na niego nie z perspektywy świata zachodniego, lecz widząc  go naprawdę, tak jak tysiące Afgańczyków. Na szczęście, Hosseini zgrabnie wplótł ten wątek w tło swojej opowieści i nie zanudza czytelników polityką ani militarnymi opisami. Całość jest napisana prostym, przyjemnym językiem, którego zarówno dobrze się słucha, jak i czyta. Muszę też przyznać, że Maria Peszek, którą znam głównie jako wokalistkę, dała sobie radę w roli lektora.

Tysiąc wspaniałych słońc to bez wątpienia wartościowa książka. Ze względu na jej zawartość dotyczącą wojny w Afganistanie oraz kultury tego kraju, ale także ze względu na potężny ładunek emocjonalny. Przyznam szczerze, że mimo sesji i braku czasu, nie umiałam się oderwać od słuchania, bo losy Mariam i Laili są bardzo wciągające. Po jakimś czasie ciekawił mnie już nie tylko rozwój dynamicznej fabuły. Zwyczajnie przywiązałam się do bohaterek i koniecznie chciałam wiedzieć, jak potoczą się ich losy... A kiedy już zaprzyjaźniam się z postaciami z historii, to znaczy, że jest ona naprawdę dobrze napisana. Tak więc, gorąco polecam tą pozycję i mam nadzieję na kolejne, rychłe spotkanie z prozą Hosseiniego.

Za możliwość odsłuchania audiobooka dziękuję portalowi Audeo.pl

19 stycznia 2013

Centrum Europa Świat - zapraszam do lektury!

Od ładnych kilku lat jestem jednym z redaktorów pisma studenckiego, który wydaje mój wydział - Centrum Europejskiej UW. Nigdy nie miałam okazji pochwalić się Wam moimi publikacjami, bo w większości są to recenzje książek, które i tak możecie przeczytać na blogu.

W najnowszym numerze miałam jednak okazję pisać o czymś troszkę innym, ale tematycznie podobnym - czyli o blogach czytelniczych. To raczej wstęp dla początkujących, którzy chcieliby się odnaleźć w naszej książkowej blogosferze, ale może kogoś zainteresuje. :)

Artykuł poniżej (proponuję zapisać zdjęcia i otworzyć w programie, który je powiększy):


Mam nadzieję, że będzie Wam się miło czytało, ja tymczasem wracam do sesyjnego urwania głowy przy gorącej herbacie i ukradkowego odsłuchiwania Tysiąca wspaniałych słońc lub podczytywania Rekonstrukcji. ;)



Pozdrawiam cieplutko z mojego zasypanego, rodzinnego miasta!

11 stycznia 2013

E. Hoffman - Lost in Translation [Zagubione w przekładzie]


Jak już wspominałam, książka Evy Hoffman była dla mnie lekturą obowiązkową. Czytałam ją przez ponad dwa tygodnie ze względu na niezbyt komfortowe widmo sesji, nauki i innych atrakcji tego typu. Trochę żałuję, że tak wyszło, bo miałam problem z tym, żeby wczuć się w specyficzny klimat tej pozycji. A warto, bo autorka potrafi taki klimat stworzyć mimo, że jej książki nie da się zaliczyć do kategorii klasycznych powieści.

Eva Hoffman jest Żydówką polskiego pochodzenia. Dzieciństwo spędziła w powojennym Krakowie. Jednak pewnego dnia rodzice dziewczynki decydują się na przeprowadzkę do Kanady. W Lost in Translation kobieta opowiada o swoich zmaganiach z odnalezieniem siebie w tej nowej, zupełnie nieznanej rzeczywistości, nie tylko kulturowej, ale przede wszystkim - lingwistycznej.

Książka zaciekawiła mnie już jakiś czas temu, głównie dlatego, że jest swego rodzaju legendą dla studentów mojej anglistyki. Przedstawia bowiem ważny dla każdego przyszłego tłumacza problem, dotyczący różnic kulturowych, wpływających na odbiór  tłumaczenia, jego adekwatność i szereg innych związanych z tym kwestii. Mogłabym Was zasypać mądrą terminologią, która powinna się pojawić w związku z tym aspektem powieści, ale dam spokój. Za to napiszę tyle - czytamy o dziewczynce, która nie znając ni w ząb angielskiego, wyprowadza się do kraju, gdzie będzie musiała się w tym języku porozumiewać na co dzień. Na dodatek, Ewa od małego przykłada dużą wagę do słów, do swojej językowej tożsamości. Jesteśmy więc nie tylko świadkami przyspieszonej nauki obcej mowy, ale także mierzymy się z wątpliwościami, przed którymi staje nasza bohaterka. A wątpliwości tych jest niemało. Chociażby - w jakim języku pisać pamiętnik - polskim, który wraz z wyprowadzką stał się niejako reliktem przeszłości, czy angielskim, który wciąż wydaje się nieokiełznany, nieprzyjazny, sztuczny? Jak wytłumaczyć, że polska tęsknota, to nie dokładnie to samo, co angielska nostalgia? Jak przyzwyczaić się do nowego, obco brzmiącego imienia? Takie właśnie pytania pojawiają się w umyśle dorastającej Ewy i nie opuszczają jej przez większą część życia. Jak sobie z nimi radzi? Tego nie zdradzę, bo jednak fabuła powieści opiera się głównie na doświadczeniach kobiety, jej stawianiu czoła codzienności, radzeniu sobie w nowej ojczyźnie i z nowym językiem.

Wspaniałym dodatkiem do powyższych walorów jest także subiektywny wgląd w kulturę krajów anglojęzycznych, dokonany przez Hoffman. Czytelnik może poznać Kanadę i Stany Zjednoczone oczami Polki, dla której były one zupełnie nowym światem. Niejednokrotnie dziwnym, takim, którego trzeba się nauczyć. Autorka opowiada o tym, jak w tym środowisku dorastała, poszukiwała swojej tożsamości, zmieniała się, nabywając cechy charakterystyczne dla Amerykanów. Ale nie zapomina o swoich polskich korzeniach. Widzi swoją prawdziwą ojczyznę, pogrążoną w głębokim komuniźmie, przez pryzmat nowych doświadczeń, dzięki czemu i my możemy na Polskę tamtych czasów spojrzeć z zewnątrz. Zaciekawił mnie również temat bycia emigrantem i związanych z tym problemów. Hoffman pokazuje nam prawdziwe oblicze słynnego American dream, o którym do dziś marzy wielu naszych rodaków. Okazuje się, że w tej kwestii wcale nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać.

Wszystkie wspomniane przeze mnie aspekty sprawiają, że Lost in Translation to pełna wiedzy z zakresu lingwistyki, ale niezmiernie ciekawa powieść. Autorce udało się stworzyć specyficzny ciepły klimat, przesiąknięty problemami egzystencjalnymi, widzianymi z różnych perspektyw - dorastającej dziewczyny, emigrantki, osoby zagubionej w nowej kulturze. Żałuję jedynie, że nie udało mi się książki przeczytać na raz - to, że pojawiały się długie przerwy w mojej lekturze sprawiło, że pod koniec trochę wypadłam z tematu, a ostateczne wnioski bohaterki, mocno naznaczone jej życiową filozofią i doświadczeniem, trochę mnie znużyły. Niemniej jednak, kiedyś z wielką przyjemnością wrócę do tej pozycji. A polecam ją szczególnie tym, którym bliskie są kwestie związane z lingwistyką.

8 stycznia 2013

Update i mała niespodzianka od Audeo!

Cisza na blogu, nic się nie dzieje, może się to wydawać podejrzane... Ale każdy, kto jest studentem, na pewno zauważył, że nastał styczeń, a wraz z nim - bliższe lub bardziej odległe - Mroczne Widmo Sesji. Niestety, w moim przypadku okazało się ono bliższe, stąd też brak mojej aktywności na blogu.



Ale, ale... To nie znaczy, że przestałam czytać. Obecnie zagłębiam się w pozycję, która w moim stosiku pojawiła się trochę z musu, bo jest to książka związana z moimi studiami. Nie znaczy to jednak, że się z nią męczę. Wręcz przeciwnie. Mówię o Lost in Translation Evy Hoffman, poruszającej problem językowego przystosowania imigrantów. Mam nadzieję, że już wkrótce uda mi się ją zrecenzować.

Jestem też w trakcie słuchania audiobooka Tysiąc wspaniałych słońc K. Hosseiniego, który również bardzo mi się podoba (jak na razie). No, ale póki co nie będę zbyt wiele zdradzać.

Żeby zadośćuczynić moją nieobecność, mam dla Was małą niespodziankę. Otóż portal Audeo przygotował dla swoich fanów prezent: na facebookowym fanpage'u udostępnił darmową wersję audiobooka Pies Baskervillów A.C. Doyla. Gorąco polecam tą okazję, bo książka jest naprawdę świetna (na dowód - przypominam Wam moją entuzjastyczną recenzję).  Audiobooka można pobrać stąd. Pozostaje mi tylko pożyczyć Wam smacznego! :)

1 stycznia 2013

Podsumowanie roku 2012 i plany na nowy 2013 :)

Hucznie pożegnany rok 2012 już za mną, dlatego dziś postanowiłam krótko podsumować moje czytelnicze dokonania z ostatnich 12 miesięcy.



Na dobry początek, kilka statystyk:
  • przeczytanych książek - 40 - wynik, który średnio mnie satysfakcjonuje, bo jest niższy od zeszłorocznego. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie tyle, że w poprzednim roku akademickim miałam naprawdę dużo pracy, co odbijało się na moim wolnym czasie, a więc i czytaniu... Oby w kolejnym roku było lepiej. ;)
  • przesłuchanych audiobooków - 4 - w tym przypadku wynik jest mało spektakularny, ale to moje prywatne zwycięstwo. Tak jak pisałam w notce o audiobookach - nigdy ich nie słuchałam, a okazało się, że naprawdę sporo tracę. Przy okazji udało mi się jeszcze nawiązać bardzo sympatyczną współpracę, tak więc same plusy. :)
  • statystyki bloga - zadowalające - liczba wyświetleń w miesiącu jest coraz większa, podobnie jak liczba fanów na facebookowym fanpage'u. Coraz częściej zdarzają mi się również ciekawe kontakty z szeroko pojętymi partnerami z branży. To pozwala mi wierzyć, że nie piszę w pustkę i że moja pasja, którą i tak bym uprawiała, może kogoś interesować. Motywujące i zwyczajnie miłe. :)
Za sukces 2012 roku mogę uznać poznanie nowych autorów, czyli przede wszystkim: Guillaume Musso, Marka Krajewskiego, czy Alex Kavy. Zdecydowanie będę się starać o to, aby spotkać się ponownie z ich twórczością, bo przypadła mi do gustu.

W tym roku udało mi się także dokończyć kilka serii:
  • cykl o Kurcie Wallanderze
  • cykl Numery
  • cykl Arabska żona
  • trylogię Igrzyska Śmierci
  • cykl Cukiernia pod Amorem
Wszystkie bardzo mi się podobały i mogę je śmiało polecić każdemu. Jeśli chodzi o mój ranking poszczególnych tytułów, to powiem szczerze, że nie podejmuję się nawet rozpisania takowego. W tym roku przeczytałam wiele książek, które naprawdę mi się podobały i byłoby mi niezwykle trudno wybrać jedną szczególną pozycję. Prościej będzie z tymi książkami, które mnie nie porwały - tu zdecydowanie na pierwszym miejscu plasuje się Labirynth - K. Mosse.
Za porażkę roku muszę uznać moje ciche wyzwanie biblioteczne - wstyd przyznać, ale w tym roku praktycznie w ogóle nie byłam w bibliotece (nie liczę oczywiście książek  naukowych ani bibliotek uczelnianych). Wszystkie książki docierały do mnie innymi kanałami, a szkoda, bo naprawdę lubię buszować w bibliotecznych zbiorach... Zmiana tej sytuacji jest dla mnie jednym z wyzwań na rok 2013. :)

Na koniec podsumowania, ilustracja pokazująca, ilu książek nie zdążyłam przeczytać przed 31 grudnia 2012... Te tytuły "przejdą" ze mną na kolejny rok:


No, ale czymże byłoby podsumowanie bez planów na kolejny rok? ;)


Tak więc, w 2013 roku chciałabym przede wszystkim wygospodarować więcej czasu na błogie lenistwo z książką, znaleźć więcej okazji do słuchania audiobooków, wykrzesać z siebie więcej wytrwałości, aby sięgać po pozycje bardziej ambitne i trudniejsze, mieć więcej samozaparcia, żeby powstrzymać się od kupowania książek, a w zamian wybrać się do biblioteki. Mam także nadzieję, że uda mi się częściej pisać na blogu. :) Na zachętę dla siebie i dla Was wstawiam jeszcze zdjęcie mojego po-świątecznego stosiku, na widok którego ślinka mi cieknie:

  • seria Kwiaty na poddaszu, Płatki na wietrze i A jeśli ciernie... V.C. Andrews, to prezent, który u Mikołaja zamówił dla mnie Brat :)
  • Norwegian Wood H. Murakamiego, to prezent, który Mikołaj zostawił dla mnie u mojego Narzeczonego, podobnie jak
  • Tryb warunkowy H. Cygler
Stosik mały, ale już go kocham i nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła czytać! :)

Dotarłam do końca mojej noworocznej paplaniny, więc pozostaje mi tylko życzyć Wam spełnienia marzeń i wielu sukcesów w Nowym 2013 Roku oraz zachęcić do pozostania ze mną przez kolejne 365 dni. :)

Pozdrawiam Was ciepło! :)