19 sierpnia 2012

J. Picoult - Mercy [Deszczowa noc]

Mercy to trzecia powieść w dorobku amerykańskiej pisarki, Jodi Picoult. Po raz pierwszy ukazała się w 1996 roku i jak to zwykle bywa z książkami tej autorki, momentalnie została uznana za bestseller. Polecali ją recenzenci z najważniejszych amerykańskich gazet, łącznie z kultowym New York Times'em.

Tym razem Picoult opowiada nam historię kilku członków klanu MacDonaldów, którzy zamieszkują miasteczko Wheelock w stanie Massachusetts. Cameron jest lokalnym szeryfem. Pewnego dnia, pod jego komendą pojawia się jego kuzyn, Jamie, wraz ze zwłokami swojej żony. Mężczyzna twierdzi, że to on ją zabił. Cam i społeczność miasteczka muszą więc uporać się z niecodzienną i nad wyraz delikatną zbrodnią. Na dodatek, szeryf powinien również zadbać o swoje życie małżeńskie, gdyż zbierają się nad nim ciemne chmury.

Ku mojemu własnemu zaskoczeniu, Mercy nie spodobało mi się aż tak, jak inne książki Picoult. Ci, którzy śledzą mojego bloga, doskonale wiedzą, że jestem ogromną fanką twórczości Amerykanki i zazwyczaj rozpływam się w zachwytach nad jej powieściami. Tym razem jest jednak inaczej. Po części, winna jest fabuła. Składa się ona z dwóch głównych wątków: prawniczo-kryminalno-etycznego, w którym prowadzone jest dochodzenie, a potem proces sądowy w sprawie zabójstwa Maggie MacDonald oraz obyczajowo-miłosnego, poświęconego małżeństwu Camerona z Allie. Czytając miałam wrażenie, że autorce nie udało się odpowiednio ich zbalansować. Na początku aspekt kryminalny jest zepchnięty na margines i, co tu dużo mówić, zwyczajnie nudny. Za to, bezustannie towarzyszymy poczynaniom Cama. Pod koniec książki, sytuacja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni - wątek miłosny zostaje praktycznie pominięty, zakończony w niezbyt satysfakcjonujący sposób, a cała uwaga czytelnika zostaje skupiona na postępowaniu sądowym w sprawie morderstwa. Być może ten zabieg był celowy, ale nie przypadł mi do gustu - sprawiał, że lektura momentami stawała się jednowymiarowa, monotonna i nie wciągała tak, jak powinna. Sam moralny problem, który Picoult rozważa w tej książce, jest intrygujący, ale sposób jego przedstawienia sprawia, że czytelnik może czuć niedosyt i rozczarowanie.

Niestety, nie polubiłam bohaterów. Przede wszystkim, Cama. Irytowało mnie jego zachowanie, nie zgadzałam się z podejmowanymi przez niego decyzjami i w realnym życiu, na pewno nie darzyłabym go takim szacunkiem, jaki mieli wobec niego mieszkańcy Wheelock. Jego poczynania były zupełnie sprzeczne z moimi poglądami. W tym miejscu muszę jednak oddać Picoult, że poprzez tą postać przynajmniej potrafiła we mnie wzbudzić dosyć gwałtowne emocje i za to plus. Ale niestety, reszta występujących w opowieści osób wydała mi się nijaka. Z tego powodu nikogo specjalnie nie polubiłam, nie przywiązałam się i w związku z tym, czytałam raczej, żeby poznać zakończenie historii, niż żeby towarzyszyć konkretnemu bohaterowi.

Jak zawsze w przypadku książek po angielsku, nie mogę nie wspomnieć o wielkim zawodzie, jaki za każdym razem sprawia mi tłumaczenie tytułu. Mercy, czyli tytuł angielski, idealnie oddaje problem, jaki porusza książka. Natomiast polskie tłumaczenie Deszczowa noc nijak nie wiąże się z treścią, jest zupełnie oderwane od tematyki. Jeżeli chodzi o sam język, którym napisano historię, to jest on prosty, potoczny i plastyczny, przyjemny do czytania.

Ze smutkiem muszę przyznać, że Mercy to jedna z gorszych książek autorstwa Jodi Picoult, które miałam okazję czytać. Nie chciałabym jej nie polecić - być może ktoś inny wciągnie się w fabułę, bardziej zainteresuje go problem mercy killing, czyli swego rodzaju eutanazji. Nie można jednak nie zauważyć, że pisarka trochę "odpłynęła" od tego tematu, który sam w sobie miał duży potencjał i mógł być podstawą dla porywającej powieści.


I na koniec jeszcze trochę ogłoszeń parafialnych - jutro wybywam na mój długo wyczekiwany wyjazd wakacyjny do Chorwacji. W związku z urlopem od internetu ;) , raczej nie przewiduję publikowania recenzji w przeciagu najbliższych dwóch tygodni. Za to we wrześniu będziecie mogli poczytać o czterech książkach, które w tej chwili pokazuję Wam w kategorii "Teraz czytam". Jeśli dobrze pójdzie, to może uda mi się również skończyć audiobooki i o nich również napisać parę słów.
Tak więc, życzę Wam miłej końcówki sierpnia i do zobaczenia! :)


10 sierpnia 2012

A. Kava - Dotyk zła

Już dawno nie zarwałam nocki, żeby skończyć czytanie jakiejś książki. A tu proszę - Dotyk zła tak mnie wciągnął, że zapomniałam o Bożym świecie. Na dodatek, dowiedziałam się, że ta powieść to pierwsza część cyklu, więc tym bardziej się ucieszyłam, że taka zacna lektura wpadła zupełnie przypadkowo w moje łapki. :)

Fabuła książki opiera się na kryminalnym śledztwie, prowadzonym przez szeryfa Nicka Morelliego i pomagającą mu z ramienia FBI agentkę Maggie O'Dell. Szukają zabójcy małych chłopców, grasującego w miasteczku Omaha, w Nebrasce. Z początku wszystko wygląda tak, jakby winnym zbrodni był Ronald Jeffreys - aresztowany przed kilkoma laty zbrodniarz, który mordował dzieci w podobny sposób. Takie wytłumaczenie nie jest jednak możliwe, bo Jeffreys został stracony. Wniosek jest więc taki, że w mieście pojawił się jego naśladowca, a szeryf i agentka muszą go dopaść, zanim zabije więcej niewinnych chłopców...

Z perspektywy czasu, żałuję, że dopiero teraz zapoznałam się z twórczością amerykańskiej pisarki, Alex Kavy. Okazało się bowiem, że Dotyk zła to jeden z lepszych kryminałów lub, jak kto woli, thrillerów psychologicznych, z jakimi miałam ostatnio do czynienia. Fabuła jest mroczna i zaskakująca, skupia się głównie na śledztwie, chociaż zawiera też elementy obyczajowe i całkiem rozbudowany wątek miłosny. Można by powiedzieć, że zbrodnia i romans to słabe połączenie, ale specyficzny sposób, w jaki autorka podeszła do tematu sprawił, że wszystko zgrabnie stworzyło ciekawą, przyjemną do czytania całość. Intryga kryminalna dosłownie powaliła mnie na kolana. Nie tylko z każdą stroną rozkręca się i nabiera tempa, ale jest swoistym intelektualnym rollercoasterem, który autorka funduje czytelnikom. Myślę, że nie tylko ja podczas czytania zachodziłam w głowę, czy moje przypuszczenia się sprawdzą i nie tylko ja byłam wielokrotnie zaskakiwana nagłymi, zupełnie niespodziewanymi zwrotami akcji. Zakończenie... jest godnym zwieńczeniem historii. Nie napiszę o nim zbyt dużo, powiem tylko, że na pewno spowoduje uśmiech na twarzy każdego czytelnika i zasieje w jego głowie prawdziwy głód dalszych przygód bohaterów.

Ogromnym plusem książki było dla mnie tło opowieści. Zasypane przedwczesnym, październikowym śniegiem, małe miasteczko, ponure, ciemne i wilgotne nabrzeże lodowatej rzeczki, mała, dosyć zamknięta społeczność stworzyły klimat, który niejednego czytelnika przyprawi o ciarki. Pod koniec lektury, kiedy akcja rozgrywała się w jednym z najstraszniejszych miejsc, co jakiś czas instynktownie obracałam się za siebie i nasłuchiwałam z przestrachem. Plastyczny, prosty język książki od razu wtłacza do naszych głów sugestywne obrazy, łatwo więc wyobrazić sobie całą historię.

Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki Alex Kava kreuje swoich bohaterów. Polubiłam Nicka i Maggie, o których dowiadujemy się najwięcej z racji tego, że są głównymi bohaterami. Autorka dała im nie tylko znaczące role do odegrania, ale także złożone osobowości, wspomnienia i ludzkie emocje. Dzięki temu, są wiarygodni i prościej jest ich polubić. Jak to zwykle w kryminałach, ważne są też postacie pretendujące do miana ściganego zbrodniarza. Pisarka zastosowała w książce ciekawy zabieg - pozwoliła nam poznać antagonistę, jego motywację, jego myśli, jednocześnie wodząc nas za nos w kwestii jego rzeczywistej tożsamości. Dzięki temu, każdy czytelnik może mieć własne przypuszczenia odnośnie tego, kto zabija... Oczywiście, zakończenie i tak wszystko zweryfikuje, ale wydaje mi się, że w takiej sytuacji, jak w Dotyku zła, czytając i niejako wcielając się w śledczych, mamy więcej zabawy.

Podsumowując - pierwszy tom z cyklu opowiadającego o losach agentki Maggie O'Dell jest naprawdę wciągającą, zaskakującą i przyjemną lekturą. Wydaje mi się, że dla każdego miłośnika gatunku powinien to być "must-read". Przemyślana fabuła, okraszona klimatycznym tłem i świetnie wykreowanymi postaciami potrafi zawładnąć myślami i nie pozwala oderwać się na dłużej od lektury. Gorąco polecam tą pozycję, a sama już czekam na okazję do zdobycia kolejnej części serii!


7 sierpnia 2012

K. Mosse - Labyrinth [Labirynt]

Kate Mosse to angielska pisarka, która na rynku wydawniczym zadebiutowała już w 1996 roku, ale sława przyszła do niej dopiero 9 lat później, wraz z ukazaniem się powieści Labyrinth. Książka nie tylko została przetłumaczona na 37 języków, ale także została nagrodzona British Book Award. Stanowi ona pierwszą część trylogii, tom drugi - Grobowiec - ukazał się w roku 2007, natomiast finalny odcinek historii ma zostać wydany w Wielkiej Brytanii dopiero we wrześniu 2012.

Książka opowiada o losach dwóch kobiet, pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego. Siedemnastoletnia Alais żyje w średniowiecznej Francji, w zamku, wraz z ukochanym ojcem, mężem i trochę mniej lubianą siostrą. Pewnego dnia zostaje dopuszczona do sekretu, który zupełnie zmienia całe jej życie, kładąc na jej ramionach ogromną odpowiedzialność. Jednocześnie, poznajemy dr Alice Tanner, która na zaproszenie swojej przyjaciółki spędza kilka dni na wykopaliskach w Pirenejach. Zupełnie przypadkowo udaje jej się odkryć jaskinię z ludzkimi szczątkami. Wspaniałe znalezisko ściąga jednak na głowę Alice prawdziwą burzę, z którą kobieta musi się uporać.

Niestety, Labyrinth  zupełnie nie przypadł mi do gustu. Mimo, że jest okrzyczanym i nagradzanym bestsellerem, mi wydał się zwyczajnie nudny. Główna wada powieści to kompozycja fabuły. Sam jej podział na dwa wątki - historyczny i współczesny, jest trafiony i dzięki niemu zagadka dłużej intryguje czytelnika. Poza tym, takie połączenie jest nowatorskie i przez to ciekawe. Jednak akcja rozkręca się baaaardzo powoli, dopiero w okolicach 400 strony historia zaczęła mnie wciągać. Nie uważam, że cały ten przydługi wstęp jest niepotrzebny. Ale mógłby być co najmniej o połowę krótszy. Same wydarzenia budujące opowieść, z założenia zaskakujące, przechodzą bez echa, nie wywierając na czytelniku żadnego wrażenia. Co więcej, zakończenie w żadnym stopniu nie zrekompensowało mi tych męczarni, spodziewałam się bowiem wielkiego "WOW", a dostałam nijaki finisz powieści. Sztampowy i trochę zbyt przewidywalny. Różnorodność wątków utrzymywała się na przyzwoitym poziomie - czytelnik może książkę zaliczyć zarówno do gatunku przygodowego, jak i historycznego, a w wydarzeniach dostrzec elementy romansu i kryminału.

Czytałam powieść w języku angielskim, także pod takim kątem ją ocenię. Część współczesna została napisana językiem prostym, przyjemnym, kolokwialnym, natomiast wątek historyczny okazał się naszpikowany francuskimi nazwami, zwrotami, a czasem nawet całymi wypowiedziami bohaterów. Z pewnością ten zabieg dodaje lekturze realizmu, ale dla mnie - osoby zupełnie nie znającej francuskiego - przedzieranie się przez gąszcz obcych słów było irytujące i dodatkowo zniechęcało mnie do czytania. Być może w polskiej wersji sprawa ma się inaczej.

Dla wielu czytelników aspekt, o którym teraz wspomnę, okaże się wielką zaletą, ale mnie nie zachwycił. Mam na myśli ogromną ilość bohaterów występujących w fabule. To prawda, że dzięki wielu postaciom, książka nabiera głębi, sprawia wrażenie prawdziwszej. Jednak w przypadku powieści Labyrinth jest trochę inaczej. Imiona i nazwiska mnożą się z każdą stroną, otaczają główne bohaterki i często trudno się połapać, kto z kim trzyma i jaka jest jego rola. Pod koniec lektury, każdy czytelnik na pewno bez trudu będzie rozróżniał bohaterów, ale na początku może być trochę zirytowany. Być może to było głównym powodem, dla którego nie polubiłam za bardzo żadnego z bohaterów. Jedynie Alais wzbudziła moją sympatię, choć jej nienaturalnie perfekcyjny charakter odbierał jej wiarygodność.

Ogólnie, Labyrinth rozczarował mnie. Spodziewałam się dobrej, wciągającej, przygodowej lektury, urozmaiconej elementami fabularnymi z innych gatunków. Dostałam raczej nużącą, przekombinowaną historię z małą ilością zwrotów akcji i z nieciekawym zakończeniem. Szczerze przyznam, że nie rozumiem ani zachwytów oraz nagród, jakimi została obdarzona ta powieść, ani entuzjazmu, jaki wzbudzają jej kolejne tomy. Ja nie czuję się zachęcona do tego, żeby po nie sięgnąć i na razie chyba zakończę przygodę z twórczością Mosse. No i niestety - tej książki nie polecam.

4 sierpnia 2012

Stosik wakacyjno-urodzinowy (16)

Żyję. I mam się dobrze. Moja dłuższa nieobecność na blogu (niestety, także na na Waszych blogach) wynika natomiast z różnych zawirowań związanych z pracą, które ostatnio mnie nawiedziły. Ale to mało ciekawe, więc nie będę się rozpisywać. Mogę za to stwierdzić, że dziś mam nareszcie chwilę wolnego, żeby dodać notkę na blogu i żeby wreszcie poczytać. Do mojego czytelniczego przestoju przyczyniła się również niezbyt ciekawa lektura, na jaką zdecydowałam się już jakiś czas temu, a mianowicie - Labyrinth K. Mosse. O samej książce już wkrótce coś napiszę, teraz jedynie zdradzę, że nie porwała mnie i męczę się trochę ze skończeniem jej. 

Ale dosyć narzekania, czas pochwalić się sierpniowym stosikiem wakacyjno-urodzinowym, który jest chyba, jak dotąd, najbardziej imponujący w mojej karierze. Znalazły się w nim pozycje, na które długo czekałam i wiem, że wakacyjny wyjazd będzie dzięki nim tym bardziej udany. No, ale do rzeczy. Oto stosik:


A w nim (od góry):
  •  Pożegnanie z Afryką K. Blixen - pożyczone od "szwagierki" ;) ;
  • Błękitny zamek L. M. Montmogery - wygrzebane z maminej biblioteczki;
  • Sekretne życie pszczół S.M Kidd - spontaniczny zakup na przecenie w moim okolicznym hipermarkecie;
  • Morze ognia. Władca Barcelony II Ch. Llorens - prezent imieninowy mojej mamy, na którym już położyłam łapki ;) ;
  • Więzień nieba C.R. Zafon - j.w.;
  • Pamiętne lato L. Lokko - j.w.;


  • Arabska krew T. Valko - prezent urodzinowy od mojego P. :) ;
  • Kosogłos S. Collins - j.w.;
  • Ciotka Julia i skryba M. Vargas Llosa - prezent urodzinowy od Brata :) ;
  • Wieczna księżniczka P. Gregory - j.w.;
  • Zapora H. Mankell - pożyczona od mojego P. :)





Jak widać, w stosiku większość stanowią nowości, co tym bardziej mnie cieszy. Są to głównie tytuły, na które polowałam od dawna. Ich recenzje ukażą się pewnie w większości we wrześniu, po moim powrocie z wyjazdu i po przeczytaniu jeszcze dwóch pozycji z poprzedniego stosiku.

Za parę dni powinna się pojawić już recenzja wspomnianego Labiryntu, także stay tuned!

Ja tymczasem zmykam czytać... :)

Pozdrawiam! :)